Sztuka wyboru

908 78 2
                                    

- Witaj bracie. - rzucił spokojnym głosem Iorweth.

- Witaj, przyznaj, że nie spodziewałeś się mnie zobaczyć tak szybko. - rzekł lekko Ciaran, zupełnie nie przejmując się faktem, iż niedawno był na granicy życia i śmierci.

- Tak to prawda, zdążyłem pogodzić się z faktem, że zginąłeś w zasadzce. Nie sądziłem, że Letho jest zdrajcą, wybacz mi. - powiedział dowódca komanda, nadal stojąc ukryty w ciemnościach.

Starałam się ocenić, w jakiej odległości znajduje się Iorweth, a nikłe światło padające z trzymanych przez zwiadowców lamp niewiele mi pomagało w tym zadaniu. Elf po prostu stał za daleko. Moja obecność nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia lub celowo mnie ignorował.

- Nikt nie mógł przewidzieć zdrady tego dh'oine, nie ma w tym twojej winy. - odpowiedział uspokajająco mój towarzysz.

W końcu Iorweth zdecydował się podejść na tyle blisko, że byłam w stanie zobaczyć zarys jego sylwetki. Kiedy adrenalina spadła, zaczęłam odczuwać skutki działania tyle czasu na najwyższych obrotach. Ból policzka, który do tej pory ignorowałam, dał o sobie znać ze zdwojoną siłą. Doskonale wiedziałam, że już zdążyła pojawić się opuchlizna. Zawroty głowy przyszły równie niespodziewanie, co letnia burza, a przed oczyma zatańczyły mi ciemne plamy. Jedyne co zdążyłam zarejestrować przed utratą przytomności, to silny uścisk na ramionach, powstrzymujący mój upadek.

***

Ocknęłam się, nie wiedząc, gdzie się znajduję. Pierwszym z bodźców, który do mnie dotarł był zapach. Otaczał mnie lekki aromat cynamonu i czegoś, co trudno mi było opisać. Dopiero po chwili poczułam, że ktoś mnie niesie. Zaniepokojona tym faktem otworzyłam do tej pory zamknięte oczy. Niewiele mi to pomogło, bo otoczenie spowite było nieprzeniknioną ciemnością. Niespokojnie poruszyłam się w objęciach mężczyzny, który mnie niósł.

-O, śpiąca królewna się obudziła. - nade mną rozległ się sarkastyczny głos Iorwetha.

Mocno zaskoczona tym faktem, gwałtownie spojrzałam do góry, przy okazji lekko zahaczając czubkiem głowy o jego brodę.

-Przestań się wiercić, nie jesteś zbyt lekka. A poza tym, jakbyś nie zauważyła, jest ciemno, a nie chciałbym się przez ciebie wywalić. - stwierdził cynicznie Iorweth.

-... To mnie puść. Pójdę sama. - powiedziałam z wyrzutem, starając się wyszarpać z jego uścisku.

- Chętnie to zobaczę, ale nie teraz. - mówiąc to, elf mocniej zacisnął dłonie na moim ciele, tym samym ograniczając mi możliwość ruchu.

- Mówiłam. Postaw. Mnie. Na. Ziemi. - rzekłam, akcentując każde słowo.

- Na twoim miejscu, nie próbowałbym tego. - rzucił rzeczowo Ciaran, którego słychać było zza pleców Iorwetha.

- Powiedziałam, puść mnie, pójdę sama. - wymamrotałam stanowczym tonem.

- Jak sobie życzysz. - powiedział elf, po czym posłusznie postawił mnie na ziemi.

Coś w tonie jego głosu spowodowało, że moja pewność siebie lekko zmalała. Jednakże z powodu urażonej dumy nie chciałam jego pomocy. Już po pierwszym kroku przekonałam się, że popełniłam błąd. Momentalnie moją głowę przeszył tępy ból. Zaskoczona zatoczyłam się do tyłu, wpadając prosto na Iorwetha. Mężczyzna ewidentnie to przewidział, bo nim zdążyłam odzyskać równowagę, znowu trzymał mnie w ramionach.

- I co? Nadal twierdzisz, że dasz radę sama? - zapytał z przekąsem elf.

Nic nie odpowiedziałam, zażenowana faktem, iż znacznie przeliczyłam swoje siły i na dodatek uniosłam się zbyt wielką dumą. Zaczęłam doceniać, że wokół panuje mrok i nikt nie zobaczy moich policzków, które pewnie przybrały kolor piwonii.

- Trzymaj się, obojgu nam będzie wygodniej. - rzucił krótko Iorweth, kontynuując przerwany chód.

