Ch. 4. Could be worse.

1.2K 122 5
                                    


  Stałem tam. Nie sam, lecz z dziesiątkami policjantów włóczących się po kątach i spisujących różne rzeczy. Każdy z nich był pochłonięty swoją pracą. Jedni z nich badali ślady, które zabójca mógł zostawić, drudzy siedzieli nad ciałem analizując przyczynę zgonu, trzeci przykucali i wyginając się w różne strony, robili zdjęcia. 

Wokół nie było słychać nic oprócz głośnych rozmów policjantów i dźwięków aparatów. Przez okno, które znajdowało się przede mną zaczęło przedzierać się odbicie migających świateł koloru niebieskiego i czerwonego. Widok krwi w ogóle mnie nie ruszył w przeciwieństwie do zapachu. Mimo tego, że pracowałem w FBI i że widziałem już setki takich widoków, to zapach zawsze mi przeszkadzał. Byłem nieco już przyzwyczajony do niego, ale po dłuższej przerwie od patrzenia na zwłoki aż musiałem wstrzymywać powietrze momentami. Dopiero co wróciłem, a już dzieją się takie rzeczy. 

 - Idź po listę gości, nikogo nie wypuszczaj - usłyszałem za plecami władczy głos Jack'a mówiącego do któregoś z policjantów - Trzeba sporządzić listę zeznań. Jeśli ktoś był zaproszony, a się nie zjawił, zdobądź jego adres i jedź tam. 

 Kobieta i mężczyzna opuścili pomieszczenie. Crawford bardzo się zmienił, teraz potrafił wyznaczyć cele, a inni się go słuchali. Zrobił na mnie duże wrażenie. Kątem oka szukałem czegoś, co mogłoby pomóc w śledztwie, jednak bez rezultatów. Kto mógłby to zrobić? Pewne części tego zabójstwa skojarzyły mi się z poprzednimi, ale pewnie tylko mi się wydaje. Kiedyś było zbyt chaotycznie i martwię się, że teraz też tak może być.

 - Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? - Detektyw podszedł do mnie i spojrzał na trupa - To znaczy... Myślisz, że jesteś w stanie?

 - Może akceptując swoją umiejętność zwalczę złe sny i halucynacje? - zażartowałem - Ta, dam radę.

 Westchnął spoglądając na ofiarę. W oczach Jacka dostrzegłem troskę i żal. Wyglądał na bardzo zmartwionego. Pamiętał, co się kiedyś wydarzyło. Według niego to przez to, że za bardzo przybliżyłem się do sprawy. Ja zaś myślę, że przez doktora Hannibala, który mną manipulował.

 - Zostawcie go samego, chodźcie - zawołał głośno, mierząc w stronę drzwi. 

 Każdy opuścił pokój, niektórzy, poprzez pośpiech, przewracali karteczki z numerami dowodów.

 - Fred, Ty zostajesz - szepnąłem do psychiatry, który wstawał do wyjścia. - Tylko nic nie mów. 

 Chilton bez odpowiedzi usiadł na swoje poprzednie miejsce. Był tak cicho, że mógłbym powiedzieć, że go tu nie ma. Siedział na toalecie i patrzył na mnie pustym wzrokiem. Przeciwnie było z policjantami za drzwiami. Mogłem usłyszeć każde najcichsze słowo, które powiedzieli. Starałem się nie zwracać na nich uwagi. 

Usiadłem na wannie, tuż przy ciele, któremu się przyglądałem. Zapach jeszcze bardziej podszedł mi pod nos, ale moją uwagę przykuło moje zadanie dotyczące stworzenia profilu mordercy. Zamknąłem oczy i pozwoliłem wyobraźni opanować moją głowę. 

 Jedna sekunda, druga sekunda. Odgłos ciężkiego metalu. Trzecia sekunda. Policjanci i Fred zaczęli pojedynczo znikać. Głosy ucichały. Byłem sam za drzwiami prowadzącymi do pokoju. Otwieram oczy. Wchodzę. Widzę bezbronnego człowieka pod wpływem narkotyków, on nie ma pojęcia co tu robi. Nie wie, że tu jestem. Nie wie, że zaraz będzie topić się w wannie we własnej krwi. Takie miałem zamiary. Cicho zachodząc go od tyłu ogłuszam go ciężkim, ostrym narzędziem po to, żeby mi się nie wyrywał, gdy będę zabierał najważniejszą rzecz. Muszę tylko wsadzić go w tamto miejsce. Podnoszę ciało i wkładam go do wanny. Mam nadzieje, że nie obudzi się przez dłuższy czas. Jednak czuje ucisk na ramionach. To jego ręce. Jest przytomny. Zadaję więc mocny cios w głowę i powtarzam czynność kilka razy. Widząc osuwającą się na ramiona głowę, podnoszę ją do góry, trzymając za poliki. Ręce powoli ślizgują mi się w dół. Trzymam je teraz na szyi. Spoglądając na moją ofiarę, zaciskam ręce na jego szyi, blokując mu dopływ powietrza. Jego twarz zaczyna być coraz bardziej fioletowa. Upchany w wannę, uduszony człowiek.. Rozcinam jego koszule, to samo robię z klatką piersiową. Wkładam swoją dłoń, rozchylam żebra. Czuję bicie serca. Tak, właśnie na tym mi zależy. Chwycę je i z całych sił wyrywam. Trzymam w ręce uczucia. Bijące uczucia. 

[HANNIGRAM] ✘  Beautiful Crime ✘Where stories live. Discover now