- Rye, musisz...- Rozpoznałam Cole'a po głosie.

- Nie.

- Rye...

- Nie widzisz, że śpię? Mam zamknięte oczy - Znowu mu przerwałam.

- Musisz mi pomóc.

- Ale ja chcę spać - odparłam nieco zła, na to, że po raz kolejny kuzyn przeszkadza mi w mojej ukochanej drzemce.

- Obiecuję, że jak mi pomożesz, już więcej nie będę ci dzisiaj zawracał głowy, zgoda?

Otworzyłam jedno oko.

- No to...?

- Jay i Nya niedawno wyszli na randkę - zaczął czarnowłosy, a ja zmarszczyłam brwi.- spacerują blisko naszego domu.

- Więc?

- Więc chcę, żebyś pomogła mi zrobić coś, aby się nie udała.

Otworzyłam drugie oko. Na mojej twarzy widać było wielki grymas.

Nie byłam co do tego przekonana. Przecież skoro się lubią, to niech nic im w tym nie przeszkadza. Zresztą, nie spodziewałam się po Cole'u czegoś takiego. Co prawda nie znam go jakoś długo, ale wydawał mi się być rozważnym człowiekiem. On pierwszy wyciągnął do mnie rękę ze wszystkich ninja, a dzięki temu, że jest członkiem mojej rodziny, sprawił, że nie czuję się tu aż tak... skołowana? Raczej tak mogę to nazwać.

- Cole, czy ty... czy ja o czymś nie wiem?- spytałam, opierając się na obydwu łokciach i przypatrując mu się uważniej.

Ten westchnął.

- Mogłaś tego nie wiedzieć, bo to zaczęło się bardzo dawno - oznajmił.- Ja i Jay... nam obydwu podoba się Nya.

- Jak w tych wszystkich hiszpańskich telenowelach - szepnęłam, podpierając głowę jedną z rąk.- Podaj mi choć jeden powód na to, żebym się zgodziła.

- Wymyślisz, co pechowego ma się przytrafić Jay'owi.

- Temu debilowi? Zgoda.

Przez te dwa tygodnie oprócz męczarni, jaką przeżywam przez Lloyda, odkryłam, że rudzielec i ja nie za bardzo za sobą przepadamy. Właściwie, to on to zaczął i zupełnie nie wiem, dlaczego, ale wcale nie narzekam. Kłótnie z nim sprawiają mi wielką przyjemność. To jest ciekawsze, niż granie w Color Switch!

W ekspresowym tempie wyplątałam się z bordowej pościeli i razem z nastolatkiem wyszlismy ze statku. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie mogłaby się podziewać ta dwójka, dlatego to Cole przejął prowadzenie, przez co znaleźliśmy się na nieznanej mi dotąd polanie pełnej czerwonych kwiatków rosnących gdzie popadnie. Podejrzewam, że był to mak.

Na środku łąki stało wielkie, stare drzewo, a niedaleko niego wędrowali sobie Jay z Nyą.

Oj... nie, nie, nie.

Nie pasują do siebie.

Mam kolejny powód, żeby to przerwać.

Nie pozwolę, żeby Nya była z takim idiotą, jak ten koleś.

- Jakieś pomysły?- zapytał.

Być może jestem nienormalna i trochę mnie poniosło, ale postanowiłam zrzucić na rudego ul, który wisiał na jednej z gałęzi dębu.

Dlatego nie czekając ani chwili dłużej, podbiegłam do drzewa, zostawiając kuzyna samego i bez problemu wspięłam się do góry. Ostrożnie stanęłam na dwóch nogach i powoli przeszłam po gałęzi, aby dotrzeć do celu. Ze względu na pszczoły, nie chciałam zbliżyć się aż tak.

Zagubiona | NinjagoWhere stories live. Discover now