Wybawienie

1.2K 91 30
                                    

Obudziłam się dużo wcześniej niż Triss. Czarodziejka już wczoraj wyglądała na zmęczoną, więc postanowiłam jej nie budzić i dać odpocząć. Nie mając nic lepszego do roboty, poszłam na górę, zobaczyć czy wstał Jaskier albo Zoltan. Miałam nadzieję nie natknąć się na Rocha, nie potrafiła bym spojrzeć mu w oczy a ponad to, czułam się głupio po wczorajszym zajściu.

Oczywiście, gdy tylko weszłam do gospody, wpadłam na Vernona i straciłam równowagę. Gdyby mężczyzna nie złapał mnie w pasie, miałabym bardzo bliski kontakt z podłogą. Podniosłam nieśmiało wzrok na twarz mężczyzny, który intensywnie mi się przyglądał. Mimowolnie na moje policzki wypłynął szkarłatny rumieniec. Poczułam się niezręcznie, patrząc w jego piwne oczy, które swoją drogą były bardzo ładne. Vernon po chwili pomógł mi złapać równowagę, po czym z lekkim ociąganiem mnie puścił.

- Jak się czujesz? - Zapytał wyjątkowo zatroskanym głosem.

- Dobrze, nie zdążyłam ci podziękować za wczoraj. - Odparłam speszona, niemal natychmiast spuszczając wzrok.

- Nie masz za co dziękować. Cieszę się, że nic ci się nie stało. - Powiedział niezwykle ciepłym tonem, co niebywale mnie zaskoczyło.

- Wybacz, ale muszę sprawdzić, czy nie potrzeba czegoś Ves i reszcie moich ludzi. - Mruknął, ciągle mi się przyglądając.

- Mmm... jasne, do zobaczenia później. - Wymamrotałam cicho.

Roch skinął mi głową, zanim opuścił gospodę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwania Jaskra, ale niestety nigdzie go nie było. Znając jego usposobienie, mogłam się przecież domyślić, że jeszcze śpi.

Nie mając lepszego pomysłu na dzisiejszy dzień, postanowiłam zwiedzić las wokół miasta. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę bramy wyjściowej. Od strażników dowiedziałam się, że prowadzi w pobliże małej wioski Bindugi. Gdy tylko znalazłam się za murami, poczułam się o wiele lepiej. Atmosfera panująca w mieście była dla mnie zbyt przytłaczająca. Pomimo wczesnej pory wielu ludzi krążyło pomiędzy miastem a wioską, w pośpiechu załatwiając swoje sprawy. Mnie samą myśli pochłonęły tak bardzo że nie zauważyłam ciemnowłosego elfa na którego wpadłam.

- Wybacz, jestem niezdarą.- Wydukałam, patrząc na nieznajomego.

- Nic się nie stało. - Powiedział spokojnym głosem. - Jestem Cedric, a ty? - Dodał, uważnie mi się przyglądając.

- Alira i jeszcze raz przepraszam. - Wymamrotałam nieskładnie, zaintrygowana nieznajomym.

- Nie ma problemu. Nie kojarzę cię, nie jesteś z tych stron prawda?

- Nie, jestem tu tylko przejazdem. - Wyjaśniłam krótko.

- Czego w takim razie szukasz w lesie. - Zapytał nieco zdziwiony moimi słowami.

- Wyszłam się przejść, duszę się w mieście.

- Hmm... W takim razie uważaj, w lesie jest pełno nekkerówi i endriag. - Rzucił, przyjmując zamyślony wyraz twarzy.

- Dziękuję za ostrzeżenie, bywaj.

Kiedy przechodziłam koło niego, wyczułam woń alkoholu, więc uznałam, że przesadza. Szłam dłuższą chwilę, podziwiając strzeliste drzewa. Po paru minutach spokojnego marszu dotarłam nad mały wodospad. Słońce w mgiełce tuż nad powierzchnią wody tworzyło tęcze, dodają uroku całemu miejscu.

Było gorąco więc zdjęłam buty, chłodząc stopy w niewielkim jeziorku. Nagle usłyszałam za plecami warczenie i jakieś dziwne charczenie. Powoli odwróciłam głowę i zobaczyłam kilka sporych szarych potworów. Każdy z nich miał długie szpony i workowate podgardle. Pomimo że usilnie próbowałam przypomnieć sobie co to za gatunek, w głowie miałam kompletną pustkę.

Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)Where stories live. Discover now