Macierp

750 71 24
                                    

Kolejne zdarzenia potoczyły się jak lawina. W pierwszej kolejności do nieprzytomnej Saski przypadł Iorweth a zaraz po nim Filippa. W sali wybuchło ogromne zamieszanie, wszyscy przekrzykiwali się wzajemnie. Wymieniłam krótkie spojrzenie z Ciaranem i niemal jednocześnie dopadliśmy do kielicha, z którego piła Saskia. Z upuszczonego przez dziewczynę naczynia, wylały się resztki wina, znacząc stół krwistoczerwonymi plamami. Nie możliwe było zatrucie całego wina, bo wtedy ofiarami sabotażu padliby wszyscy. To musiało być coś innego. Dokładnie zaczęłam oglądać kielich z każdej możliwej strony. Moją uwagę przykuł zielonkawy nalot wewnątrz zdobień, co było dziwne, zważywszy na to, że puchar wyglądał na nowy.

" Trucizna "

- To trucizna! Ona umiera! - Krzyknęła Filippa dokładnie w tym samym momencie, w którym ja to pomyślałam.

- Szybko chłopy, dajta nosze! - Rozkazał Yarpen poganiając strażników.

- Zanieście ją szybko w bezpieczne miejsce. Zajmę się nią. - Powiedziała podenerwowana czarodziejka.

Błyskawicznie złożono Saskie na prowizorycznych noszach, po czym wyniesiono z sali. Wszyscy poza mną i Ciaranem opuścili salę obrad. Nawet Geralt poszedł sprawdzić co dalej będzie z Saskią, nim jednak wyszedł, złapał ze mną przelotny kontakt wzrokowy. Wystarczyła krótka chwila, bym zrozumiała co chce mi przekazać. Bez słów powierzył mi zbadanie teucizny. Dawało mi to potrzebną przestrzeń do ustalenia co to za trucizna. Towarzyszący mi elf milcząco obserwował każdy mój ruch. Miałam kilka podejrzeń co do typu i siły trucizny, jednak stopniowo odrzucałam kolejne hipotezy. Kiedy już wyczerpałam praktycznie wszystkie możliwe opcje, do głowy wpadła mi jedna nazwa.

- Thaumador... Nie to nie możliwe... Chociaż... To absurdalne... - Zaczęłam mamrotać pod nosem, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

- Co to Thaumador? - Zapytał Ciaran stając koło mnie.

Ja jednak zbyłam go machnięciem ręki, zbyt zajęta sprawdzeniem swojej tezy. Wyjęłam sztylet i ostrożnie nacięłam wnętrze dłoni. Upuściłam kilka kropli krwi na stół, po czym zeskrobałam resztki trucizny, które wrzuciłam do posoki. Reakcja nie nastąpiła od razu, jednak po kilku chwilach ciecz zaczęła syczeć, by zaraz po tym stopniowo tężeć.

- Powiesz mi wreszcie, co jest niemożliwe? - Dopytywał Ciaran uważnie się we mnie wpatrując.

- Thaumador jest potocznie zwany macierpem. To wyjątkowo rzadka i silna trucizna. Szanse, że Saskia przeżyje, są znikome. - Odparłam, podnosząc wzrok znad stołu.

Ciaran nic nie powiedział i jedynie nieznacznie się skrzywił. Zdziwiła mnie jego reakcja. Nie zareagował tak gorączkowo, jak reszta, stał wyjątkowo opanowany, choć widać było, że również był zdziwiony. Jego zachowanie było co najmniej dziwne. Nie wyglądał na zbytnio przejętego całym zajściem.

" Coś ukrywał, tylko co? "

- Czegoś mi nie mówisz. - Mruknęłam, intensywnie mu się przyglądając.

- To nic, zastanawiałem się, po prostu kto mógłby otruć Saskie. - Odparł, ostentacyjnie oglądając kielich.

Niezbyt przekonywały mnie jego słowa, ale nie zamierzałam na niego naciskać. Skoro uznał, że to nic ważnego najwidoczniej tak było. Sprawa truciciela znajdowała się teraz na pierwszym miejscu więc naturalnie, że wszystko inne schodziło na dalszy plan.

- Chodź, może nie jest jeszcze za późno by coś zrobić. - Powiedziałam, idąc w stronę wyjścia.

Ciaran przytaknął bez przekonania i ruszył za mną. Szybko opuściliśmy budynek, rozglądając się w poszukiwaniu Geralta lub Iorwetha. Najprawdopodobniej byli tam, gdzie Saskia, więc najprościej byłoby znaleźć miejsce, gdzie przeniesiono dziewczynę. Zadanie okazało się dość łatwe, bo przed jednym z budynków w górnej części miasta zebrało się spora grupka osób. Niezwłocznie udaliśmy się w tamtym kierunku. Liczyłam, że na miejscu faktycznie uda nam się zastać Iorwetha lub Geralta. Na szczęście przeczucie mnie nie myliło i zastaliśmy obu mężczyzn czuwających przed wejściem do budynku.

Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu