Co mogło pójść nie tak?

816 67 13
                                    

Ciaran bez słowa opuścił pomieszczenie, uprzednio oznajmiając, że poczeka na mnie na zewnątrz. Nie do końca przekonywały mnie jego słowa, ale uznałam, że lepsze to niż siedzenie tu i użalanie się nad sobą w samotności. Skrzywiłam się na samo wspomnienie tego, co się stało wczoraj. Kompletnie straciłam twarz, ale szczerze mało mnie to obchodziło. Nie miałam już nic więcej do stracenia. Niechętnie zwlekłam się z ciepłego łóżka i niemrawo podeszłam do misy z wodą która stała na drugim końcu pokoju, tuż koło niezbyt dużego lustra. Jedno spojrzenie w szklaną taflę wystarczyło, bym dostrzegła, w jak fatalnym stanie jestem. Rude włosy były w nieładzie. Luźne pasma wykręcały się w różne strony, sprawiając wrażenie, jakby było ich dwa razy więcej niż w rzeczywistości. Twarz pozostawiała również wiele do życzenia. Moje oczy były czerwone i opuchnięte od płaczu a spojrzenie znacznie przygaszone i pozbawione tego cwaniackiego błysku, który zazwyczaj w nim gościł. Moja cera znacznie zbladła, przez co liczne piegi zaczęły wyraźnie odcinać się od reszty skóry. Wygląd zewnętrzny idealnie obrazował, jak czuje się w środku. Ospałymi ruchami zaczęłam zmywać z twarzy pozostałości wczorajszych wylanych łez i zmęczenie, którego nie zdołałam się pozbyć. Chłodna woda przynosiła ulgę zarówno zmęczonym oczom, jak i policzkom, które wciąż miały purpurową barwę. Gdy skończyłam się obmywać, zaplotłam ciasnego warkocza, by choć trochę ujarzmić swoje włosy.

Kiedy uzyskałam w miarę cywilizowany wygląd, podreptałam w kierunku zbroi, która wciąż leżała na podłodze w miejscu, w którym ją wczoraj zrzuciłam. Zimno ciągnące od posadzki dosadnie przypominało mi, że powinnam się pospieszyć. Od razu wciągnęłam na nogi swoje nieco już wysłużone buty, by zaraz potem zająć się przywdzianiem kaftana, który wymagał więcej uwagi. Drżenie rąk wprawdzie nieco osłabło, jednak nadal pozostawało bardzo uciążliwe. Na każdą sprzączkę musiałam poświęcić nieco więcej czasu niż zazwyczaj, by solidnie ją spiąć. Z każdą kolejną minutą ubierałam się z coraz większą niechęcią i kilka razy przeszło mi przez myśl, żeby rzucić to w cholerę i po prostu wrócić do łóżka. Jednak doskonale wiedziałam, że będzie to zachowanie godne tchórza, który ucieka i kryje się przed swoimi problemami. Zacisnęłam więc tylko zęby i z ogromnym zrezygnowaniem wciągnęłam na siebie płaszcz i rękawice, by po chwili przypiąć do pasa sakiewkę, miecz i sztylety, o których kompletnie zapomniałam w ostatnim czasie. Nim wyszłam na zewnątrz po raz ostatni objęłam pokój spojrzeniem, by upewnić się, że o niczym nie zapomniałam. Gdy byłam już tego całkowicie pewna wyszłam na korytarz gdzie stał Ciaran swobodnie opierający się o ścianę. Brunet niemal od razu spojrzał na mnie z troską, ale nic nie powiedział. Elf był nieobecny duchem i zdawał się intensywnie nad czyś zastanawiać. Popatrzyłam na niego z pytaniem w oczach, rozważając, czy zapytać co zaprząta jego myśli, jednak porzuciłam ten pomysł. Nie chciałam się mieszać w coś, co mogło mnie nie dotyczyć, poza w obecnym stanie nie byłabym w stanie mu zbytnio pomóc.

- Em... Idziemy? - zapytałam niepewnie, krzyżując ręce na piersiach.

- Tak, oczywiście. - odparł, odpychając się lekko od ściany, przy której stał.

Mężczyzna sprężystym krokiem zaczął schodzić na dół, pozornie nie zwracając na mnie uwagi jednak czułam na sobie jego czujne spojrzenia, które rzucał mi kątem oka. Jasnym faktem było to, że brunet był zaniepokojony, ale z jakiegoś nieznanego mi powodu nie drążył tematu. W sumie na dłuższą metę było mi to nawet na rękę, nie musiałam po raz kolejny przezywać wczorajszych emocji, które wciąż odbijały się echem wewnątrz mnie. Szłam bez słowa za elfem, wlepiając wzrok w ziemię. Brakowało mi odwagi, by przekroczyć próg karczmy z obawy, że na zewnątrz wpadnę na niego. Wiedziałam, że nie będę potrafiła spojrzeć mu w oczy, nie po tym, co mu powiedziałam. Byłam tchórzem i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.

Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)Where stories live. Discover now