Nieustraszona #14

Start from the beginning
                                    

-Pokaż się - warknęłam, ufając swoim instynktom, bardziej niż wzrokowi.

Wtem, nagle przede mną pojawiła się kobieta, dokładnie w miejscu, gdzie słychać było oddech. Otworzyłam szerzej oczy. To było naprawdę dziwne, nawet jak dla mnie.

Była ona dosyć ładna. Miała długie, brązowe włosy, spadające falami na jej plecy oraz oczy, którym nawet świeżo wyrośnięta, letnia czy też wiosenna trawa nie dorastała do pięt. Jej tęczówki przypominały dwa szmaragdy, okalające czarny klejnot. Patrzyły na mnie inteligentnym, lecz lekko wystraszonym wzrokiem.

-Kim jesteś? - zapytałam.

-Kim ja jestem? To ty wpadasz tu z bronią i zachowujesz się, jakby mieszkał tu co najmniej uciekinier z piekła - powiedziała, jednak nie udało jej się ukryć strachu, ponieważ w połowie zdania jej głos wyraźnie zadrżał.

-Nazywam się Laryssa -powiedziałam, unosząc podbródek dumnie do góry.

-Clea. Kim jesteś? Nigdy nikt tu nie przychodzi. To on cię wysłał prawda? - Zapytała, robiąc kilka kroków w tył.

-Szukam księgi zaklęć. Chcę wyrwać szkielety z ciał wikingów - powiedziałam, wciąż podejrzliwie przyglądając się kobiecie.

Clea popatrzyła na mnie, jakbym była chora umysłowo.

-Jak to wyrwać? - wydukała.

-Normalnie, chce się ich pozbyć na dobre, a w tamtej księdze jest rozwiązanie - powiedziałam nieprzyjemnie. Coś mi w tej kobiecie nie pasowało.

-Gdybym miała taką księgę albo takie zaklęcie już dawno bym je wykorzystała - burknęła, na koniec zdania odrobinę ściskając głos, patrząc zamyślonym, nieobecnym wzrokiem na mnie.

- Jesteś czarną wiedźmą? - Zapytałam podejrzliwie, nie do końca pamiętając, jak nazwał ją tamten starzec.

-Tak o mnie teraz mówią? - Zapytała ze smutkiem. - Po co tu przyjechałaś, powiedz prawdę - jej ton diametralnie się zmienił, teraz była ewidentnie rozdrażniona.

-Joel mnie tu przysłał, podobno mieszka tu wiedźma, która ma księgę zaklęć, w której jest czar mogący zniszczyć żywe trupy - powiedziałam, nie czując potrzeby, aby ukrywać powód mojego pojawienia się tutaj.

- To nie możliwe, on nigdy by nie chciał zdjąć klątwy - powiedziała, patrząc na mnie swoimi dużymi ze zdziwienia oczami.

-Teraz to już nic nie rozumiem - mruknęłam.

-Zostałaś wrobiona. Nie mam żadnej księgi zaklęć, ona nigdy nie istniała.

-Jak to? Przecież...

-Oszukał cię, tak jak kiedyś oszukał i mnie.

-Masz trzy minuty, żeby mi wszystko wyjaśnić, nie mam czasu na twoje mówienie pół słówkami - warknęłam.

Dziewczyna roześmiała się. Jej humor zmieniał się niczym w kalejdoskopie.

-Joel, mężczyzna, który cię tu wysłał, jest najbardziej parszywą osobą, jaka żyła kiedykolwiek na tym świecie - warknęła.

-Rozwiń temat- powiedziałam zaciekawiona.

-Odłóż broń - odparła, przerzucając spojrzenie na moją dłoń, która wciąż była zaciśnięta wokół rękojeści miecza.
Niechętnie schowałam go z powrotem do pochwy, nie odrywając od dziewczyny wzroku.

-Mów.

