Sobota nadeszła po dwóch dniach męczenia się z oceniającymi spojrzeniami. Policja wydała oficjalne oświadczenie na temat zabójstwa pana Akiyamy i dwóch myśliwych, których znaleziono jakiś czas później. Teraz oczy wszystkich w Riverton zwrócone były w stronę lwów górskich. W wiadomościach mówiono, że to jakiś osobnik musiał dostać się do miasta, pewnie w poszukiwaniu pokarmu, i zaatakował ludzi, którzy weszli mu w drogę. Policja miała urwanie głowy. Słyszałam, jak tata rozmawiał o tym z mamą w piątkowy wieczór, kiedy wspólnie chowali naczynia. Telefony urywały się, a zgłoszeń, że ktoś widział pumę w swoim ogrodzie, było coraz więcej. Funkcjonariusze jeździli na wezwania, ale okazywało się, że ludzie zwyczajnie panikowali i za lwa górskiego brali stare pnie, leżące gdzieś w lasach, lub domowe koty. Myśliwi powtarzali za to, że podczas polowań natknęli się jedynie na watahę wilków, dostatecznie daleko od miasta, by mogły stwarzać jakieś zagrożenie.

Ostatni raz rozmawiałam z Razerem w czwartkowe popołudnie, kiedy rzucił czymś w moje okno i zmusił mnie do otwarcia go. Chciał tylko zapytać, czy mogę dać mu coś do jedzenia, więc zrobiłam dla niego kilka kanapek i podałam mu je przez tylne wyjście. Wiedziałam go wczorajszego wieczoru, ale skończyłam na obserwowaniu, jak potykał się o własne nogi, skręcając się z bólu. Nie miałam pojęcia, co się stało, ale zanim zdążyłam wybiec na zewnątrz, jego już nie było. Od tamtej pory go nie widziałam. Dochodziła jedenasta, Owen powoli szykował się na trening, na który miałam go zawieźć, mama pojechała do kawiarni swojej siostry – zapewne chcąc poplotkować – a ojciec od rana był na służbie.

Zeszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki papierową torbę z kanapkami, które zrobiłam wczoraj wieczorem. Myślałam, że Razer znów zgłodnieje, ale słuch po nim zaginął. Zaczęłam się denerwować. Nadal nie przywykłam do tego, że tutaj był, ale jego brak przerażał mnie jeszcze bardziej. Teraz wierzyłam w to, kim był. Dziki lycan był gdzieś w naszych lasach i nie mogłam być pewna, co tam robił. Czym się żywił? Mówił coś o polowaniach, ale... Na samą myśl o tym, że mógł zabić sarnę i... nie, nie, nie. Szybko włożyłam buty i skierowałam się do tylnych drzwi, trzymając w ręce torebkę. Przy okazji wzięłam też butelkę wody mineralnej i puszkę coli, chociaż nie wiedziałam, czy ją znał.

Tego dnia słońce świeciło od samego rana i wreszcie zrobiło się cieplej, chociaż śnieg dalej zalegał i ani widziało mu się topnieć. Na szczęście w samej bluzie nie zamarzłam tak, jak ostatnim razem. Moje trapery, które wdziałam szybko przed wyjściem, tonęły w zaspach, kiedy próbowałam przedostać się pod drzewo. Od tak dawna nie byłam na górze, że nie wiedziałam, czego miałam się tam spodziewać. Zastanawiałam się, czy w zeszłe lato Owen wreszcie pozbył się stamtąd moich starych zabawek; zostawiłam tam też jakieś książki, które mogły nie przetrwać tylu pór roku. Butelkę wsadziłam do kieszeni bluzy, a torebkę wetknęłam do ust, by przytrzymać ją zębami w trakcie wspinaczki. Otwarcie klapy nie było zabezpieczone od zewnątrz, więc po prostu pchnęłam ją do góry.

Pierwszą rzeczą, jaką ujrzałam, była stara tablica kredowa, na której dawno temu uczyłam się kaligrafii. Dalej znajdowało się kilka plastikowych pudeł z zabawkami i innymi szpargałami, które chyba nie zmieściły się na strychu, następnie niewielki, kolorowy stoliczek z rozłożonymi na nim kolorowankami z Toy Story, a pod maleńkim oknem leżały pufa i materac, okryty kocami. Wśród góry materiału siedział Razer, zupełnie tam nie pasując. Pośród tych kolorów i dziecięcych akcentów znajdowała się ciemna plama mroku z błękitnymi oczami, które ciekawsko się we mnie wpatrywały.

– Dzień dobry – sapnęłam, podciągając się, chcąc usiąść na skraju otwartej klapy. – Myślałam, że dokądś poszedłeś.

– Już wróciłem – odpowiedział słabym głosem, spuszczając wzrok.

RazerHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin