Wizja

613 62 5
                                    

- Mów zatem co to za ważna sprawa, której szczegółów nie chciałaś mi zdradzić. - powiedział zaciekawionym głosem Ciaran, opierając głowę na rękach.

- Tylko obiecaj się nie denerwować. - poprosiłam, szybko siadając naprzeciw niego.

- Ja zawsze jestem spokojny. - rzucił pewnie, ale widząc moje spojrzenie, z lekkim zrezygnowaniem dodał. - No dobrze, obiecuję, że nie będę się denerwował.

- Hmm... Mam koncepcje jak znacznie przyspieszyć zdobycie źródła magii. - oznajmiłam krótko, oczekując jego reakcji.

- Kontynuuj. - rzekł głosem, w którym dało się wyczuć pewną dozę zaniepokojenia.

- Chce wywołać wizję, żeby pomóc ustalić, czy w pobliżu znajduję się coś wystarczająco aktywnego magicznie. - wyjaśniłam spokojnie, ale nim zdążyłam dodać cokolwiek, ten wszedł mi w słowo.

- Słucham?! Ty tak na poważnie?! - spytał podniesionym głosem, podrywając się na równe nogi.

- Miałeś się przecież nie denerwować...

- Przecież jestem spokojny. - rzucił nieco zdenerwowanym tonem. - Czyś ty oszalała? Widziałem, w jakim stanie wczoraj cię Iorweth przyniósł. Nie chcę po raz kolejny zastanawiać się, czy się obudzisz, czy nie. - dodał już nieco spokojniej.

- To nie miałoby miejsca, gdyby nie Iorweth... Tak mocną i wyraźną wizję spowodowały silne emocje, gdy mnie znalazł, dolał jedynie oliwy do ognia.

- Tym bardziej nie powinnaś tego robić. To przez niego znalazłaś się w takim stanie, a teraz jeszcze chcesz mu pomagać, tyle przy tym ryzykując?

- Tak... Dobrze wiesz dlaczego.

- Owszem kochasz go, ale to nie wszystko. Pomyśl o sobie, o swoim zdrowiu, to ono jest tu najważniejsze.

- Myślę, i to, co do niego czuję to nie wszystko. Pomyśl o ile wybudzenie Saskii podniesie morale miasta...

- Ajj... Wiem, że w głównej mierze chodzi ci o Iorwetha. Na pewno jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - dopytywał wyraźnie zaniepokojony moim pomysłem.

- Tak. Daj mi chwilę. Nigdy wcześniej nie próbowałam z własnej woli wywołać wizji.

Jeśli miałam być szczera, nie miałam zielonego pojęcia, od czego zacząć. Po raz pierwszy w życiu żałowałam, że nie potrafię tego kontrolować, bo chociaż raz moje zdolności mogły się do czegoś przydać. Niepewnie zamknęłam oczy, starając się oczyścić umysł ze wszystkich zbędnych myśli. Ciągle nie do końca byłam przekonana czy mój plan ma jakiekolwiek szanse powodzenia, ale musiałam spróbować. Nie mogłam dłużej patrzeć jak Iorweth się męczy, a gdyby mi się udało, miałby jeden powód mniej do zmartwień. Zaczęłam wolniej oddychać, całkowicie koncentrując się na myśleniu o Saskii i o składnikach antidotum. W myślach zadawałam nieme pytania, oczekując na nie odpowiedzi, które jednak nie przychodziły. Za każdym razem, gdy na krańcach umysłu wyczuwałam jakąś iskierkę, ona znikała, ot, tak wymykała mi się. Co prawda, było to frustrujące, ale nie zamierzałam się poddawać. Cel był wart wysiłku włożonego w starania.

Nie wiem, ile dokładnie tak siedziałam, ale przez cały ten czas czułam na sobie wzrok Ciarana, który w milczeniu czekał na efekty moich działań. Z każdą mijającą chwilą ogarniało mnie coraz większe zwątpienie. Coraz mniej wierzyłam w to, że uda mi się tego dokonać. Towarzyszący mi elf najprawdopodobniej odczytał zrezygnowanie wypisane na mojej twarzy, bo delikatnie ujął moje dłonie leżące na stole.

- Nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz, ale mimo wszystko wiedz, że wierzę w ciebie. - powiedział ciepłym tonem, lekko ściskając moje palce.

W odpowiedzi posłałam mu lekki uśmiech. Jego słowa w istocie wiele dla mnie znaczyły i w dużej mierze dzięki niemu podjęłam kolejną próbę ściągnięcia na siebie wizji. Z całych sił zaczęłam intensywnie przywoływać obraz Saskii zaraz po tym, jak ją otruto. Nie wiedziałam, czy to w jakiś sposób pomoże, ale niestety innego punktu zaczepienia nie miałam. Po kilkunastu kolejnych minutach, gdy już zaczęłam całkowicie tracić nadzieje, w głowie pojawił mi się przebłysk obrazu. Nie chcąc stracić, być może ostatniej szansy z całej siły uchwyciłam się tej drobnej iskierki. Początkowo w mojej głowie zaczęły pojawiać się chaotyczne, na pierwszy rzut oka niezwiązane ze sobą. Jednak z każdą chwilą stawały się one coraz bardziej wyraźne.

