Rozdział 3

3.2K 214 93
                                    

Powoli zbliżała się noc. Musiałam wymyślić, gdzie mam dziś spać, bo przecież wylądowałam gdzieś w innym mieście, którego kompletnie nie znałam.

Myślałam również o tym pożarze. Co we mnie wystąpiło? Mogłam zginąć, jednak coś kazało mi tam iść i uratować tych ludzi... i jeszcze ten blondyn. Co za zadufany w sobie dupek.

Nie wiedziałam, gdzie nogi mnie niosły, lecz kiedy zobaczyłam napis "Park", postanowiłam, że pójdę w jego stronę. Może zdrzemnę się trochę na jednej z ławek? To jest dozwolone... chyba.

Ech, i tak nie mam gdzie się podziać.

Usiadłam na ławce pod drzewem. Wsadziłam ręce do kieszeni, by sprawdzić ich zawartość. Być może mam coś pożytecznego, co mi się przyda.

Wyciągnęłam wszystko z lewej kieszeni. Okej, więc mam spinacz i gumę do żucia. Natomiast w prawej mam dziesięć dolarów i dwadzieścia pięć centów oraz trzy cukierki truskawkowe... i jeszcze długopis, który wzięłam na poprawę. Może pani da mi inny termin?

Żadnego picia.

No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak kupienie czegoś, dzięki czemu będę mogła ugasić swoje pragnienie. Dobrze, że mam te pieniądze, bo byłoby po mnie. Tak, czy siak lepiej, żebym teraz poszła spać, a jutro wymyślę, jak się stąd wydostać.

Ułożyłam się wygodnie i poszłam spać.

*
- Halo? Halo!? Dziewczyno, obudź się!- Usłyszałam nad sobą głos mężczyzny i od razu znalazłam się w pozycji siedzącej.

- Hmm... tak? Coś się stało?- spytałam, jeszcze nie do końca obudzona.

- Nie możesz sobie od tak spać na ławce w parku. To niedozwolone!- powiedział, a ja dopiero wtedy zrozumiałam, że rozmawiam z policjantem.

Natychmiast zerwałam się na równe nogi.

- Ja... przepraszam. Po prostu tak jakoś wyszło... huh.

- Tak jakoś wyszło - powtórzył cienkim głosem.- Każdy tak mówi... a teraz jeśli łaska, zjeżdżaj stąd, bo wylądujesz w areszcie!- krzyknął niezadowolony i lekko mnie popchnął.

Posłałam mu oburzony wzrok i czym prędzej zaczęłam iść jak najdalej stąd.

Bezczelność ludzka nie zna granic! Niektórzy naprawdę są idiotami. Nie dość, że Johnsonowie mnie wkurzali, to teraz taki ktoś, jak ten policjant. Myślałam, że może, jak będę w innym świecie, to tu będzie inaczej. Po każdym jednak można spodziewać się dosłownie wszystkiego. Nienawidzę rasy ludzkiej. Tymi, którzy jednak ją ratują to Nathalie, Elizabeth i Kathy. Gdybym ich nie znała, wątpiłabym, że są jeszcze mili ludzie na tym świecie, nawet w innych wymiarach.

Mam w planach znaleźć jakiś sklep i w końcu zjeść coś i się napić. Czuję jak mi burczy w brzuchu. Och, zjadłabym sobie teraz spaghetti albo jakiegoś steka z frytkami.

Głodna weszłam do pierwszego, lepszego sklepu jaki znalazłam. Wzięłam bułkę i zwykłą wodę, po czym podeszłam do kasy, zapłacić.

- Dobrze, należy się pięć juanów - oznajmiła kasjerka i czekała na zapłatę.

Że co?

- Ja... yy... jua-co?- wyjąkałam.

Byłam pewna, że się przesłyszałam.

- Pięć juanów. Czy coś się nie zgadza?- spytała zdezorientowana.

- Mam dziesięć dolarów.

- Przykro mi, ale nie wiem, co to za waluta.

Spuściłam głowę w dół.

- Ech, nic nie szkodzi. Do widzenia - powiedziałam. Zostawiłam wybrane rzeczy i wyszłam smutna ze sklepu.

Zagubiona | NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz