Rozdział 33

2.1K 158 133
                                    

Naburmuszona zachowaniem Natrixa wyszłam z pokoju, trzaskając nie za głośno drzwiami, aby nikt niedaleko się do tego nie przyczepił, ponieważ w tamtym momencie nie miałam ochoty na rozmawianie z kimkolwiek. Kuchnia była moim drugim ulubionym pomieszczeniem po pokoju, w którym spałam, dlatego też właśnie tam skierowałam swoje kroki.

Gdy dotarłam, nie za bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Myśli ciągle nie dawały mi spokoju, co, nie będę kłamać, strasznie mnie irytowało.

- Uch, to wszystko przez tego małego gada - mruknęłam zła pod nosem, podchodząc do szafek.

Otworzyłam jedną z nich i zaczęłam szperać w poszukiwaniu jakiejś szklanki. Musiałam się czegoś napić. Miałam wrażenie, jakbym płonęła od środka.

Co, jeśli to była prawda?

Woah... cofnij te myśli. To niedorzeczne!

Dobra, może przesadziłam... ale nic do niego nie czułam. Chyba bym to wiedziała, prawda? Oczywiście, było kilka dziwnych momentów między nami i były one nieco dziwne, ale... znaczyły coś? Nie... łączyła nas tylko przyjaźń. Lloyd gdyby to usłyszał, pewnie by mnie wyśmiał, na sto procent. To totalnie głupie.

Chcąc bardziej się upewnić, że miałam rację, zaczęłam szukać we wspomnieniach.

Byłam kiedyś zakochana w pewnym chłopaku, miał na imię Jason. Poznałam go na zajęciach dodatkowych z biologii. Był całkiem miły, ale, cóż, tak się złożyło, że miał dziewczynę, więc nie istniała żadna szansa na bycie razem. Pamiętam, że kiedy na niego patrzyłam, czułam spokój i miałam wrażenie, jakbym była tylko ja i on. No i serce wtedy podchodziło mi do gardła, gdy się do mnie uśmiechał. To było jak wniebowzięcie.

Przy Lloydzie natomiast było normalnie. Wiedziałam jednak, że mogłam zachowywać się jak na mnie przystało w jego towarzystwie, a on nie popatrzyłby na mnie dziwnie i nie kazałby być wariatką gdzie indziej. OK, może nie było ze mną aż tak źle, ale raczej lubił spędzać ze mną czas.

A ja z nim.

Wzięłam do ręki szklankę z nalanym podczas moich rozmyślań już sokiem i wzięłam kilka małych łyczków, delektując się delikatnym posmakiem pomarańczy. Po chwili zobaczyłam, że do kuchni wszedł nie kto inny jak Lloyd. Chyba mnie to zdziwiło, bo zakrztusiłam się resztką soku, której jeszcze nie zdążyłam przełknąć i zaczęłam kaszleć, szybko odstawiając naczynie na blat.

Chłopak natychmiast zareagował i poklepał kilkakrotnie moje plecy, aby jakoś mi pomóc.

- Boże... prawie umarłam - wykrztusiłam, kaszląc po raz kolejny. - To już drugi raz w ciągu tego tygodnia. Pech znowu się uwziął.

- Spokojnie, oddychaj - poprosił nastolatek.

Jego ręka nadal dotykała moich pleców, delikatnie je gładząc. Zagryzłam wargę i odsunęłam się trochę, bo poczułam się nieco niezręcznie. Po odbytej rozmowie z Natrixem zaczęłam zauważać te wszystkie gesty i... ugh.

Tak bardzo nie lubię tego węża.

- Wszystko w porządku? - zapytał.

- Tak, przecież nic się nie dzieje. O co ci chodzi? W jak najlepszym porządeczku - mówiłam odrobinę chaotycznie, gestykulując rękoma. - Nie mam żadnych problemów, jest OK. Jest bardzo OK. Bardziej niż kiedykolwiek w moim dziwacznym i pokręconym życiu.

Wraz z pytającym spojrzeniem Lloyda jakaś żarówka w mojej głowie zrobiła ciche "pyk" i uświadomiłam sobie, że chodziło mu o sytuację sprzed chwili. Miałam ochotę cofnąć czas do momentu, zanim zadał mi to pytanie. Wtedy odpowiedziałabym co innego... albo cofnęłabym się jeszcze dalej i nie przygarnęłabym Natrixa do siebie. Nie byłoby jego - nie byłoby problemów.

Zagubiona | NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz