Rozdział 45

1.1K 79 112
                                    

Cała drużyna znajdowała się na szczycie budynku stojącego najbliżej siedziby Strażników Harmonii. Pałac był niczego sobie, a znajdował się na całkiem wysokim wzgórzu. Wydawał się być opustoszały. Fakt był jednak taki, że niedługo miało być to przerwane przez jedną z najokrutniejszych osób jakie znałam (istnieli jeszcze tacy ludzie jak Johnsonowie). Wszyscy mieliśmy ustalić jakiś sensowny plan działania, ale jak na razie nikt nie wpadł na nic przełomowego.

Jedyne, co uzgodniliśmy to to, że zaczaimy się w ukryciu. Nie wiadomo, co miało wydarzyć się dalej. Z jednej strony miałam ochotę wyrwać się od nich wszystkich, aby zmierzyć się z tą ciemną laską sam na sam, ale z drugiej strach trzymał mnie w miejscu. To byłoby jak rzucenie się na głęboką wodę. Albo od razu rzucenie się do czynnego wulkanu.

Cole byłby w stanie zrobić coś takiego. Nie wiedziałam, czy to była u niego odwaga czy głupota... ale wiedziałam, że to u niego podziwiałam. Żałowałam, że nie było go tu ze mną. Pomógłby mi dokonać zemsty, na którą zasługiwała Deltharis.

- Czas, aby postawić następny krok, drodzy uczniowie. - Podniosłam się delikatnie i odwróciłam głowę do tyłu, kiedy usłyszałam głos mistrza, ponieważ jako jedyna leżałam na brzuchu przy samej krawędzi dachu, obserwując nasz cel.

- Moim zdaniem nie możemy od tak wparować tam wszyscy na raz - wyraziłam swoje zdanie i z powrotem zaczęłam obserwować pałac Pierwszego Mistrza Spinjitzu.

- Dlatego ty jako pierwsza tam polecisz. - Usłyszałam od staruszka, na co omal nie zeszłam na zawał. Dobrze, że wtedy leżałam, bo z pewnością zaliczyłabym glebę pomnożoną przez wszystkie piętra tego budynku, a to wcale nie była mała ilość. - My dołączymy po kilku minutach. Deltharis się tego nie spodziewa. Jest przekonana, że zaatakuje ją cała drużyna. W dodatku jesteś jedyną osobą, która może niepostrzeżenie się przemknąć. Smoki za bardzo rzucają się w oczy.

Powoli wstałam z ziemi, żeby móc stanąć przed pozostałymi członkami drużyny.

- Ja tam przecież wyzionę ducha, no przysięgam! - zapierałam się, byle tylko nie iść tam sama.

- Dziecko, te wszystkie treningi, które odbyłaś, przygotowały cię do właśnie tego starcia.

- Nie jestem gotowa. - Popatrzyłam zasmucona w dół.

- Jesteś jak najbardziej gotowa - odparł.

- Rye, na pewno dasz sobie radę. Wiesz, że możesz - zabrała głos Nya, posyłając mi ciepły uśmiech.

- Będziemy niedaleko - odezwał się Kai, puszczając mi oczko, przez co na mojej twarzy pojawił się zniesmaczony grymas.

- Będzie nas dzielić jedynie czterysta trzydzieści jeden metrów od owej lokacji - poinformował Zane.

- Przez ten czas zdążyłaś pokazać, na ile cię stać - powiedział Jay, uśmiechając się kącikiem ust, na co prychnęłam cichym śmiechem. - Ale nie myśl, że to mi imponuje! - dodał, wskazując na mnie palcem, kiedy zobaczył moją reakcję.

- Przydałaby się jeszcze gadka Lloyda i Cole'a... oraz Natrixa... Jezu, żeby tylko się znalazł - mruknęłam do siebie. - No nic! Czas wziąć się w garść i zmierzyć się ze swoim cholernym przeznaczeniem - mówiąc to, odwróciłam się do nich tyłem.

Zrobiłam kilka kroków do przodu i rzuciłam się w przepaść, w locie zamieniając się w muchę. Przemiana nie szła mi już tak nieudolnie i bezproblemowo mogłam być jakimkolwiek chciałam zwierzęciem. Owad nie zwracał na siebie takiej uwagi, dlatego też przybrałam właśnie taką formę, tak jak mówił wcześniej Wu. Nie marzyłam o tym, aby Deltharis jak najszybciej mnie zobaczyła. Lecz w tamtym momencie moim jedynym życzeniem było to, aby nie zostać zjedzonym przez tamtejsze ptaki.

Zagubiona | NinjagoWhere stories live. Discover now