Zastanawiał się też nad tym, czy aby przypadkiem ci nie rozniosą zamku, gdy ich tam zabierze.

Koniec rozmyślań na dziś, ponieważ czas na plan B, bo plan A okazał się być niewypałem.

Widząc biegnącą Rye, a za nią wściekłego chłopaka, wyciągnął ze swojego worka długą linę i przywiązał ją do dwóch drzew na przeciwko siebie. Gdy się przewrócą, wtedy potraktuje ich podnosicielem. Raz już zawiódł, ale każdy zasługuje na drugą szansę, prawda? Poprawił w nim to i owo, więc teraz nic nie mogło nie pójść po jego myśli.

Szybko ukrył się za jednym z drzew i czekał na to aż obydwoje upadną.

Przygotowany, wyjął podnosiciel i wyłonił głowę zza drzewa. Zacisnął zęby, gdy oni po prostu przeskoczyli nad liną i pobiegli dalej. Skrzat rzucił narzędzie na ziemię i podeptał je, po czym westchnął zrezygnowany.

*
Skrzat od dłuższego czasu obserwował Rye, bo nie miał nic ciekawszego do roboty. Zresztą, co on mógł robić, oprócz szpiegowania tutejszych mieszkańców? Kilka dni temu widział, jak Lloyd wymyka się ze statku. Był ciekaw, gdzie nastolatek się wybrał, ale nie było żadnego sposobu, aby się tego dowiedzieć.

Blondynka nagle wstała, więc on również to zrobił i niezauważony za nią szedł.

Aż dziwne, że nie był jednym z ninja.

Gdy zauważył Lloyda, w jego ciele pojawiła się iskierka nadziei na to, że uda mu się w końcu ich schwytać. Czereśniowłosy skrył się w krzakach, szukając w worku odpowiedniego przyrządu do złapania swoich ofiar. Wydobył z niego kolejny wynalazek, czyli chwytator (widać, że koleś nie popisał się z nazwami). Wyglądał on, niczym zwyczajna, metalowa kula, ale kiedy rzuciło się nią w stronę przeciwnika, zamykała go w, tak zwanym, polu siłowym.

Mały wynalazca chwycił kulę w dłoń i ustawił się do rzutu. W momencie, w którym miał go wykonać, przed nim pojawił się wielki, zielony smok.

- Co, do brązowego kasztana?!- krzyknął przestraszony i upuścił broń na trawę, jednocześnie przewracając się na ziemię.

Nie minęła chwila, a został zamknięty w polu siłowym.

Dzięki niemu nie było słychać krzyku, który zapewne dotarłby do najdalszych zakątków lasu.

*
Tego dnia Rye i Nya były w galerii. Oczywiście skrzat niepostrzeżenie ruszył za nimi. Już nawet nie dbał o to, czy wybrańcy będą razem, czy osobno, czy będzie dużo ludzi, czy też nie. Miał dosyć tego, że jeszcze żaden z planów się nie udał... a obmyślał je bardzo dokładnie. Za każdym razem coś musiało pójść nie tak. Był niemal pewien, że pech blondynki znalazł sobie i jego na żer, a to nie za bardzo mu odpowiadało.

Gdy dziewczyny zrobiły sobie przerwę od chodzenia po sklepach, człowieczek był gotowy do tego, żeby złapać nastolatkę. Wyszedł zza jednego z bazarów, wyjmując z worka byle jaki sprzęt i skierował go w jej stronę.

- Mamo, patrz jaki słodki krasnoludek!- Usłyszał gdzieś za sobą i obrócił się w tą stronę zdezorientowany.- Mogę zabrać go do domu? Będę go karmić i kochać, jak nikogo innego!- pisnęła zachwycona dziewczynka, widząc, że jej rodzicielka się zgodziła.

Stworek miał nawet ochotę strzelić w to dziecko, żeby tylko go nie dotknęło, ale było za późno, bo nie minęła chwila, a był przyciśnięty do torsu tej dziwnej istoty.

- Nazwę cię Garry!

- Uhpfmnpr - ledwo wykrztusił.

Bo bez tlenu raczej trudno cokolwiek powiedzieć.

*
- Tym razem się uda - mruknął pod nosem, szykując kolejną pułapkę.

Człowieczek wiedział, że nad strumykiem odbędzie się niedługo trening tych dwojga. Tym razem wymyślił coś, co na pewno zadziała. Miał zamiar wspiąć się na drzewo i zrzucić na nich siatkę. Tak, więc wlazł na rosnący obok dąb i czekał przyszykowany, aż rozpoczną się ćwiczenia.

Podczas nich nie było żadnego idealnego momentu. Chciał złapać ich w tym samym czasie, żeby mieć ich z głowy, ale ciągle musieli się ruszać! Byli gorsi niż mrówki.

Na jego szczęście, po tym, jak skończyli położyli się niedaleko na trawie. To była wprost idealna okazja.

Skrzatek nachylił się delikatnie, by zarzucić siatkę. Gałąź nie należała do tych mocnych, co mogło oznaczać tylko jedno, a mianowicie to, że czereśniowłosy zaraz spadnie... i tak się właśnie stało, wpadł do wody.

Mały wynalazca wynurzył się na powierzchnię, wypluwając wodę z ust.

Jakby tego było mało, spadła na niego siatka.

*
- To powinno zadziałać - wyszeptał, układając ścieżkę z cukierków, która prowadziła do lasu.- Ludzie lubią słodycze.

Kolejny z planów, czyli plan F. Jeżeli to się nie powiedzie, to zostanie mu tylko jedno rozwiązanie, które zostawił na samiusieńki koniec.

On chyba nigdy nie zmagał się z takimi trudnościami, zwykle wszystko szło u niego, jak po maśle. Kiedyś nie było rzeczy, której by nie zrobił, a tu proszę! Ma porwać dwójkę nastolatków i to właśnie go przerosło. Większego upokorzenia w życiu nie doznał.

- Znakomicie - rzucił, widząc idącą blisko Rye.

Schował się za kamieniem, uważnie patrząc na dziewczynę. Ta raczej zauważyła cukierkową drogę, ponieważ spojrzała w jej stronę, marszcząc zdziwiona brwi. Schylając się, szła i zbierała po kolei słodkości leżące na trawie. Nie zastanawiała się skąd nagle wzięły się cukierki niedaleko statku, ważne, że nie miały żadnego właściciela.

Poza tym, trzeba najpierw sprawdzić, czy są zatrute.

Dlatego zanim je zje, da Jay'owi kilka na spróbowanie.

Będąc blisko lasu, dziewczyna wyprostowała się i zadowolona ruszyła w stronę statku z kieszeniami wypchanymi po brzegi cukierkami.

- Co? Tu są jeszcze cukierki!- krzyknął za nią skrzat, wyskakując pospiesznie zza kamienia.- Miałaś wejść do lasu!- dodał, przejeżdżając dłońmi po twarzy.- Ja listkuję, całą godzinę robiłem tą scieżkę - powiedział załamany, opierając się o drzewo.- Został plan G.

Jakby co pięć, pierwszych fragmentów jest podczas wydarzeń, które miały już miejsce, a ostatni opisuje nową.

Kocham was, słoneczka 💖

Zagubiona | NinjagoWhere stories live. Discover now