Ch. 17. Heavy is the heart when the world keeps growing colder.

724 66 7
                                    

Will szedł ciemnym lasem. Im bardziej się oddalał od skraju, tym las był ciemniejszy. Nic nie było widać. W pewnym momencie wydawało mu się, że wraz z ciemnością straci wzrok. W oddali zobaczył migocące światełko. Przez jakiś czas znieruchomiał, próbując pozbyć się rosnącej ochoty, która kazała mu iść w tamtą stronę. Ale nie mógł się powstrzymać i rszył ku niemu nieprzytomnie, nie zważając już na otaczający mrok i istniejące w nim drzewa. Szedł wciąż przed siebie, a zimny śnieg chciwie wpadał mu do butów. Słaby blask księżyca zanikał gdzieś za drzewami, pozostawiając gwiazdom niebo. Will miał wrażenie, że światełko oddalało się o tyle, ile on zdołał przejść. Kiedy był całkowicie zrezygnowany, światełko przystanęło. Zbliżał się do niego coraz szybciej. Kilka kroków w przód i zobaczył polankę, na której paliło się ognisko. Stała przy nim jakaś osoba i dokładała drewna do ognia. Podszedł bliżej marszcząc czoło i przyglądając się nieznajomej postaci. Nie mógł jej rozpoznać, chociaż jej brązowe jak gorzka czekolada włosy opadały na ramiona i szerokie biodra świadczyły o tym, że jest w ciąży. Zrobił jeszcze jeden krok w przód i wtedy ją rozpoznał. Valerie. Odwróciła się i zobaczył, że twarz kobiety jest w stanie głębokiego rozkładu. Tłuste, białe robaki wychodziły jej z ust i nosa. Coś na kształt węgorza czy węża wypełzło jej z uszu. Dłonie były zakończone olbrzymimi szponami. Wyciągnęła do niego ręce, a z nich zaczęły wyrastać pióra. Jeszcze jedna chwila i głowa upodobniła się do dzioba. Stało przed nim pierzaste straszydło.

- Pomóż mi... - wołała, bądź wołało, bo Will nie wiedział, z czym miał do czynienia - Tak bardzo potrzebuję pomocy...

Skrzekliwy głos rozchodził się po polance, a Will stał jak wmurowany. Włoski zjeżyły mu się na karku. Straszydło podskoczyło na swych ptasich nogach i zamachnęło dziobem. Poczuł piekące uderzenie w pierś. Wiedział, że musi uciekać i tak też zrobił. Wbiegł z powrotem do ciemnego lasu, biegnąc slalomem między drzewami i uniemożliwiając wielkiemu straszydłu dopadnięcia go. Biegł w popłochu, starając się nie uderzyć w drzewo, aż nagle znalazł się w bagnie, które powoli go pochłaniało. Zimna woda obrzydliwie oblepiała mu ciało, a on pogrążał się coraz bardziej. W odbiciu falującej wody zauważył siebie. Czarne ślepia z blaskiem, który dotychczas nie był mu znany. Bestia, ze zwęgloną skórą i z rogami wyrastającymi z głowy. Zamarł. Woda niemalże sięgała już jego pach, gdy usłyszał tupot stóp. Szamrotał się rozpaczliwie. Nad bagnem, które cuchnęło jak rozkładające się mięso i wciąż groziło, że zamknie się nad nim jak grób, wystawały mu już tylko głowa i ręce. A dokładniej mówiąc - same dłonie. Wyciągał je coraz bardziej przed siebie oczekując, że znajdzie się jakaś pomocna dłoń. I doczekał się jej. Na skraju zielonej trawy stanęła ciemna sylwetka. Mimo, że nie widział twarzy, poznał od razu Valerie. Wyciągnęła do niego rękę, a on natychmiast chwycił się jej kurczowo. Bagno zniknęło i zobaczył ze zdumieniem, że została mu w ręce akumulatorowa piła o błyszczącym, stalowym ostrzu. Natomiast kobieta trzymała własną głowę w wyciągniętej przed siebie ręce. Krew zabarwiła trawę na czerwono, a uśmiechnięta głowa powiedziała

- Pomóż mi!

Will kucnął pod drzewem, wciskając kciuk i wskazujący palec w powieki. Wciskał aż czuł ukłucie. Po chwili nad lasem pojawiło się słońce, spojrzał z przymrużonych oczu i zobaczył, że źródłem światła jest głowa Valerie, która podskakiwała jak balon na wietrze. Tego już było zbyt wiele. Krzyknął przeraźliwie i obudził się zalany potem. 

 Rozkopana kołdra opadała na podłogę, ledwo trzymając się rogu łóżka. Mokra plama pod plecami Will'a świadczyła o tym, jak ciężko było mu przespać całą noc. Will otworzył oczy ze zdumieniem. Wiedział, że już jest po wszystkim; że to po prostu kolejny, jeden z wielu, zły sen. Zwlekł się powoli z łóżka, postękując cicho, bo wciąż czuł ból z lewej strony. Doczłapał się do łazienki, gdzie wziął szybki prysznic i ubrał się w czyste ciuchy. Wychodząc zauważył na zegarze, że dochodzi piąta rano. Odetchnął z ulgą wiedząc, że nie będzie już musiał zmuszać się do snu, by przespać noc. Nie chciał już bezczynnie leżeć w łóżku, miał tego dość. Poszedł do kuchni, a gdy zapalił światło, na jego ustach pojawił się mały uśmiech. Na kuchennym stole czekało śniadanie. Jajecznica z dodatkami owinięta przezroczystą folią, żeby nic nie dostało się do środka. Wiedział od kogo to. Zasiadł do stołu i bez podgrzewania zaczął jeść. Głód, jaki odczuwał był niedopisania. Lecz w jego głowie pojawiało się jedno pytanie. Dlaczego Valerie ukazała się w jego śnie? Przed zaśnięciem myślał tylko o jednym. O odnalezieniu Hannibala. Dlaczego więc jakaś podświadoma część jego umysłu podesłała mu ten sen? Odpowiedzi musiał poszukać później. Tymczasem ponownie wrócił do swojej sypialni, by zmienić pościel, lecz jego uwagę zwróciła karteczka leżąca na stoliku nocnym. Chwycił ją i przeczytał: "Mówiłem Ci, żebyś kupił lepszą wodę po goleniu." Nie było podpisu, ale Will doskonale wiedział kto jest 'nadawcą'. Znał to pismo na pamięć, niejednokrotnie dostawał listy od tej osoby. Uśmiechnął się pod nosem chowając kartkę do kieszeni spodni i zajął się wyprowadzaniem psów.

[HANNIGRAM] ✘  Beautiful Crime ✘Where stories live. Discover now