Nie mając wyjścia, niechętnie objęłam rękami jego szyję, tym samym zmniejszając dzielącą nas odległość. Nie podobało mi się, że byłam zdana na łaskę tego irytującego elfa. A sam fakt, że musiałam się do niego przytulić, doprowadzał mnie do szaleństwa. Jedynym plusem całej sytuacji było ciepło bijące od jego ciała, które choć trochę osłaniało mnie przed chłodem nocy. Mężczyzna resztę drogi nie odezwał się ani słowem, podobnie zresztą jak reszta komanda. Po kilku minutach marszu, w oddali zamajaczyła mi blada poświata. W pierwszej chwili byłam pewna, że mam przewidzenia. Żeby mieć stuprocentową pewność, że wszystko ze mną w porządku, zdjęłam jedną z dłoni z karku Iorwetha, i przetarłam oczy.

- Nie masz przewidzeń, nie jest z tobą jeszcze aż tak źle. - stwierdził wrednie elf, jakby odgadując moje myśli.

Przemilczałam jego komentarz, przeczuwając, że wdawanie się z nim w jakiekolwiek dyskusje nie ma najmniejszego sensu. Iorweth bezszelestnie pokonał dystans dzielący nas od świateł. Pomimo tego, że wcześniej stwierdził, iż jestem ciężka, niesienie mnie przez ciemny las nie sprawiało mu większych problemów. Miałam dziwne wrażenie, że nie darzy mnie sympatią. W sumie to uczucie było odwzajemnione. Wkurzał mnie na każdym możliwym kroku, nawet Jaskier nie działał mi tak na nerwy. Może to po prostu była kwestia przyzwyczajenia. W końcu weszliśmy w krąg światła, które początkowo raziło mnie w oczy. Kiedy wreszcie przyzwyczaiłam się do panującej wokół mnie jasności, zobaczyłam, że znajdujemy się w sporym obozowisku. Iorweth zatrzymał się i przywołał do siebie jednego ze stojących w pobliżu elfów.

- Eroh, sprowadź Feltharis, byle szybko. - rzucił krótko dowódca komanda.

- Tak jest. - odpowiedział Eroh, po czym odszedł w głąb obozu.

Iorweth natomiast skierował swe kroki w przeciwną stronę. Korzystając z okazji, zerknęłam mu przez ramię, w poszukiwaniu Ciarana. Elf szedł za nami, wspierając się ramieniem towarzyszącego nam zwiadowcy towarzysza. Wyglądał na wykończonego, ale jednocześnie wyraźnie spokojniejszego. Iorweth wniósł mnie do małego namiotu. W środku znajdowały się dwa posłania oraz świeczka oświetlająca niewielkie wnętrze. Mężczyzna ostrożnie położył mnie na jednym z sienników. Naturalnie od razu chciałam podnieść się do pozycji siedzącej, lecz uniemożliwił mi to Iorweth, stanowczo kładąc ręce na moich ramionach.

- Co ty robisz? - zapytał obojętnym tonem elf, nadal przytrzymując mnie na posłaniu.

- Jak to co? Nie widać? Chcę usiąść. - odpowiedziałam, jak by to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Nawet nie próbuj, Feltharis zaraz przyjdzie cię obejrzeć.

- Nie ma takiej potrzeby, nic mi nie jest. - warknęłam, czując lekką irytację.

- Ah tak? - spytał retorycznie mężczyzna.

Początkowo nie wiedziałam, o co mu chodzi, zrozumiałam, dopiero gdy poczułam gorącą ciecz spływającą na moje usta. Nie musiałam zgadywać, żeby wiedzieć, że to krew. Nim zdążyłam jednak ją otrzeć, ubiegł mnie Iorweth, i sam to zrobił. Chwilę po tym do środka już o własnych siłach wszedł Ciaran, a zaraz za nim w namiocie pojawiła się niejaka Feltharis.

- Zajmij się nimi. - powiedział krótko Iorweth, po czym wyszedł, nic więcej nie dodając.

Elfka nie wyglądała staro, jednak nie dałam się zwieść. Kobieta mogła mieć równie dobrze dwadzieścia tak jak i sto lat. Feltharis miała krótkie, proste czarne włosy i szare oczy. Na jej ubiór składała się prosta, lekko żółtawa lniana tunika z krótkim rękawem oraz zwykłe spodnie, połatane w kilku miejscach. Medyczka najpierw skupiła swoją uwagę na Ciaranie. Po dokładnych oględzinach jego już zaszytych ran mruknęła z uznaniem i podeszła do mnie. Kobieta uklękła koło siennika i delikatnie zaczęła sprawdzać tył mojej głowy. Nie znalazła tam jednak nic niepokojącego, bo prawie od razu zajęła się moim bolącym policzkiem. Gdy skończyła, odezwała się po raz pierwszy, odkąd weszła do namiotu.

- Oprócz mocno stłuczonego policzka nic ci nie jest. Omdlenie spowodowane było przemęczeniem organizmu, teraz tylko wystarczy, że wypoczniesz. Rano powinno być wszystko w porządku. - rzekła elfka, po czym zwróciła się do Ciarana. - To się tyczy także ciebie, pomimo że twoje rany są starannie zszyte i tak twój organizm jest osłabiony utratą krwi, masz się nie przemęczać. Zrozumiano?

