Rozdział 37

1.9K 158 153
                                    

Blondyn wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze, zamykając mocno powieki, aby skupić w sobie całą energię, jaka jeszcze się w nim tliła, a wiązki zielonej energii pospacerowały wzdłuż łańcuchów, do których przykuty był nastolatek. Kiedy kolejna próba zawiodła, z jego ust uciekło ciche przekleństwo, lecz wciąż nie dawał za wygraną.

Musiał się stąd wydostać.

Kiedy w celi rozniósł się zgrzyt zamka, czerwonooki natychmiast podniósł głowę w kierunku drzwi. W ich progu stanął nie kto inny jak Rye. Chłopakowi od razu przyspieszyło serce na ten widok. Ucieszona dziewczyna szybkim krokiem podeszła w jego stronę.

- Rye... jesteś tutaj - wyszeptał uradowany, jednocześnie nie mogąc w to uwierzyć. - Jak się tu znalazłaś?

- To serio długa historia - uniknęła odpowiedzi.

- Tak bardzo cię przepraszam za tamto. Nie chciałem cię skrzywdzić, uwierz mi. - Popatrzył na nią ze smutkiem w oczach. - Byłem wściekły, nie wiedziałem, co mówię. Nie zraniłbym cię celowo, bo cię kocham - wyznał szczerze.

- Och, Lloyd - wyszeptała nastolatka, zbliżając swoją twarz do jego, po czym dotknęła jego policzka - ale z ciebie głupiec - stwierdziła z kpiącym uśmiechem.

- Co? - zapytał całkowicie wybity z tropu, wpatrując się w nią z niedowierzaniem.

Ta westchnęła głęboko, kiwając zawiedziona głową, a następnie się odsunęła, ukazując swoją prawdziwą postać. To była ta, co zesłała Rye do jej wcześniejszego wymiaru - Deltharis, pani bólu i ciemności. Ta, co zamordowała Morana, Astię oraz Elaisę i została zesłana w czeluści lasu, który przez wiele lat umierał pod jej władaniem.

- Naprawdę myślałeś, że ta dziewucha tu wróci? Błagam cię. - Wyśmiała go, przewracając oczami. - Zdradzę ci jednak, iż świetnie się przy tym bawiłam. To było jak teatr - dodała. - Tylko, że w lochu - stwierdziła, chwilę się zamyślając.

- Nadal ci mało?! - krzyknął rozgniewany Lloyd.

- No co? Nudziło mi się trochę, więc postanowiłam do ciebie wpaść - odpowiedziała bez najmniejszych skrupułów. - Oj, to było takie piękne, jak wyznałeś, że ją kochasz. A myślałam, że nie odwzajemniasz jej uczuć, dlatego ją przegoniłeś i się popłakała. - Podczas jej monologu za pomocą mocy czarnowłosej pojawił się za nią zdobiony fotel w staroświeckim stylu oraz stolik z filiżanką herbaty. - Najwidoczniej byłam w błędzie - przyznała, biorąc do ręki filiżankę i biorąc z niej mały łyk.

- Gdzie. Ona. Jest? - wycedził przez zaciśnięte zęby.

- Nie powinieneś przypadkiem martwić się też o resztę swojej załogi, kamracie? - zapytała, upijając kolejny łyk herbaty. - Są w celi niedaleko jakby co - poinformowała go. - A o Rye nie musisz się obawiać. Zapewne wyśmienicie bawi się w swoim wymiarze.

- To jest jej prawdziwy wymiar - poprawił ją, na co ta prychnęła, odstawiając herbatę na stolik. - Wiem, że tu wróci. Musi.

- Co, jeśli ona nie ma ochoty? - zaczęła się zastanawiać, wstając z siedzenia, które wraz ze stolikiem zniknęło. - Widzisz, odrzuciłeś ją. Czuła się bezużyteczna, a ja jej pomogłam, odsyłając na jej miejsce.

- Ono jest tutaj.

- Aleś ty uparty - mruknęła załamana, łapiąc się za czoło.

Metalowe drzwi nagle zaskrzypiały.

- O pani, już czas - usłyszeć można było zza nich cichy głosik.

- Chodź tu, skrzacie.

Czereśniowłosy ze wzrokiem wbitym w ziemię, powoli wychylił się zza drzwi, ukazując całego siebie.

- Służysz jej? - spytał nastolatek.

Skrzat obdarował go w końcu swoim spojrzeniem, jednak po sekundzie znów wpatrzony był w bruk.

- Tak.

- Przez ten cały czas byłeś po jej stronie? - zadał mu kolejne pytanie, na co ten skinął tylko głową.

- Trzeba mieć jakiegoś asa w rękawie - powiedziała kobieta.

- Jak mogłeś?! - z tym krzykiem stworek schował się za swoją panią. - Ufałem ci, ty mała gnido, słyszysz?! Ufałem ci! - Czerwone oczy Lloyda iskrzyły się od gniewu. - Przez ciebie teraz Rye jest w innym wymiarze, a Ninjago ma kłopoty!

- Och, słonko, nie wolno tak obarczać kogoś swoją winą - zamiast Gilliana odezwała się Deltharis. - To z twojego powodu przecież Rye uciekła do lasu z płaczem - wypomniała mu, na co chłopak zamknął oczy zrezygnowany. - A z tym, że wasze miasto ma kłopoty, akurat trafiłeś w sedno.

- Zapłacicie mi za to obydwoje - przyrzekł, zaciskając zęby.

- Kartą czy gotówką? - zapytała. - Mogę jeszcze zapłacić w diamentach, jeżeli to nie problem - wymamrotała, spoglądając na swoje paznokcie, po czym zerknęła w stronę nastolatka próbującego zabić ją wzrokiem. - Nie patrz tak na mnie, chciałam tylko rozluźnić trochę atmosferę. Nie, to nie. Trudno.

Kobieta podeszła do niego, po czym szybkim i zdecydowanym ruchem wyrwała włos z jego głowy, na co ten syknął, szarpiąc niespokojnie łańcuchami.

- Pięknie - skomentowała, patrząc na włos, po czym schowała go do specjalnego pojemniczka. - Gillian, idziemy. Czas, aby wypełnić przeznaczenie - oznajmiła i wyszła z pomieszczenia.

Skrzat stał tak jeszcze przez chwilę, wpatrując się w pozbawionego już resztki sił Lloyda. Chciał coś powiedzieć, lecz nie wiedział co. Chciał coś zrobić, lecz także nie wiedział co takiego. Jedyne co wiedział na pewno, było to, że go zawiódł. Jego - pierwszego człowieka, który wyciągnął do niego dłoń.

- Gillian! - zawołała go Deltharis.

Czereśniowłosy podbiegł pędem do drzwi, ostatni raz zerkając na chłopaka.

- Chciałbym - szepnął ze skruchą i wyszedł.

Chciałby to naprawić.

Wiem, trochę krótki rozdział, ale na tyle pozwoliła mi moja wena. Okres wegetacyjny nie chce się skończyć.

Napisałam testy gimnazjalne, na ten czas mam taki jakby spokój. Nauki nadal trochę jest i te przygotowania do bierzmowania. Tragedyja :v

Muszę znowu zacząć pisać, bo, kurczę, zapomnę w końcu jak to robić, a to raczej ostatnie, czego bym chciała.

Kocham <3

PS. Zakochałam się i nie ogarniam życia, plz, nie zabijajcie mnie ok


Zagubiona | NinjagoWhere stories live. Discover now