Rozdział 1

3.7K 247 111
                                    

Jak co dzień szłam do szkoły tą samą drogą, którą chodzę od ponad kilku lat. Zbliżał się powoli koniec roku szkolnego, co za tym idzie jest bardzo gorąco. Na szczęście rano bije nieco chłodem i nie męczę się aż tak.

Powinnam się cieszyć końcem roku, lecz wcale tego nie robię. Nie chcę iść do liceum. Wolę zostać do końca życia nastolatką. Coraz więcej problemów. Praca, rodzina, dom. Chociaż właściwie mogłabym zamieszkać gdzieś indziej i na pewno z dala od rodziny tych idiotów.

Ugh, nienawidzę ich.

Być może któregoś, pięknego dnia spadnie na nich meteoryt albo zabije ich jakiś psychopata. Marzenia. Trafiłabym wtedy do zupełnie innej rodziny. Ale... nie. Musiałabym się przeprowadzić, a tego bym nie chciała. Moja szkoła i przyjaciółki. O dziwo je mam.

- Och! Cześć, Rye! (czyt. Raj)

Tak, to moje imię. Najdziwniejsze jakie tylko ktoś mógł wymyślić, a tym kimś byli moi prawdziwi rodzice, którzy mnie porzucili.

- Hej, Nathalie - Dziewczyna podbiegła do mnie i razem zaczęłyśmy iść w stronę szkoły.

- Jak ci minął weekend? Wczoraj byłam z rodzicami, zobaczyć Statuę Wolności! Jest ogromna.

- Ech, też chciałabym ją kiedykolwiek ujrzeć na własne oczy - Rozmarzyłam się.

- Na pewno kiedyś się spełni - Posłała mi szczery uśmiech.- Wiesz już do jakiego liceum pójdziesz?- spytała zaciekawiona.

No nie, znowu to.

- Mówiłam, że... nie wiem. To naprawdę trudny wybór, a wiesz, że ja nigdy nie umiem się na nic zdecydować - powiedziałam smutno i zaczęłam oglądać moje trampki.

- Zostało ci niewiele czasu. Jak chcesz, to możemy razem popatrzeć na licea - zaproponowała.- Interesujesz się biologią. Mogłabyś iść na kierunek medyczny.

- No nie wiem - mruknęłam niepewnie.

- Jeśli chcesz, możesz wpaść do mnie w piątek, dzień po zakończeniu. Co ty na to?

- Myślisz, że to dobry pomysł?

- No pewnie! Razem na pewno coś wymyślimy. Zaproszę jeszcze Kathy i Elizabeth. Będzie nam raźniej. Wiem, że Lizzy też ma problem z wybraniem dla siebie szkoły, więc mogłybyśmy razem sobie pomóc.

- Dziękuję, Nat - powiedziałam i zatrzymałam się na chwilę, by móc przytulić przyjaciółkę. Ona odwzajemniła gest i uśmiechnęła się.

- Damy radę.

Razem weszłyśmy do budynku naszej szkoły.

*
Dzień minął dość przyjemnie, zwłaszcza, że pani od fizyki nareszcie dała nam spokój i przeprowadziła na dzisiejszej lekcji nieco lżejszy dla nas temat.

Może i nadchodzi koniec roku, ale ja muszę jeszcze coś poprawić, mianowicie sprawdzian z bilogii. Dostałam z niego trójkę, bo dziecko Johnsonów przeszkadzało mi cały dzień, kiedy się uczyłam, więc w rezultacie w dzień sprawdzianu nie umiałam większości zadań. Teraz, żebym mogła mieć na koniec moją upragnioną szóstkę, muszę to poprawić. Czemu aż szóstkę? Brałam udział we wszystkich konkursach, zawsze robiłam dodatkowe zadania i automatycznie stałam się ulubioną uczennicą nauczycielki tego przedmiotu.

Dziś jest ostatni termin poprawek i nie zamierzam tego zaprzepaścić!

Właśnie wracałam do domu i byłam już blisko. Po drodze zabrałam listy ze skrzynki pocztowej i weszłam do środka.

- Och, wróciłaś - Przywitał mnie głos tej jędzy, która stała przy kuchence i robiła obiad.- Pamiętasz, że...

- Mam odkurzyć, pościelić łóżko i pozmywać naczynia. Tak, pamiętam - Dokończyłam za nią i zaczęłam iść po schodach do swojego pokoju.

Wchodząc na górę, widziałam jeszcze tylko jak pani Johnson kręci głową z wielkim grymasem na twarzy.

Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam do środka.

Rzuciłam plecak w kąt. Popatrzyłam na zegarek, wskazywał czternastą. Poprawa zaczynała się o piętnastej dwadzieścia, więc zostało mi mnóstwo czasu, na zrobienie wszystkiego.

Wykonywałam wszystkie czynności po kolei. Dodatkowo wyrzuciłam śmieci, bo pani Johnson mówiła, że śmierdzi w kuchni, przez co tak naprawdę miała na myśli "Rye, masz coś z tym zrobić".

Kiedy nareszcie skończyłam, mogłam wyjść z domu. Przed wyjściem, wzięłam tylko długopis i oczywiście telefon.

- Piętnasta jedenaście - szepnęłam do siebie.

Nie miałam daleko do szkoły. Powinnam zdążyć.

Za wszelką cenę nie chciałam się spóźnić, bo to była moja ostatnia szansa, dlatego przyspieszyłam kroku.

- Dobra, zostało mi jeszcze siedem minut - powiedziałam z ulgą i chciałam ruszyć dalej. Zauważyłam jednak papierek walający się po trawie.

Podeszłam do niego, chcąc go podnieść. Nagle jakby coś pociągnęło śmieć w inną stronę. Na początku myślałam, że to wiatr, ale przecież ten nie wiał.

Wolnym krokiem zbliżyłam się w miejsce,  gdzie zniknął papierek. Był to tył sklepu. Zobaczyłam zielone światło, które lekko wyłaniało się zza ściany. Podeszłam za budynek i zobaczyłam coś na kształt... czarnej dziury!?

- C-co to jest!?- krzyknęłam nieco przerażona.

Chciałam uciec, lecz ta dziura zaczęła wciągać mnie do środka.

- Pomocy!

Zanim ktokolwiek się zjawił, zdążyłam już zniknąć.

Zagubiona | NinjagoWhere stories live. Discover now