Elf potakująco skinął głową, momentalnie tracąc zainteresowanie Feltharis. Kobieta nie mając nic więcej do zrobienia, wyszła, zostawiając nas samych. Trwaliśmy w milczeniu, nie wykonując choćby najmniejszych gestów. Przez chwilę byłam pewna, że elf zasnął, on jednak zdecydował się przerwać ciszę.

- Jak się czujesz? - zapytał z troską w głosie, intensywnie się we mnie wpatrując.

- Nieźle, ale to chyba ja powinnam pytać o to samo ciebie. - odpowiedziałam, odwracając się twarzą w stronę Ciarana.

- Ze mną wszystko w porządku. Ocaliłaś mi życie już dwa razy, jestem ci niezmiernie wdzięczny nie tylko z tego powodu, gdyby nie ty, Iorweth najprawdopodobniej zginąłby z rąk królobójcy. Nigdy ci tego nie zapomnę. - powiedział cicho mężczyzna.

- Więcej zasługi ma w tym Geralt niż ja, to jemu powinieneś dziękować. W końcu to on i Triss wyciągnęli cię z barki więziennej, a czarodziejka uleczyła złamania. - stwierdziłam zgodnie z prawdą.

- Nie umniejszaj swojego udziału. To ty zszyłaś moje rany, pomogłaś przezwyciężyć infekcję, dałaś szansę na powrót do komanda, a co najważniejsze, przemówiłaś do rozumu Iorwethowi. - kontynuował Ciaran, nadal upierając się przy swoim.

- Może i masz racje, nie zmienia to jednak faktu, że Iorweth nie ma o mnie dobrego zdania przez wzgląd na Rocha... - westchnęłam smętnie.

- On ma swoje spojrzenie na świat. Początkowo nie dostrzega tego, co istotne, z czasem jednak zauważy prawdziwą naturę sytuacji. - rzekł mężczyzna.

- Obyś miał rację. - mruknęłam, trochę uspokojona jego słowami.

- Przekonasz się, że mam, teraz jednak spróbuj się przespać.

Z ociąganiem wykonałam polecenia mężczyzny. Pomimo świadomości, że nic mi się nie stanie, czułam lekki niepokój. Liczyłam, że to, co Ciaran mówił o Iorwethcie jest prawdom. W sumie sama byłam sobie winna. Mogłam od razu przedstawić sprawę jasno, a nie bawić się w kotka i myszkę. Po kilkunastu minutach rozmyślań wreszcie udało mi się zasnąć.

***

Coś było nie tak, nie do końca wiedziałam co, ale skoro się przebudziłam, coś musiało się stać. Intuicja prawie nigdy mnie nie myliła, więc i tym razem postanowiłam jej posłuchać. Momentalnie poderwałam się do pozycji siedzącej. Nie spodziewałam się, jednak że ktoś nade mną stoi, więc z impetem zderzyłam się z owym osobnikiem.

- Ałaaa - syknęliśmy niemal w tym samym momencie.

Odruchowo złapałam się za bolące czoło, po czym z lekkim niedowierzaniem stwierdziłam, że głos należy do Iorwetha.

- Głupia, co ty wyprawiasz?! - wymamrotał zdenerwowanym głosem elf.

- A ty?! Wystraszyłeś mnie! - rzuciłam z wyrzutem, masując obolałe miejsce.

- Przyszedłem oddać twój miecz i przy okazji sprawdzić jak czuje się Ciaran. A ty, jak widzę, jesteś strachliwa. - powiedział z wyższością Iorweth.

- Nie prawda! Nie spodziewałam się ciebie po prostu. - warknęłam zirytowana.

Mężczyzna jedynie uśmiechnął się złośliwie i zaczął zbierać się do wyjścia. Zanim jednak zdążył to zrobić, do środka wszedł ten sam elf, który sprowadził wczoraj uzdrowicielkę.

- Gwymbleid chce się z tobą widzieć. - zakomunikował Eroh, zwracając się do swojego dowódcy.

- Rozumiem, możesz już iść.

Po tych słowach młody elf zniknął równie szybko, jak się pojawił. Iorweth zaczął się intensywnie nad czymś zastanawiać. Dopiero po chwili odezwał się do mnie.

- Skoro i tak już nie śpisz, pójdziesz ze mną, sprawdzimy, czego chce ode mnie wiedźmin.

-----------------------------------------------------------

Witam witam, to (znowu) ja. Rozdział krótszy niż planowałam, ale uznałam że tak będzie lepiej i odpowiednio wykorzystam potencjał zaistniałej sytuacji. Chciała bym również wiedzieć czy odpowiadają wam rozdziały dłuższe i rzadziej, czy może jednak krótsze i częściej? (Po korekcie)

Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)Where stories live. Discover now