Ta uśmiechnęła się pod nosem.

- Nie bój się, może znowu wrzuci cię do rzeki.

- To nie jest śmieszne! Woda tam wcale nie jest cieplutka, niczym w jacuzzi!- odparłam oburzona.

Zielonooka zaśmiała się na moją uwagę.

*
Gdy zjawiłam się na placu przed herbaciarnią, sensei już na mnie czekał tak, jak zawsze.

Ciekawe, czego dzisiaj będzie mnie uczył.

Może stania na małym kamieniu?

Bo to bardzo trudne.

Miałam już tyle ćwiczeń na utrzymanie równowagi. Pełno medytacji, stanie na niestabilnych rzeczach.

Rzygam tym. Serio.

- Dzisiaj nauczę cię kilka ruchów potrzebnych do starcia z wrogiem - oznajmił, a mnie zamurowało.

Nareszcie!

- Wprost nie mogę się doczekać, mistrzu!- krzyknęłam uradowana.

- Zaczniemy od czegoś prostego.

Splotłam ręce, przykładając je do klatki piersiowej i w zachwycie czekając, aż Wu pokaże mi coś zarąbistego. Zaczął wykonywać kilka ruchów po kolei, a mój zapał coraz bardziej się zmniejszał. Gdy staruszek skończył, moje ręce były normalnie wzdłuż ciała, a mina nieco niezadowolona.

- Wiem, że to trudne, ale nauczysz się tego, drogie dziecko - powiedział, śmiejąc się pod nosem.

- Jest jeden problem - odpowiedziałam.- ja już to umiem.

Mistrz popatrzył na mnie, marszcząc swoje białe, krzaczaste brwi, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.

- Potrafisz wykonać to?- zapytał, wykonując pewien ruch.

- Tak.

- A to?

- To też.

- Tego na pewno nie...

- Znam.

- Jakim cudem?- spytał w niedowierzaniu, chwytając w rękę swoją bambusową laskę.

- Lloyd nauczył mnie wszystkiego.

- Mój bratanek?

- Zgadza się - odparłam.- No chyba, że jest tu jakiś inny Lloyd.

Rye, ty śmieszku.

- Niesamowite - wypowiedział staruszek, głaszcząc swoją brodę.

*
Czas teraz na ćwiczenia z Lloydem. Tak, jak się spodziewałam, trochę się spóźniłam. Być może trening z sensei'em nie był jakiś długi, bo przecież wszystko umiałam, ale tak, czy siak się spóźniłam.

Wspominałam już, że mam pecha?

Udałam się do miejsca nad strumykiem, gdzie czekał Lloyd.

- Wiem, spoźniłam się, ale mogę to...

Ten spojrzał w moją stronę.

- Nic nie szkodzi, zaczynajmy.

Yyy... co?!

Nic nie szkodzi?! Co się dzieje z tym człowiekiem?!

To jakiś dzień cudów?

Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale nie wiedziałam, co, więc po prostu zaczęliśmy trening.

Dziś była moja kolej na nauczenie go czegoś. Miałam zamiar zapoznać go z medytacją, więc usiadłam na trawie. Blondyn spojrzał na mnie pytająco. Poklepałam trawę, dając mu do zrozumienia, żeby zrobił to, co ja. Na szczęście zrozumiał aluzję i zajął miejsce na przeciwko mnie.

- OK, chyba wiesz, co to medytacja?- zapytałam tak na wszelki wypadek.

Ten zaśmiał się cicho.

O Boże, on się zaśmiał. Znowu.

Nie zepsuj tego, Rye.

- Myślałem, że to Jay'a uważasz za idiotę - rzucił, zamykając oczy i układając ręce na kolanach.

- Bo uważam - przyznałam, robiąc to, co on.- ale ty też nim jesteś - dodałam, nie hamując się.

Kurde, Rye, miałaś tego nie zepsuć!

Spodziewałam się jakiegoś wybuchu z jego strony, krzyku albo jakieś niemiłego komentarza.

Ale on znowu odpowiedział mi śmiechem.

Nie wiem, czy cieszyć się z tego, że jeszcze żyję, czy może nie.

Trening zajął nam trochę długo, ale nie narzekałam, bo...

Było całkiem miło.

Tak, wiem, że wolno piszę...

Zagubiona | NinjagoWhere stories live. Discover now