Moja mała wiewióreczko...

732 57 6
                                    

- Masz coś konkretnego na myśli? - spytałem, uważnie przyglądając się mojemu rozmówcy.

- Ja? Skądże znowu. Uważam po prostu, że może powinieneś ją nieco lepiej poznać. Mógłbyś się zdziwić, ale sądzę, że całkiem nieźle byście się dogadali. - powiedział pogodnym tonem, przyjmując wyraźnie rozluźnioną postawę.

- O ile wcześniej nie zdążymy się pokłócić... - mruknąłem, mimowolnie lekko się przy tym uśmiechając.

- Oboje macie wyjątkowo barwne charaktery, to akurat fakt niezaprzeczalny. - stwierdził, posyłając mi dłuższe spojrzenie. - Ale chyba nie jest już tak źle, jak było wcześniej. Gdy przyszedłem, nie wyglądaliście jakbyście mieli za chwile skoczyć sobie do gardeł. - dodał nieco kpiącym tonem.

- Hm... Bo chyba nie jest... - mruknąłem pod nosem.

- Nie brzmisz, jakbyś był szczególnie przekonany. - rzucił, wychwytując najdrobniejsze zawahanie w moim głosie.

- No bo nie jestem... Mam co do tego mieszane odczucia... - wymamrotałem, licząc, że mimika twarzy Ciarana zdradzi mi czy warto dalej drążyć temat.

- O czym dokładnie mówisz? - spytał, krzyżując ręce na piersi.

- O reakcji Aliry na wieść o tym, że kazałem komandu ją pilnować. Wiesz, szczerze chyba bym wolał, żeby się na mnie wydarła, zwyzywała czy coś w tym stylu... - westchnąłem ciężko, myślami wracając do tamtej rozmowy.

- Z twoich słów wnioskuję, że się nie pokłóciliście, wiec, w czym rzecz? - spytał stosunkowo obojętnym tonem, w którym jednak dało się wychwycić zaciekawienie mieszające się z zaniepokojeniem.

- Zamiast spodziewanej złości zareagowała, no cóż, nad wyraz spokojnie, rzekłbym nawet chłodno...

- Kontynuuj, bo zgaduję, że to nie wszystko. - wtrącił, bacznie mi się przy tym przyglądając.

- Bardzo ją tym zraniłem. Wiem to nawet pomimo tego, że nie powiedziała mi tego prosto w twarz. - mruknąłem ponuro.

- Zaraz, zaraz. Nie mówisz chyba, że cię to ruszyło...? - powiedział z wyczuwalnym niedowierzaniem w głosie.

- A co w tym dziwnego? - spytałem krótko.

- No nie wiem, na przykład to, że jeszcze nie tak dawno wręcz jej nienawidziłeś. - stwierdził, cynicznie się przy tym uśmiechając.

- To, że jej nienawidziłem to za dużo powiedziane... Lepszym stwierdzeniem będzie, że drażniąco na siebie działaliśmy. - powiedziałem, lekko wzruszające ramionami. - Ale to nie znaczy, że było mi kompletnie obojętne co się z nią działo.

- Obojętne może i nie, ale wcześniej nie widziałem, żebyś przejął się tym jak twoje czyny lub słowa wpływają na jej samopoczucie. - rzekł z lekkim wyrzutem, trafiając w samo sedno sprawy.

Nie wiedziałem co odpowiedzieć na ten argument, bo doskonale zdawałem sobie sprawę, że Ciaran ma rację. Wcześniej kompletnie mnie nie obchodziło czy moje słowa w jakiś sposób dotknął dziewczynę. A teraz nie mogłem się pozbyć wyrzutów sumienia.

- A tu proszę, przejąłeś się. Muszę przyznać, pozytywnie mnie zaskoczyłeś. Ostatnio zdawałeś się nie przejmować niczym.

- Niespodzianka, zostało mi jeszcze trochę empatii.

- To dobrze, może w końcu zacznie do ciebie docierać więcej rzeczy. - mruknął z lekkim westchnięciem.

- Mówisz o czymś konkretnym?

- Nie, mówiłem ogólnie. Chcę, żebyś wiedział, że choć nie popieram twojego działania, to rozumiem jakie pobudki tobą kierowały. Uważam jednak, że powinieneś dać jej nieco większy kredyt zaufania. - oznajmił poważnym tonem.