-Nie wiem, co on ci powiedział, ale to kłamca i manipulator. Opowiem Ci pewną bajkę, która nie miała nigdy swojego szczęśliwego zakończenia. Dawno, dawno temu, gdy cywilizacje na Ragnagar dopiero powstawały, żyła sobie pewna dziewczyna, więziona przez niegodziwego właściciela cyrku, który przejął ją na własność, kiedy znalazł ją wygłodzoną w lesie. Ubrał dziecko w najlepsze ubrania i nakarmił, jednak zabrał od niej jedyną rzecz, którą ceniła najbardziej. Wolność. Od tamtego czasu musiała ona pracować w cyrku, korzystając ze swoich mocy czarodziejki. Nienawidziła tego życia. Po kilku latach, kiedy dziewczynka wyrosła, stając się kobietą, spotkała pewnego chłopaka, który wniósł światło do jej mrocznego życia. Dzięki niemu znów się uśmiechała, jednak gdy właściciel cyrku się o tym dowiedział, podstępem zamordował jej ukochanego, aby ta nigdy nie opuściła cyrku. Kobieta była zrozpaczona, chciała popełnić samobójstwo, żeby być znów z chłopakiem, który skradł jej serce, a wtedy mężczyzna znalazł idealną okazję, aby wykorzystać jej moc w mroczniejszy sposób. Musisz wiedzieć, że cyrkowiec nie żył w swoim ciele sam, opanowała go prastara istota o potężnej sile. Był to czysty szkielet. Ten stwór pojawił się na tej ziemi, gdy ona dopiero powstawała, był uosobieniem mroku i ciemności, jednakże był dość samotny. Jego towarzysze, zostali uwięzieni przez naszych bogów, gdy oni budowali planetę, głęboko pod ziemią. Zamknęli ich w ognistej klatce, a czysty szkielet nie widział ich od wieków. Przez całe swoje życie szukał istoty na tyle potężnej, aby mogła ona zwrócić mu dawnych kompanów. Zmusił kobietę do rzucenia klątwy, obiecując, że to wskrzesi również ukochanego dziewczyny. Czarodziejka zgodziła się wtedy bez wahania, jednak pod koniec rzucania czaru, poczuła, że coś było nie tak. Każda magia posiada swoją cenę, a tamta była bardzo wysoka. Została skazana na wieczne życie w cierpieniu. Nie mogła zginąć, nawet jeśli tego bardzo pragnęła. W ostatnich słowach czaru, gdy mrok opanował wszystko wokół niej, zdążyła wypowiedzieć kilka krótkich zdań i wykonać kilka gestów, które zmieniły niemalże wszystko. Nieśmiertelny do tej pory szkielet znajdujący się w ciele cyrkowca stał się w pewien sposób śmiertelny. Wciąż mógł przeżyć miliony lat, ale mógł zostać zabity. Do tego związała swoje życie z życiem szkieletów, tak długo, jak one miały istnieć, jej życie również miało trwać. Gdy to wszystko się skończyło, zarządca cyrku był tak wściekły, że używając magii, umieścił ją w wieży, w której jest po dziś dzień.

-Można je zabić, jak? - zapytałam, skupiając się głównie na tym elemencie jej historii.

-Nie uda ci się to - powiedziała, siadając na łóżku.

-Ja o tym zadecyduje - warknęłam.

-Wszystkie szkielety można zniszczyć, zabijając czysty szkielet, który zamieszkuje ciało cyrkowca. Bonus dodany przez mruknęła, unosząc z tryumfem kąciki swoich ust.

- Jak mogę go zabić?

-Czystym, świętym ogniem - powiedziała.

-Skoro jesteś tą czarodziejką, musisz wiedzieć, jak wygląda zarządca - powiedziałam, wpatrując się w nią.

-Jeszcze się nie domyśliłaś? Byłym już kierownikiem cyrku jest Joel. To on ma w sobie czysty szkielet, to on dowodzi szkieletami.

Z każdym słowem czarodziejki miałam wrażenie, że krew coraz bardziej odpływała mi z twarzy. Jeśli Joel był królem szkieletów, to znaczyło, że wysłał nas w pułapkę. Niczym z pracy zerwałam się z miejsca i pobiegła do okna. Spróbowałam przez nie wyjść, jednak odbiłam się od jakiejś niewidzialnej bariery.

-Co do... - mruknęłam, próbując ponownie przejść przez okno.

-To nic nie da. Myślisz, że nie próbowałam? Myślisz, że siedziałabym w tej wieży, gdyby istniała jakakolwiek droga ucieczki!?

Odwróciłam się do tyłu, patrząc odrobinę przerażonym spojrzeniem na czarodziejkę.
Błam w pułapce.

Od autorki.

Kto się spodziewał takiego zwrotu akcji? (To się chyba tak mówiło XD ) 

Mam nadzieję, że rozdział was nie zawiódł. 😉
Z przykrością jednak stwierdzam, że został jeden rozdział do końca i epilog. 😕

To tyle na dzisiaj.

Do następnego!

Nieznana Where stories live. Discover now