- Aghhhh... - jęknęłam w momencie, w którym moją głowę przeszył tępy ból.

- Alira?!

Głos Ciarana zagłuszyła kakofonia dźwięków, które wypełniły moją głowę, całkowicie odcinając mnie od rzeczywistości. Pierwszym co ujrzałam, był dziwny kamienny krąg, pokryty krasnoludzkimi runami, jednak ten obraz szybko został zastąpiony przez częściowo zniszczoną wieżę z białego kamienia, na której szczycie znajdowało się dziwacznie wyglądające gniazdo. Sama budowla wydawała się znajdować na jakimś występie skalnym, otoczonego dziwną mgłą, z której dochodziło skrzeczenie. Wokół poza ruinami nie widziałam nic, po prostu pustka więc całkowicie skupiłam się na tym, co miałam przed sobą. Nagle z mgły zaczęło dochodzić dziwne skrzeczenie, które z każdą chwilą nasilało. W pewnym momencie z oparów wystrzeliła w górę chmara czarnych istot, która zaczęła krążyć wokół wieży. Dopiero po krótkiej chwili dotarło do mnie, że to stado harpii, a baszta mogła być ich leżem. W chwili, gdy myślałam, że to już wszystko przestrzeń przeciął donośny ryk, a na wieży znikąd pojawił się ogromny złoty smok, który wprost przeszywał mnie spojrzeniem swoich ogromnych czarnych oczu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż mogłabym przysiąc, że gdzieś już widziałam oczy z podobnym wyrazem. Jednak zdawałam sobie, że to nie było możliwe i zgoniłam to na majaki mojej wyobraźni. Bestia nieoczekiwanie wypluła w moją stronę jęzor jasnożółtego ognia, przed którym nijak nie mogłam się ustrzec. Gdy tylko płomienie dotknęły mojej skóry, wizja się zerwała, a ja doznałam uczucia, jak bym właśnie wyjęła głowę spod lodowatej wody.

- Dzięki bogom! Nic ci nie jest? - spytał mocno zaniepokojonym głosem Ciaran, podtrzymujący mnie w pozycji pół leżącej.

- Nic... Powiedz mi lepiej, co ja robię na podłodze. - wymamrotałam, z trudem łapiąc oddech.

- Hmm... Gdy odpłynęłaś, niemal od razu zsunęłaś się na podłogę, zwijając się przy tym z bólu. - wyjaśnił szybko, dokładnie przyglądając się mojej twarzy. - Mówiłem, że to nie był dobry pomysł...

- Ale przynajmniej wiem skąd zacząć poszukiwania. - odparłam, opierając się plecami o jego tors.

- Ahh tak? W takim razie oświeć mnie. Nie zamierzam pozwolić ci samej się w to wplątać. - oznajmił, dając mi jasno do zrozumienia, że mam nawet nie próbować protestować.

- Widziałam ruiny jakiejś wieży i stado harpii krążące wokół niej. - wyjaśniłam krótko, myślami wracając do tego, co widziałam w wizji.

- Ale co mają wspólnego harpię ze źródłem magii?

- Nie wiem... Chociaż nie, czekaj. Jest pewien rzadki rodzaj, który dysponuje pewnego rodzaju magią. Harpie Celaeno żywią się snami swoich ofiar, które zaklinają w kryształy, może więc o to chodzi? - spytałam retorycznie, patrząc na niego kątem oka.

- To, co mówisz, ma sens, tylko gdzie może znajdować się ich leże?

- Hmm... Nie wiem, ale mam pomysł kto może wiedzieć. - oznajmiłam, odwracając się twarzą w jego stronę.

- Kto?

- Cecil Burdon, w końcu jest starostą. Na pewno ma znaczną wiedzę o mieście i jego okolicach.

- Jak tak teraz o tym mówisz, przypomniało mi się, że na tablicy przed karczmą wisi zlecenie na harpie, warto byłoby wykorzystać ten fakt, nie sądzisz?

- Racja, to może być pomocne. - stwierdziłam, po czym pogrążyłam się we własnych myślach.

Zaczęłam się zastanawiać, co mógł oznaczać obraz złotego smoka, którego w swoich wizjach widziałam już po raz drugi. Miałam przeczucie, że to nie jest tylko nic nie znacząca wizja, tylko coś ważnego, skoro uparcie pojawiało się w mojej głowie.

--------------

Witam witam, po raz kolejny proszę o przebaczenie win, to jest tak krótkiego rozdziału. Obiecuję do soboty postaram się poprawić. ( 1164 słowa)

Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)Where stories live. Discover now