3. Królobójca

2K 126 23
                                    

꧁༺༻꧂


Miasto wokół płonęło. Przez bezmyślny upór Foltesta i ślepe unoszenie się honorem baronowej La Valette, wielu niewinnych ludzi straciło życie w toczącej się wojnie domowej. Oczywiście, na królu nie robiło to zbyt wielkiego wrażenia. Śmierć postronnych była ceną, którą Foltest był gotów zapłacić za stłumienie buntu baronetów.

Szybkim krokiem zmierzałem w stronę świątyni, gdzie jak donosił temerski zwiad, przetrzymywane były królewskie bękarty. Miałem mieszane odczucia w stosunku mojej obecności w armii i gwardii przybocznej Foltesta. Do tej pory nie do końca wiedziałem, co tak właściwie mnie pchnęło do miejsca, w którym byłem teraz. W końcu nie byłem ochroniarzem ani tym bardziej płatnym najemnikiem. Byłem wiedźminem, mutantem polującym na potwory zagrażające ludziom. Nie pasowałem do tego dworskiego zgiełku, dworskich intryg i wytwornych przyjęć. Planowałem wrócić na szlak tak szybko, jak to tylko możliwe.

Po kilku minutach marszu dotarliśmy pod zamkniętą bramę prowadzącą do świątyni. Wciąż widniało nad nami widmo smoka, którego ataku cudem uniknęliśmy. Niepokoiło mnie, że gad wciąż krążył gdzieś w okolicy. Zdawałem sobie sprawę, że jego ataki na ludzi Foltesta nie są przypadkowe. Musiał mieć w tym jakiś konkretny cel. Smoki niewiele różniły się od innych ras. Również były rozumne.

— A mówili, że nie zdołamy podejść nawet pod mury. A tu proszę. Wystarczyło zaledwie pół dnia, żeby zdobyć miasto. — rzucił z dumą Foltest, patrząc na swoich zbrojnych.

— Meldować żołnierzu. — rzucił Roche do jednego ze swoich ludzi, który wyszedł nam naprzeciw.

— Walki o zamek wciąż trwają mój panie. — zaczął, zwracając się do Foltesta. — A grupa rebeliantów zabarykadowała się w świątyni. - powiedział krótko mężczyzna, ściągając z głowy hełm, ukazując przy tym zaczerwienioną twarz w sile wieku i czarne, wilgotne od potu czarne włosy.

— A dzieci? Co z moimi dziećmi? — zapytał niecierpliwie Foltest, wpatrując się w swojego rozmówcę.

- One najpewniej również są w świątyni, wraz z niedobitkami rebeliantów. Fenn przycisnął jednego, z którego kapłanów udało nam się pojmać. Klecha wspomniał coś o tajnym przejściu pod murami.

— Wiadomo, gdzie dokładnie znajduje się to przejście? — dopytywał król, coraz bardziej zniecierpliwionym tonem.

— Niestety nie, panie. Kapłan zemdlał, zanim zdradził, gdzie dokładnie jest zejście do podziemi.

— Szlag by go... Taran nie podejdzie, chyba że za tydzień. — wymamrotał Foltest, po czym zwrócił się do Roche'a stojącego kilka kroków od nas. — Roche, zajmij się tym klechą. Wyciągnij z niego tyle, ile zdołasz.

— Jak każesz królu. — rzucił dowódca niebieskich pasów, po czym zwrócił się do mężczyzny stojącego koło bramy. — Fenn, prowadź do kapłana.

— Mamy próbować przerąbać się siekierami? — zapytał jeden z pozostałych żołnierzy, gdy tylko Roche zniknął za rogiem.

— Trochę to zajmie, ale cóż zrobić. Zwołaj kilku chłopa i zaczynajcie. — stwierdził Foltest, po czym zwrócił się do mnie. - A teraz do rzeczy Geralt, chciałbym, żebyś się rozejrzał. Jeśli ktoś ma znaleźć tajne przejście, to właśnie ty.

— Z całym szacunkiem wasza wysokość, ale czy nie lepiej byłoby poczekać na to, aż Roche przesłucha tego kapłana? Nie wiem nawet gdzie zacząć. — mruknąłem beznamiętnie, rzucając przelotne spojrzenie na miasto rozciągające się pod murami.

Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora