Rozdział 40

1.8K 150 96
                                    

Wyszliśmy razem z celi. Obejrzałam się w obydwie strony, czy nigdzie w pobliżu nie napatoczył się przypadkiem jakiś strażnik. Na szczęście nie zobaczyłam żadnego z nich, lecz dało się zauważyć małego węża, cierpliwie czekającego na podłodze przed nami.

- Co ty tu robisz? Miałeś stać na czatach - odezwałam się do Natrixa.

- A ty miałaś zwyczajnie go uwolnić, a nie siedzieć tam nie wiadomo ile czassssu - zwrócił mi uwagę, na co przewróciłam oczami. - Mamy go zbyt mało.

- Nie twoja sprawa, co tam robiliśmy.

- Mam nadzieję, że nie sssswoje potomsssstwo.

- Natrix! - wypowiedziałam zła przez zęby.

Wąż zaczął się śmiać, a moje policzki pewnie oblał soczysty rumieniec

- Wszystko w porządku? - zapytał nagle Lloyd, uważnie obserwując moją twarz. - Wyglądasz jak dojrzały pomidor - zauważył szeroko uśmiechnięty.

- Ugh... nieważne - wymamrotałam do niego w odpowiedzi. - Natrix, gdzie mamy teraz iść?

- Reszta ludzi wróciła do sssstatku, aby przygotować się do sssstarcia z Deltharisssss. Uważam, że powinniście do nich dołączyć - oznajmił.

- Ech, wydaje mi się, że Lloyd jest niezdolny do walki w tej chwili. - Zerknęłam na niego krótko, widząc, jak bardzo był wyczerpany. - Wiesz, gdzie jest wyjście, prawda?

- Oczywiście... chodźcie, wyprowadzę wassss z tego przeklętego miejssssca.

Ruszyliśmy w prawo, nie za szybko, żeby Lloyd dawał radę. Starałam się pomagać mu, jak mogłam i, no, nie oszukujmy się, chłopak nie należał do lekkich. Byłam od niego drobniejsza, więc wspomaganie go nie było łatwe, szczęśliwie dawałam radę. Miałam nadzieję, że blondyn odzyska jakoś siły, był świetnym wojownikiem oraz liderem. Bez niego drużynie będzie o wiele trudniej pokonać Deltharis. Zwłaszcza, że był jednym z wybrańców. Te myśli sprawiały, że miałam obawy.

- Twój wąż mówił coś ważnego? - odezwał się do mnie niespodziewanie Lloyd.

- Inni zostali uwolnieni, szykują się do bitwy z Deltharis - odpowiedziałam. - My... znaczy ja też powinnam się jakoś przygotować.

- Dam radę - rzucił, marszcząc brwi.

- Ta, jasne - odparłam rozbawiona. - Chyba najlepiej będzie, jeżeli zostaniesz na statku i odpoczniesz. Nie widzę innego wyjścia.

- Hej... jakieś niecałe dziesięć minut temu wyznaliśmy sobie miłość. Można powiedzieć, że jesteśmy w związku... i już się rządzisz? - Spojrzał na mnie przenikliwie, uśmiechając się lekko.

Parsknęłam cichym śmiechem.

- Rye, kto da sobie radę jak nie ja?

- No, pewnie Gillian też da radę mimo tego, że jest skrzatem, więc może nad tym pomyślę - odpowiedziałam. Zacisnęłam usta w cienką linię, gdy uśmiech z jego twarzy nagle zniknął. - Powiedziałam coś nie tak?

- Gillian... służy tej kobiecie.

- Co? - spytałam głucho, będąc w lekkim szoku. - Mówiłam ci, że coś było z nim nie tak!

- Niepotrzebnie pokładałem w nim nadzieję - szepnął.

- Wiesz, wydaje mi się, że dzięki tobie w końcu zaczął być traktowany tak, jak powinien. A to, że przeszedł na jej stronę? Jego strata - stwierdziłam. - Chociaż... gdyby był zły do szpiku kości... nie ratowałby nas wtedy w lesie, no nie? Zwłaszcza, że sam potem był ranny.

Zagubiona | NinjagoOnde as histórias ganham vida. Descobre agora