Ch. 31. Look around.

486 56 15
                                    


Krople deszczu, które zostały zesłane przez niebo, nie przeszkadzały stojącemu na dworze Abrahamowi. Tak samo brak parasola oraz przemoczona kurtka nie sprawiały, że miał ochotę rzucić wszystko i pójść do domu. Aktualnie, panująca atmosfera była dla niego przyjemna. Wokół mężczyzny nie było nikogo, jedynie otaczały go marmurowe nagrobki i stojące na nich znicze. I to one były jedynymi rzeczami, które tej nocy świeciły dla niego. Gwiazdy schowały się za chmurami, pozostawiając niebo w jednym kolorze. Nawet sam księżyc miał problem z przedarciem się przez puszyste tafle.  

Abraham stał więc sam, chociaż gdyby była za nim ławka, zapewne by z niej skorzystał. Ale nie było nikogo, kto byłby w stanie wykupić ławkę przy grobie Fredericka Chiltona. Zmuszony był więc użyć swych nóg. Wiatr zawiał niemiło, strącając z głowy mężczyzny czapkę. Ale ta po chwili znalazła się z powrotem na miejscu, gdy jeden z ludzi z gangu Alvinorozi podniósł ją. 

- Nie jest ci zimno, szefie? - zapytał lekkim, ochrypłym głosem. 

- Nie, Sebastianie. Powinieneś mówić mi po imieniu, znam cię od naprawdę długiego czasu. - Abraham podrapał się po gładko ogolonej brodzie. - Zawiozłeś go na miejsce? 

- Pan Myers został zawieziony na pociąg. Było... dość dziwnie. 

- Dlaczego tak uważasz? 

- Na początku, gdy ruszyliśmy, reagował w dziwny sposób. Mówił, że nie chce tam jechać, nie powinien... - na czole Sebastiana zaczęły pojawiać się drobne zmarszczki. - Dopiero jak już byliśmy na peronie, gdy miał wsiadać do pociągu, w ciągu jednej sekundy kompletnie zmienił zdanie. Zaczął dziękować mi za dowiezienie na miejsce i był strasznie miły.  

- No cóż. Może przemyślał sobie wszystko? 

- Nie sądzę. Przez chwilę widziałem, jak komuś się przygląda. - Sebastian przez chwilę był cicho, później kucnął przy grobie i wtopił wzrok w stojące obok kwiaty. - Dlaczego akurat do polski? 

- Poinformowano mnie o tym, że wybierają się też tam inne osoby, ale o kim mowa, dowiesz się później. 

- Jak wolisz, Abe. Ale mam do ciebie kolejne pytanie. - Sebastian nie podniósł się, jedynie swój wzrok przeniósł na stojącego obok Abrahama Morgana. - Powiedziałeś, że to Harry zabił Fredericka, podczas tego, gdy naprawdę został on zepchany przez Dylana... Wiedziałeś o tym, mam racje? 

- Mówili mi, że to Harry zepchał Fredericka i to było powodem jego śmierci... 

- Nie, Harry umarł po tym zdarzeniu. Kto ci podał te fałszywe informacje? 

- Jack. To wszystko powiedział mi Jack Crawford nim umarł. 

Ciemnego koloru loki opadały mu na czoło. Miał ich dość, chciał iść jak najprędzej do fryzjera i je ściąć, chociażby odrobinę. Przykleiły mu się lekko do spoconej skóry, powodując, że za długim rękawem otarł głowę i zatrzymał się chwilowo. W miejscu, w którym się znajdował, było strasznie duszno. Jednak duża liczba osób, która go otaczała, nie była jego największym problemem. Tak samo unoszący się w powietrzu smród dochodzący z silników pociągów również nie zachodził mu za bardzo w głowę. Po prostu się martwił. Przez chwilę czuł się samotny, nie wiedział, gdzie jest. Stracił czujność. A to wszystko dlatego, że chwilowo zgubił z oczu blondyna ciągnącego za sobą niedużą niebieską walizkę. 

Postanowił więc poczekać. Oparł się o zimną ścianę, ponieważ ławki zostały zajęte. Hałas robił się coraz głośniejszy i Will nie był pewien, czy słyszał dobrze znany mu głos. Nawet nie był pewien, gdy chwilowo przed jego oczami ukazał się młody mężczyzna o kruczoczarnych lokach i niebieskich oczach. Dylan - pomyślał Will, ale później ta myśl, jak gdyby rozpuszczona w powietrzu, zniknęła. Dlaczego? Byli w Polsce. Skąd Dylan mógłby wiedzieć, że obaj tu przyjadą? Poza tym Graham wiedział, że za dużo czasu spędził myśląc o wszystkich wydarzeniach z tego miesiąca. Powinien się zrelaksować. Przestać się martwić tymi sprawami, ale jak to zrobić, gdy demon codziennie ci towarzyszy? 

[HANNIGRAM] ✘  Beautiful Crime ✘Where stories live. Discover now