2. Smok

2.3K 126 19
                                    


꧁༺༻꧂


Kolejny dzień bezczynnie tkwiłam zamknięta w ciasnej celi, a moim jedynym zajęciem pozostawało liczenie kamieni w ścianach, niezbyt ciekawe, ale choć trochę pomagało zabić mijający czas. Przez cały czas zastanawiałam się, co tak właściwie stało się z moim gniadym ogierem. Biorąc pod uwagę, że był młody i silny niewątpliwie wpadł w ręce jakiegoś wyższego rangą żołdaka. Skrzywiłam się na tę myśl, mimo iż nie miałam go długo, zdążyłam polubić mojego zwierzęcego towarzysza.

Z poczuciem bezsilności przekręciłam się na pryczy, która swoja droga nie była zbyt wygodna. Gdyby nie nagły szczęk zamka najpewniej na nowo zaczęłabym rozmyślać nad mniej lub bardziej istotnymi rzeczami. Nie musiałam zgadywać, że to zapewne jeden ze strażników przyniósł mi posiłek jak co dzień o tej porze. W chwili, gdy drzwi do celi uchyliły się z lekkim skrzypnięciem, moim oczom ukazał się gwardzista, którego wcześniej tutaj nie widziałam. Z lekkim zaciekawieniem podniosłam się do pozycji siedzącej i wnikliwie zaczęłam się przyglądać nowo przybyłemu. Na pierwszy rzut oka mężczyzna był co najwyżej kilka lat starszy ode mnie, na oko mógł mieć około trzydziestu paru lat. Żołnierz lekko odstawił miskę z jedzeniem na bok i sam zaczął mi się przyglądać.

— Wiem, że nie jesteś szpiegiem Foltesta. — stwierdził po krótkiej chwili, kompletnie zbijając mnie z tropu.

— A skąd ta pewność? — spytałam sarkastycznie, zdając sobie sprawę, że nie mogę jeszcze bardziej się pogrążyć.

— Jesteś elfką, Foltest nie dopuściłby nieludzi do wojska, a co dopiero do wywiadu.

Uniosłam lekko brwi do góry i nie mogłam się powstrzymać, by nie klasnąć lekceważąco kilka razy w dłonie. Im dłużej siedziałam w lochu, tym większa obojętność mnie ogarniała. Nie wróżyłam sobie świetlanej ani tym bardziej długiej przyszłości. W wojennej zawierusze bardzo łatwo znaleźć coś, o co można oskarżyć nieludzi, więc już pogodziłam się z tym, że prędzej czy później trafię na stryczek.

— Na twoim miejscu bym tak nie cwaniaczył, no, chyba że nie chcesz już oglądać nieba bez kraty w oknie. — stwierdził beznamiętnym tonem, sugerującym, że moja reakcje niezbyt go obeszła.

— Co masz dokładnie na myśli? — spytałam, krzyżując ręce na piersiach. — To, że powieszą mnie szybciejm jest mi nawet na rękę, przestanę gnić w tej zapyziałej celi. — dodałam z odrazą.

— Kto tu mówi o wieszaniu? Miałem raczej na myśli wyjście na wolność, no ale skoro wolisz powieszenie...

— Zaraz jak to wolność?

— Normalnie, kapitan straży powiedział, że po zakończeniu działań wojennych mamy wypuścić ciebie i kilku innych chłopków, którzy się napatoczyli. — rzucił, po czym bez najmniejszego komentarza opuścił celę.


꧁༺༻꧂


Wszedłem za Foltestem do machiny, przy okazji się rozglądając po wnętrzu. Nie było tu zbyt wiele do podziwiania, poza kilkoma skrzyniami nie było tu właściwie nic. Żeby dostać się na górę, musieliśmy wpiąć się po jednej z kilku drabin, które były podstawione do wyższego piętra.

— Wiesz co Geralt, jestem skłonny wybaczyć Luizie zdradę, jeśli oczywiście się opamięta i uklęknie przed swoim królem. — stwierdził stosunkowo obojętnym tonem.

— Cóż za łaskawość królu. — mruknąłem beznamiętnie, rozpoczynając wspinaczkę na najbliższej drabince.

— Oczywiście zbuntowani baronowie nie będą mieli tyle szczęścia, każdy odpowie za zbrodnie przeciwko koronie. - powiedział nieco głośniej, starając się przekrzyczeć zgiełk panujący na zewnątrz.

— Naturalnie.

Foltest nadal coś do mnie mówił, ale szczerze mało mnie to obchodziło. Musiałem jednak potakiwać i udawać, chociaż minimalne zainteresowanie rozmową. W głębi duszy przeklinałem się, że dałem się kupić jak prosty kmiot. Byłem w końcu wiedźminem, a nie prywatnym ochroniarzem. Ale teraz nic już nie mogłem na to poradzić.

Gdy wdrapaliśmy się na szczyt Foltest zaczął rozmawiać z jednym ze swoich żołnierzy. Kojarzyłem go z obozu, mężczyzna nazywał się Ralf i dowodził jednym z oddziałów. Właściwie poza zbroją niczym się nie wyróżniał. Podobnie jak reszta jego towarzyszy był dość wysoki i barczysty. Nie licząc mnie, Foltesta i Ralfa było nas około tuzina, nie wiele, ale powinno wystarczyć, by zdobyć mury.

— Przygotować się! — krzyknął Foltest, trzymając swój miecz w gotowości.

Wyjąłem swój miecz akurat w momencie, gdy klapa zaczęła powoli opadać. Nie czekając, aż ta dotknie muru, zaatakowałem stojącego najbliżej żołnierza. Mężczyzna nie miał czasu ani szans na sparować uderzenia. Szybki cios w tętnice pozbawił go życia. W odwecie za swojego towarzysza rzuciło się na mnie dwóch kolejnych przeciwników. Z tymi nie poszło mi tak szybko.

Pierwszy z nich zwinnie zaatakował z prawej. Jednak ja byłem na to przygotowany i wykonałem lekki odskok, parując jednocześnie ciosy drugiego mężczyzny. Wyćwiczonym ruchem wyprowadziłem precyzyjne pchnięcie między żebra. Tak jak się spodziewałem, ostrze osiągnęło cel bez problemu. Teraz spokojnie mogłem skupić całą swoją uwagę na tym drugim. Z całej siły kopnąłem go w kolano, pozbawiając go tym samym równowagi. Zaskoczony mężczyzna cofnął się o kilka kroków, nie bacząc, gdzie stawia stopy. Wyrwę w murze zauważył, gdy było już za późno, nim spadł, zdążył wydobyć z siebie jedynie krótki krzyk.

Po szybkiej ocenie sytuacji spostrzegłem, że zostało tylko dwóch ludzi La Valette'ów, którzy na tyle cenili swoje życie, że postanowili się poddać. Foltest ruchem głowy kazał ich skuć i zaprowadzić pod straż. W międzyczasie odszedł do nas rycerz z piórkiem na hełmie.

— Idziesz z nami na Arjana, gdy załatwimy smarkacza, morale obrońców znacznie spadną. — oznajmił król, ruszając wzdłuż muru.

Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz