Rozdział 13

2.4K 173 112
                                    

- Powaliłam go na ziemię, czaisz?! Po prostu BUM!- krzyknęłam wesoła, unosząc gwałtownie ręce do góry. Siedziałam na moim łóżku w siadzie skrzyżnym, a Nya stojąc, opierała się o biurko.- Gdybyś tylko zobaczyła jego minę... o matko. Dlaczego mój telefon musiał się wtedy ładować? Zrobiłabym takie cudowne zdjęcie - dodałam z lekkim smutkiem, jednak długo to nie trwało, bo uśmiech sam cisnął mi się na twarz i nie potrafiłam długo go powstrzymywać.

Byłam taka szczęśliwa, że mogłam w końcu jakoś pokazać temu dupkowi, że wcale nie jestem bezbronna ani, co gorsza słaba. Czuję w sobie taką siłę! Normalnie mam ochotę tańczyć tu i teraz na środku pokoju, który dzielę z Nyą. Ciekawe ile mnie to jeszcze będzie trzymać. Mam nadzieję, że nie do wieczora, bo później trudno będzie mi zasnąć.

- Jakoś nie wspomniałaś mi, jak doszło do tej "wielkiej bitwy" - rzuciła czarnowłosa, robiąc apostrof rękoma.

- Zaproponował mi, że może mnie czegoś nauczyć w zamian za to, że nauczę go wewnętrznej równowagi. Wyśmiałam go, więc się wkurzył i zaczął mnie straszyć, to go kopnęłam - Streściłam mój dzisiejszy poranek.

Dziewczyna zacisnęła usta w cienką linię.

- Nie rozegrałaś tego zbyt dobrze.

- W sensie?- zapytałam nieco wybita z tropu.

Wyprostowałam się i uniosłam jedną z brwi do góry, przekrzywiając głowę w bok.

- Z nim jest źle. Od jakiegoś czasu...

- Tak, wiem. Stracił ojca i unika bezpośredniego kontaktu z ludźmi - Przerwałam jej.

- Kto ci to mówił?

Wzruszyłam ramionami.

- Cole.

- Wiesz, tak sobie myślę, że to nie jest całkiem zły pomysł - stwierdziła nagle, zmieniając temat i oparła ręce na skraju biurka.- Powinnaś go uczyć, a on ciebie.

Parsknęłam śmiechem.

- No chyba nie - zaprzeczyłam, a następnie prychnęłam.- Nie chcę mieć z tym typem nic do czynienia. On jest - Szukałam innego słowa niż dupek, ale nie znalazłam.- nieważne. Nigdy mnie do tego nie namawiaj - Pomachałam rękami na znak niezgody.

- Proszę, Rye. On ma problemy - powiedziała przejęta i odeszła od biurka, aby stanąć przede mną.- Mam poczucie, że oddala się od nas z każdym dniem. Misako jest zrozpaczona. Nie potrafi w żaden sposób do niego dotrzeć, a ty, mimo tego, że się z nim nie dogadujesz, rozmawiasz z nim. Jako jedyna.

Wzięłam głęboki wdech i sfrustrowana jej prośbą szybko wypuściłam powietrze nosem.

Nie obchodzi mnie on. W ogóle.

Jednak widzę, jak Nyi bardzo na tym zależy. Zapewne reszcie drużyny także.

No i jego mamie oraz wujkowi...

Boże, przecież ja zginę. Nie wytrzymam z nim. Jeśli zgodziłabym się na treningi z Lloydem, musiałabym codziennie spędzać z nim najmniej dwie godziny, może trzy! Poza tym, to głównie on by mnie uczył. Na sto procent będzie co chwilę wytykać mi błędy albo się nade mną pastwić.

- Dobra, zgodzę się na to - oznajmiłam jej, przekręcając oczami, na co ona uśmiechnęła się do mnie przeszczęśliwa.- Tylko, jak on mnie zabije albo ja jego, to będzie twoja wina - mruknęłam pod nosem.- Jakby co, chcę ładny pogrzeb. Lubię niezapominajki - dodałam jeszcze, a ta zachichotała.

- Na pewno zapamiętam - odpowiedziała.- Twój telefon już się naładował.

Mile zaskoczona, położyłam się na łóżku i z trudem sięgnęłam do kontaktu, aby odłączyć urządzenie.

- To pobijemy sobie rekordzik - Uśmiechnęłam się szeroko i odblokowałam telefon, po czym uruchomiłam Color Switch.

Nie wiem ile czasu poświęciłam na granie, ale kiedy skończyłam, zobaczyłam, że jest już dawno po południu. Odłożyłam telefon i wyszłam z pokoju.

Tym razem się nie zgubię, bo rano obcykałam wszystkie pomieszczenia.

Szach i mat, pechu!

Postanowiłam zajrzeć do pokoju Lloyda i zgodzić się na ten układ.

Jakby nie spojrzeć, trochę mi się nudzi.

No i przydałoby się nauczyć trochę więcej.

Tak więc stanęłam przed bambusowymi drzwiami i zapukałam dwukrotnie, lecz odpowiedziała mi jedynie cisza. Zmarszczyłam zdziwiona brwi i ponowiłam czynność, jednak efekt był ten sam.

Nie ma go w pokoju? To gdzie może być?

Chociaż... chwila.

Energicznym ruchem odwróciłam się w drugą stronę i znowu poszłam korytarzem, tym razem kierując się na zewnątrz.

Przy wejściu spotkałam Cole'a i... tego rudego. Szli do herbaciarni, niosąc jakieś kartony.

- Dokąd idziesz?- zapytał czarnowłosy, gdy tylko mnie dostrzegł.

- Muszę załatwić coś ważnego.

- Muszę załatwić coś ważnego - powtórzył ten drugi piskliwym głosem, po czym przewrócił oczami.- Dużo się z tego dowiedzieliśmy.

- Jay - Zwrócił mu uwagę mój kuzyn.- masz odzywać się do niej normalnie.

- Nie no, spoko. Widać lubi być w centrum uwagi - odezwałam się, patrząc krótko na kolesia i zacisnęłam usta w cienką linię.- Idę tak sobie pospacerować. Nic wielkiego - powiedziałam z uśmiechem do Cole'a, który również się uśmiechnął.

- Tylko się nie zgub - rzucił rudzielec.

- A ty traf w wejście do budynku!- krzyknęłam na odchodnym.

Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy zobaczyłam jego naburmuszoną minę i ruszyłam dalej.

Byłam niemalże pewna, że spotkam Lloyda...

Ćwiczącego nieudolnie na kamieniu.

Stanęłam niedaleko niego, obserwując, jak słabo radzi sobie z utrzymaniem równowagi.

- Przyszłaś się ponabijać?- Usłyszałam nagle, przez co wstrzymałam na chwilę oddech.

Nie wiem, czemu, ale poczułam w sobie coś podobnego do... poczucia winy? Było mi trochę głupio, że się z niego śmiałam. Sama przecież mam problemy, które mnie dręczą, a ja potraktowałam go tak źle.

On potrzebuje pomocy.

Mojej pomocy.

Co prawda, jest egoistycznym, samolubnym, wrednym dupkiem, ale spróbuję to zrobić.

- Zgadzam się.

Chłopak chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi z mojej strony, bo spojrzał na mnie wielce zaskoczony, mówiąc ciche "Co?", a po kilku sekundach przewrócił się do tyłu na ziemię.

Wcale się nie spiesząc, podeszłam do niego i, gdy tylko go zobaczyłam leżącego plackiem na trawie, parsknęłam głośnym śmiechem, łapiąc się za kolana.

Gdy nieco się opanowałam, on już stał przede mną na nogach, jakby nic w ogóle się nie przydarzyło.

- Zgadzasz się, tak?- zapytał, aby się upewnić, więc kiwnęłam głową potwierdzając jego słowa.- Ustalmy coś sobie - Zarządził z zupełną powagą, zakładając ręce na piersi.- ja tu rządzę, ty tylko mi pomagasz - Tak myślałam.- Będziemy ćwiczyć tutaj, nad rzeką, dokładnie w południe. Nie toleruję spóźnień - Wyznaczył.- Jeżeli jeszcze raz się ze mnie zaśmiejesz, z układu nici - oznajmił chłodno, wbijając we mnie swoje groźne spojrzenie czerwonych tęczówek.

- Jasne - mruknęłam niechętnie, odwracając wzrok.

Mam nadzieję, że przeżyję.

Trochę krótki, ale nie za bardzo wiedziałam, co jeszcze mam dopisać, a nie chciałam, żebyście czekali jeszcze dłużej...

Jeszcze tylko dwa miesiące i wakacje.

Tak mówi mi moja mama.

TYLKO dwa miesiące...

Jasne.

Zagubiona | NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz