Nastolatka słuchająca mojego monologu wybuchła głośnym śmiechem, jakiego nigdy w życiu nie słyszałam. Znając mnie, to pewnie bym narzekała, że śmieje się z moich problemów, ale niespodziewanie ja również zaczęłam się śmiać, zwłaszcza, kiedy przypomniałam sobie, co mówiłam.

- Jestem nienormalna!

Z tego całego śmiechu, rzuciłam się na trawę, trochę się po niej turlając. Gdy skończyłam, przewróciłam się na plecy i zaczęłam oglądać chmury płynące po niebie.

- Moje życie jest nienormalne
- powiedziałam do siebie cicho, po czym westchnęłam, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.- Wiesz, co, Nya?- zwróciłam się do niej, odchylając głowę do tyłu, aby móc spojrzeć w jej kierunku.

- Tak?

- Chyba w końcu czuję się szczęśliwa.

- To świetnie - odpowiedziała, odwzajemniając mój uśmiech.

- Nie miałam pojęcia, że kiedykolwiek to powiem, serio - wyznałam, ponownie oglądając chmury.- Moje życie od zawsze było nienormalne i do bani, a teraz... jest szczęśliwe. Co prawda wciąż nienormalne, bo to, co mi się przytrafiło jest niezwykłe, ale nadal szczęśliwe.

- Ja już pójdę, Rye - oznajmiła mi dziewczyna, po czym usłyszałam, jak wstaje.- obiecałam Misako, że pomogę jej w układaniu książek w biblioteczce. Trzeba zrobić tam w końcu porządek - wytłumaczyła, mijając mnie.- Chyba nie jesteś zła?

- Nie, no coś ty - odpowiedziałam trochę zmieszana przez wspomniany obraz mamy Lloyda i jego wujka, którzy... blah.- Poleżę sobie tutaj trochę. Jest tak cicho i spokojnie.

I nikt nie migdali się niedaleko.

- To do później!- krzyknęła na odchodnym, a następnie zniknęła w wejściu do statku.

*
No cóż, trochę się zasiedziałam.

Niebo zdążyło zmienić swój kolor na granatowy i mogłam podziwiać świecące na nim gwiazdy.

Od zawsze to lubiłam. Bez względu na to, czy było mi wolno, czy nie, i tak wchodziłam na dach, żeby móc podziwiać piękno tych małych, błyszczących, oddalonych od ziemi miliardy kilometrów punktów. Dawały mi jakieś poczucie, że nie jestem sama. Miałam wrażenie, jakby mnie obserwowały. Chodziło mi też po głowie pytanie, dlaczego tak bardzo to lubię, skoro... hej, to tylko jakieś kropki. Czemu ludzie tak bardzo lubią na nie patrzeć?

Ech, czas, by wrócić do statku. Za chwilę będzie kolacja, a czegoś takiego nie można przegapić.

Podpierając się obydwoma rękoma, powoli wstałam i ruszyłam w kierunku statku, kiedy nagle zobaczyłam jakąś postać właśnie z niego wychodzącą.

Ej no, przecież niedługo kolacja.

Jak można uciekać od miejsca, gdzie zaraz pojawi się jedzenie?

Kto nie jada kolacji i szlaja się po nocach?

Istnieje tylko jedna taka osoba, a jest nią:

Osoba o imieniu Lloyd.

Tak, to poprawna odpowiedź! Mamy zwycięzcę teleturnieju!

Mogłabym wygrać milion, gdyby w telewizji istniało takie coś...

Szkoda.

- Gdzie ty idziesz?- zapytałam chłopaka, gdy byłam już na tyle blisko, aby mnie usłyszał.

Blondyn zapewne zdziwiony nieco czyjąś obecnością na dworze, odwrócił się w moją stronę, nie ruszając się o krok. Jego twarz wyrażała to, co zwykle, czyli obojętność na wszystko i wszystkich.

- Nie twoja sprawa. Wracaj do środka - odpowiedział głosem wypranym z emocji i z powrotem mogłam podziwiać jego plecy.

No fajnie.

Miałam się odezwać, ale to, co zobaczyłam odebrało mi głos, a mianowicie widok smoka, który pojawił się dosłownie znikąd! Otworzyłam szeroko oczy, po czym mrugnęłam kilka razy, żeby upewnić się, czy naprawdę widzę wielkiego, zielonego potwora niedaleko przed sobą.

