Dobre decyzje nie zawsze są proste

711 61 3
                                    

Po wyjściu Iorwetha wymieniłam krótkie spojrzenie z Ciaranem i niemal w tym samym momencie wybuchliśmy śmiechem. Przez dłuższą chwilę niemal płakaliśmy ze śmiechu, a każde kolejne spojrzenie kończyło się jeszcze większą salwą rozbawienia. Gdy w końcu udało nam się w miarę opanować, oboje byliśmy zgrzani i czerwoni na twarzach.

- No muszę przyznać, takiego obrotu spraw, się nie spodziewałem. - stwierdził elf, przez cały czas szeroko się uśmiechając.

- Jeśli mam być szczera, to ja też nie. - odparłam, starając się choć trochę opanować wesołość w głosie.

- Zamiast do komanda powinienem chyba wstąpić do trupy aktorskiej. - powiedział, przyjmując minę, jakby faktycznie się nad tym zastanawiał. - Aktor Ciaran, prawda, że to ładnie brzmi?

- No pewnie, jeśli tak bardzo chcesz, pogadam z Jaskrem, znajdzie ci jakąś miłą, wędrowną grupę. - zaproponowałam sarkastycznie, ostrożnie zbierając porozstawiane rzeczy z podłogi.

Elf nie skomentował mojej ostatniej wypowiedzi, ale widziałam, że rozbawiła go ta krótka wymiana zdań. Mężczyzna schylił się, żeby pomóc mi uprzątnąć lekki bałagan, który panował wokół. Z należytą ostrożnością zaczął zbierać odczynniki i odkładać je na pobliski stolik. Przez kilka chwil sprzątaliśmy, rozumiejąc się bez słów. Nie wchodziliśmy sobie w drogę, więc dość sprawnie się ze wszystkim uwinęliśmy.

- Co teraz? - spytał, opierając się biodrem o pobliską szafkę.

- No wypadałoby się zając tymi harpiami, nie uważasz? - rzuciłam, przypinając do pasa pochwę z mieczem.

- Czyli nie zaniechałaś tego pomysłu? - mruknął lekko zawiedzionym głosem.

- Oczywiście, że nie, ale jeśli nie chcesz pomóc...

- Tego nie powiedziałem, nie wydaje mi się jednak, że to dobry pomysł, żebyś wywijała mieczem w takim stanie. - stwierdził i po krótkiej chwili dodał. - Już większym pożytkiem będzie łuk w twoich dłoniach. Uprzedzając, doskonale zdaje sobie sprawę, że ręce ci się trzęsą, ale wierzę, że w tak duży cel dasz radę trafić.

- Bierzesz pod uwagę hmm, no nie wiem.... że mogę na przykład trafić w ciebie? Pomijając, że sama bym sobie tego nie wybaczyła, to jeszcze dodatkowo najpewniej Iorweth urwałby mi przez to łeb. - stwierdziłam dobitnie, uznając, że ten scenariusz jest bardzo prawdopodobny.

- Ryzyko jest minimalne, nie jestem chyba tak paskudny, jak harpia, więc raczej nas nie pomylisz. - rzucił lekkim tonem, minimalnie się przy tym uśmiechając.

- Nie... Jesteś gorszy... - wymamrotałam pod nosem, przewracając przy tym oczami.

- Oj no nie dąsaj się, żartowałem. Zresztą mi też nie uśmiecha się narażać na gniew Iorwetha, zwłaszcza gdy miałem możliwość ustrzec cię przed niebezpieczeństwem. - powiedział poważnym tonem, leniwie odgarniając włosy z czoła, które znowu niesfornie opadły mu na twarz.

- Nawet by go to nie obeszło. - stwierdziłam obojętnym tonem, schylając się z zamiarem dowiązania butów.

- Mogłabyś się zdziwić... - rzucił tajemniczym tonem, zbijając mnie nieco z tropu.

- Co masz konkretnie na myśli? - spytałam, nie licząc zbytnio na jakieś wielkie rewelacje ze strony elfa.

- Nic specjalnego...

- Jak już zacząłeś wysnuwać niestworzone wnioski, to chociaż byś skończył. - westchnęłam zrezygnowana, kończąc wiązać drugiego buta.

- No nie wiem, nie powinienem się mieszać... - powiedział zadziornym tonem, zapewne się przy tym uśmiechając.

Gdy tylko podniosłam się do pionu, spojrzałam na niego z lekko uniesionymi brwiami, licząc, że mój wyraz twarzy jest wystarczająco wymowny, by rozwiązać mu język. Jednak oczywiste było, że się przeliczyłam, bo elf milczał jak zaklęty, posyłając mi przy tym nieco złośliwy uśmieszek.

- Przestaniesz się ze mną kiedyś drażnić? - spytałam, wznosząc oczy do góry, przeczuwając jednak odpowiedź przeczącą.

- Raczej nie, lubię patrzeć, jak się denerwujesz. - stwierdził krótko i dobitnie zarazem.

- Przyznaj, że po prostu złośliwy jesteś i tyle. - stwierdziłam, podnosząc jedna z przygotowanych wcześniej petard z zamiarem dokładniejszych oględzin.

- No może troszeczkę, ale przyznaj, że dodaje mi to uroku. No ale wracając do tematu, ty naprawdę nic nie widzisz? - zapytał z wyczuwalnym niedowierzaniem w głosie.

- No ale co mam dokładnie widzieć? - mruknęłam, oglądając małą okrągłą paczuszkę, z każdej możliwej strony szukając jakichkolwiek defektów.

- Myślisz, że nie obeszłoby go to, że coś ci grozi, ale nie wzięłaś pod uwagę pewnej prawidłowości, która ostatnio dość często zachodzi.

- Nadal nie rozumiem, co dokładnie masz na myśli.

- Nawet mi nie mów, że ty serio nic nie rozumiesz. - stwierdził Ciaran, kręcąc lekko głową. - Może zaczniemy od oczywistego faktu, który nasuwa się na myśl niemal od razu. Weź pod uwagę to, że całkiem sam poszedł za tobą przez tę mgłę...

- No nie wiem, miał wyrzuty sumienia? - wtrąciłam niepewnie, przerywając mu wpół zdania.

- Nie dałaś mi dokończyć, tak jak mówiłem, poszedł za tobą kompletnie sam, nie pozwalając nikomu innemu mu towarzyszyć, nawet mi. Według ciebie to nic nie znaczy? - zapytał, intensywnie mi się przyglądając.

- Nie chciał narażać nikogo więcej?

- Ehh czy ty na wszystko masz jakieś wyjaśnienie? - westchnął zmęczonym głosem. - Nie było cię wtedy przy nas, nie widziałaś jego reakcji. On na prawdę się o ciebie martwił. Rzekłbym nawet, że prawie wyszedł z siebie, gdy okazało się, gdzie jesteś.

- To nic nie znaczy.

Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)Where stories live. Discover now