- A co miałem zrobić? Pozwolić by tym razem na prawdę się jej coś stało? - wymamrotałem, posyłając mu pytające spojrzenie. - Gdybym miał ponownie wybierać, zrobiłbym to samo. Tylko tym razem byłbym bardziej dyskretny.

- A właśnie, będąc już w tym temacie. Dlaczego do cholery wszyscy dookoła wiedzieli, tylko nie ja!? - spytał lekko zawiedzionym głosem. - Czyżbyś przestał mi ufać?

- Co? Niee... Co ci przyszło do głowy? Nie powiedziałem ci ze względu na to, że jesteś blisko z Alirą. Gdybyś wiedział, zapewne by się domyśliła.

- A tak przynajmniej miałeś okazje powiedzieć jej o tym sam, w sumie wyszedłeś na tym lepiej niż gdyby dowiedziała się przypadkiem. - stwierdził pogodnie, po czym dodał pytającym tonem. - Próbowałeś z nią o tym porozmawiać, wyjaśnić?

- Nie, jakoś nie było okazji...

- Rozumiem... - rzucił nieco kpiącym tonem.

- A ty co zamierzasz zrobić z waszą sprzeczką? - zapytałem, chcąc zejść z nie wygodnego tematu.

- Poczekam, aż obojgu nam nerwy opadną na tyle, by nie pokłócić się jeszcze gorzej.

- Będę z tobą szczery, wątpię, żeby poszło wam tylko o ten łuk, ale podejrzewam, że nie powiesz, o co chodzi. - stwierdziłem dobitnie, zbijając mojego rozmówcę z tropu, patrząc na niego wymownie.

- Ehhh, dobrze myślisz, nie mogę powiedzieć, bo zobowiązałem się do milczenia. Ale jak tak bardzo ci zależy na tej wiedzy, spróbuj porozmawiać z Alirą. Może ona zdecyduje się na to, żeby ci powiedzieć. - powiedział tajemniczym tonem.

- Skoro tak stawiasz sprawę... Spróbuję z nią później porozmawiać. - oznajmiłem, uświadamiając sobie, że naprawdę zależy mi na dowiedzeniu się prawdy.

***

Żwawym krokiem podążałam w kierunku, który wskazał mi Iorweth, po drodze zastanawiając się jak powinnam zachować się w stosunku do Ciarana. Zdawałam sobie sprawę, że może trochę zbyt gwałtownie zareagowałam podczas naszej rozmowy, ale nie chciałam zrobić mu krzywdy. W sumie całkiem dobrze wyszło z tym zamieszaniem, bo dzięki temu oboje mieliśmy okazję odetchnąć od siebie i ochłonąć na tyle, by nie pokłócić się po raz kolejny. Zdawałam sobie sprawę, że nie załatwimy dziś sprawy z tym latającym paskudztwem, dlatego też zdecydowałam się wmieszać w tą całą sprawę. Musiałam mieć jakieś zajęcie, by nie myśleć za dużo.

Przez zbuntowane chłopstwo ulice miasta znacznie opustoszały i jedynymi osobami, które mijałam byli nieludzie, ze znaczną przewagą krasnoludów którzy, pomimo że plotkowali pomiędzy sobą o obecnych wydarzeniach, niezbyt palili się do pomocy. Większość odpowiedzialności za utrzymanie pastuchów w ryzach spadło na barki Iorwetha i Geralta. Przeczuwałam, że gdyby nie oni motłoch już dawno wdarłby się do komnat księcia i ukróciłby jego egzystencje na tym świecie. W tym momencie podziwiałam czarnowłosego elfa za to, że pomimo swojego wyczerpania starał się trzymać rękę na pulsie.

Jeśli to, co mówiono, było prawdą, nie tylko Temeria znajdowała się w dość nieciekawej sytuacji polityczniej. Zabójstwo Demawenda znacząco osłabiło pozycję Aedirn na arenie państw północy. Król Henselt mógł okazać się najmniejszym zmartwieniem młodego księcia. Na południu był ktoś, z kim faktycznie należało się liczyć. Nilfgaard w zastraszającym tempie znacząco urósł w siłę, rzucając widmo wojny na inne państwa. Podbój krain ogarniętych wojnami domowymi był tylko kwestią czasu.