Wzięłam głęboki wdech, przymykając na chwilę oczy. Wypuściłam prędko powietrze i szybkim krokiem podeszłam do Lloyda, który najwyraźniej miał wsiadać, jednak przeszkodziłam mu w tym, łapiąc go delikatnie za ramię, by uprzejmie odwrócił się w moją stronę.

- Mówiłem ci, żebyś wróciła do środka - powiedział jeszcze spokojnie, ale czułam, że stoi na granicy wytrzymałości i wystarczy jedno, nieodpowiednie słowo, aby wyprowadzić go z równowagi.

To jest ten moment, kiedy chcesz komuś powiedzieć coś ważnego, ale nie wiesz, jak ubrać to w słowa.

Uch, dobra, walić to.

- Przestań uciekać przed bliskimi, Lloyd - wyszeptałam, wiedząc, że chłopak to usłyszał, bo jego mięśnie nagle się spięły.- Oni cię potrzebują, a ty potrzebujesz ich.

Krótka cisza.

- Nie wtrącaj nosa w nie swoje sprawy - odparł.

- Ktoś musi się wreszcie wtrącić!

OK, trochę mnie poniosło, ale po prostu puściły mi nerwy. Jemu chyba też.

- Nasłała cię moja matka albo stryj, tak?!- krzyknął wściekły tą wizją.- Powiedz im, żeby dali sobie ze mną spokój! Nie potrzebuję ich pieprzonej pomocy!

- Właśnie, że nie! Nie dasz sobie rady, ale mimo tego próbujesz ogarnąć to wszystko sam - Ściszyłam trochę głos.- Wiesz, co ci powiem?- zapytałam, a on nadal posyłał mi nienawistne spojrzenie.- Jesteś w błędzie.

Ten westchnął.

- Idź i nigdy więcej się w to nie mieszaj - rozkazał, ignorując moją wypowiedź.

Odwrócił się tyłem i zaczął iść do smoka, który najwidoczniej odszedł trochę podczas naszej rozmowy.

Nie dając za wygraną, ruszyłam za nim.

- Musisz pogodzić się w końcu ze stratą ojca!

Stałam twardo, oddychając płytko z powodu tego, co zaraz miało się wydarzyć.

Nie miałam pojęcia, jak Lloyd zareaguje na to, co powiem, dlatego w środku trochę się bałam. Ktoś jednak musiał mu to w końcu powiedzieć, żeby wziął się w garść. Wiem, że to wcale nie jest takie łatwe, jak się zdaje, ale trzeba od czegoś zacząć. Ta rozmowa powinna być przeprowadzona już dawno i w jednym blondyn miał rację... nie powinnam się w to wtrącać.

Ale ktoś musi.

Chłopak stanął w miejscu, a między nami zapanowała niepokojąca cisza.

- Co ty możesz wiedzieć o stracie kogoś bliskiego?!- krzyknął, a ja mogłam zobaczyć jego twarz.- Kogoś, kto zajmował się tobą przez większość życia - mówił, powoli się zbliżając.- dbał o ciebie i troszczył na każdym kroku - Zatrzymał się przede mną.- Nie wiesz, jak to jest - wycedził.

- Rzeczywiście - zgodziłam się z jego ostatnim zdaniem.- Nie wiem, jak to jest - Spuściłam wzrok na buty, czując, jak łzy zbierają się w moich oczach.- bo nigdy nie miałam nikogo, kto by się o mnie troszczył, wspierał lub... kochał.

Kiedy skończyłam, skierowałam wzrok na niego. Zamiast gniewu, widziałam zmieszanie w jego czerwonych oczach. Na krótka chwilę nasze spojrzenia się skrzyżowały, po czym zaczął patrzeć w przestrzeń za mną.

- Jako małe dziecko mieszkałam w domu dziecka. Mimo tego, że trafiłam do rodziny zastępczej, nie okazywano mi żadnego wsparcia, czy miłości. Traktowano raczej, jak kogoś niepotrzebnego - wyjaśniłam mu.- Dlatego ciesz się z tego, że masz rodzinę, Lloyd.

Zostawiłam go i odeszłam w stronę statku, wycierając pojedyncze łzy, które spływały po moich policzkach.

Naszła mnie wena.

I to chyba wszystko, co mam do powodzenia 😂😂

Mam nadzieję, że się spodobał 💖

Zagubiona | NinjagoWhere stories live. Discover now