#66

523 30 24
                                    

Satoshi POV

Poczułem promienie słońca na mojej twarzy. Przecierając oczy usłyszałem damski głos wołający moje imię:

-Satoshi!

-Serena?- zaspany nie wiedziałem co się dzieje.

Dziewczyna stała na środku pokoju z walizką w ręce.

-To koniec- odparła.

Na te słowa zamarłem.

-Czekaj o czym ty mówisz?- zmieniłem pozycję na siedzącą.

-O nas. Wracam do Kalos. Nie kontaktuj się ze mną już więcej.

Serce mi się zatrzymało. Co jej odbiło?

-Poczekaj, ja nie rozumiem...Porozmawiajmy!

-Nie mamy o czym. Żegnaj.

-Serena!- wykrzyknąłem budząc się ze strasznego snu.

Uświadamiając sobie, iż nie była to rzeczywistość odetchnąłem z ulgą. Przetarłem spocone czoło i spojrzałem na puste miejsce koło siebie.

-Gdzie jest Serena?!- krzyknąłem zbiegając szybko po schodach.

-Na zewnątrz. Wstała wcześniej od ciebie i uparła się, że chce mi pomóc więc wiesza pranie. Złota dziewczyna- odparła moja mama.

Wsuwając luźno buty wybiegłem na zewnątrz. Musiałem się upewnić, że tutaj jest i ten sen nie miał jakiegokolwiek związku z rzeczywistością. W końcu ją zauważyłem. Zdyszany oparłem się o płot, żeby złapać oddech. Niebieskooka wieszała na lince ubrania. Podszedłem bliżej wiedząc, że prawdopodobnie jeszcze mnie nie zauważyła. Po cichu zaszedłem ją od tyłu i wtuliłem się w jej sylwetkę usadawiając dłonie na biodrach. Głowę natomiast schowałem w zagłębieniu karku dziewczyny. Ta od razu podskoczyła pod wpływem mojego dotyku, jednak zaraz po chwili gdy zorientowała się, że to ja odetchnęła z ulgą.

Serena POV

Zdziwił mnie tak nagłym pojawieniem się bez słowa.

-Dzień dobry. Jak się spało?- odparłam opierając swoją głowę o jego.

-Źle. Miałem okropny sen- wyjaśnił.

-Sen? O czym?- przerwałam na chwilę czynność, którą byłam chwilę wcześniej zajęta.

-Chciałaś wyjechać do Kalos. Mówiłaś, że nie będziemy już się ze sobą kontaktować.

-To był...

-Koszmar- dokończył na co lekko się zaśmiałam.

-Co cię tak śmieszy? Mi do śmiechu nie było uwierz mi- odparł stanowczo.

-Przepraszam ale mówisz to z taką powagą- skomentowałam ukrywając uśmiech dłońmi- Satoshi.

Odwróciłam się przodem do niego. Spojrzałam mu w oczy i uspokoiłam go:

-Nigdzie się nie wybieram. Chcę być z gdziekolwiek byle z tobą- wyjaśniłam, po czym złożyłam delikatny pocałunek na jego czole.

Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Nie wiedziałam o co mu chodzi jednak długo na odpowiedź czekać nie musiałam. Zaczął mnie gilgotać w skutek czego upadliśmy razem na ziemię.

-S- satoshi przestań c-co ty- nie mogłam się uspokoić.

-I kto się tutaj teraz śmieje hm? Poczekaj, aż tobie się coś takiego przyśni!

-Dobra p-przepraszam!! Przestań już!

W końcu czarnowłosy posłuchał mojej prośby. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że siedzi nade mną zadowolony z tego, że dopiął swego. Nasze oczy się spotkały. W sumie dawno nie utrzymywaliśmy kontaktu wzrokowego przez tak długi czas. Po chwili nasze twarzy dzieliły już milimetry. Kiedy nasze usta miały się już złączyć w pocałunku usłyszeliśmy głos mamy Satoshiego wołający go na śniadanie.

Amour in Hoenn💙🎀Where stories live. Discover now