Gdy niemal dotarłam na miejsce, zauważyłam, że świadka pilnuje ten sam mężczyzna, który zatrzymał mnie, gdy chciałam przejść na drugą stronę mgły. Elf początkowo mnie nie zauważył, bo zajęty był rozmową ze swoim towarzyszem, którego wcześniej w ogóle nie widziałam.

- Mówię ci Korin, skoro ten dh'oine nic nie powiedział Iorwethowi, mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek inny zdołał coś od niego wyciągnąć. - stwierdził nieznany mi blondyn, brzmiąc przy tym, jak by był święcie przekonany o tym, co właśnie mówi.

- Masz słuszność, Iorweth nie ma sobie równych w przesłuchaniach. - odparł niejaki Korin, znacząco się przy tym uśmiechając. - O proszę, kogo ja widzę. Czy ty zawsze pojawiasz się tam, gdzie zdecydowanie nie powinno cię być? - spytał nieco ironicznie, gdy tylko mnie zauważył.

- Mi również miło widzieć cię ponownie. - odparłam sarkastycznie, posyłając mu spojrzenie spod wpół przymkniętych powiek.

- No dobra, darujmy już sobie te uprzejmości, co ty tu robisz? - spytał szatyn, krzyżując ręce na piersi.

- Przyszłam napawać się twoim towarzystwem. - mruknęłam cynicznie, krzywo się przy tym uśmiechając.

- To da się załatwić, ale niestety nie w tym momencie wiewióreczko. Jak widzisz, jestem trochę zajęty. - rzucił kpiąco, posyłając mi przy tym szeroki uśmiech.

- Coś ty powiedział?... - wymamrotałam, mimowolnie zaciskając dłoń w pięść. - Ja ci za chwilę pokażę wiewióreczkę. - wysyczałam, robiąc krok w stronę mojego rozmówcy.

- Dobra, uspokójcie się oboje. - powiedział stojący koło nas blondyn. - Mów co tu robisz.- dodał spokojnie, zwracając się do mnie.

- Przyszłam przesłuchać tego człowieka... - zaczęłam, ale niemal natychmiast obaj mężczyźni zaczęli się lekko śmiać.

- Mamy rozkaz nikogo nie wpuszczać. - odpowiedział Korin, usilnie starając się zachować powagę.

- Cóż, może zmienicie zdanie, gdy dowiecie się, że przysłał mnie Iorweth. - rzuciłam, z satysfakcją czując, że mam nad nimi przewagę.

- Po twoim ostatnim wybryku mam pewne wątpliwości co do tego, czy faktycznie on cię tu przysłał. - stwierdził po chwili ciemnowłosy.

- Idź i się przekonaj, ja sobie chętnie poczekam. - powiedziałam, ostentacyjnie opierając się o murek tuż koło elfa. - Nie wydaje mi się jednak, by twój dowódca był zachwycony.

- Dobra, uznajmy, że ci wierzę. Wiedz jednak, że jeśli mnie okłamałaś, Iorweth się o tym dowie.

- Nie ma problemu, a teraz złaź mi z drogi.

- Proszę bardzo, ale nie licz, że ten sługus coś ci powie. - mruknął, przepuszczając mnie na niewielkie podwórze za swoimi plecami.

- Jeszcze zobaczymy... - wymamrotałam pod nosem, wymijając szatyna.

Placyk był niewielki, więc natychmiast zauważyłam chłopa kulącego się koło studni, która stanowiła serce tego miejsca. Zdecydowanym krokiem zbliżyłam się do niego, na co ten kompletnie nie zareagował. Mężczyzna miał na oko blisko czterdziestu lat, świadczyły o tym między innymi pierwsze siwe pasma zarówno we włosach, jak i lekkim zaroście, oraz zakola, które coraz wyraźniej było widać spod zmierzwionej czupryny. Sługa był spięty, niemal cały czas nerwowo rozglądał się wokoło, wypatrując zagrożenia, które jednak nie nadchodziło.

- To ty nosiłeś wino na uczcie? - zapytałam neutralnym tonem, przykuwając jego uwagę na tyle, by ten na mnie spojrzał.

Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)Where stories live. Discover now