Ch. 15. From different worlds, yet still the same.

742 69 9
                                    

Południe jak południe. Nie należało do tych najbardziej słonecznych, pomimo słońca z rana, które wydobywało się zza chmur. Najwyraźniej pozorowało ładną pogodę. Jack siedział przed telewizorem. Oczywiście, nie w swoim domu, lecz na posterunku, w gabinecie. Wpatrywał się w puste, migoczące obrazy w telewizji, co chwilę zmieniał kanał. Pomijał bezsensowne gadanie dziennikarzy, komedie, które nie potrafiły go rozbawić. Puste, czarne pudło, a wewnątrz ruszający się ludzie. Na co to komu.. Jack burknął coś pod nosem i ostatecznym ruchem, kliknął przycisk na pilocie. Obraz w telewizji gwałtownie się zmienił, ukazując dziennikarza z Baltimore. Mówił o ofierze, którą Kenneth niedawno znalazł w swoim domu, a właściwie jej części. Znał prawie każdy szczegół, lecz na koniec zdania dodawał, że "policja nie podała jeszcze szczegółów śledztwa". Jack zaklął w duchu zaciskając pięści i już miał po raz kolejny zmienić kanał, gdy młody dziennikarz ponownie wspomniał o zabójcy. Nazywali go Pilarzem. Skąd taka nazwa? Przecież tylko w jednym ciele głowa została odcięta. Nawet do teraz nie rozpoznali narzędzia, którym ją ścięto. Zabójcę powinni nazwać całkiem inaczej. On zostawia ciała w takich miejscach, żeby ktoś je odnalazł. On chce, żeby się go śledziło. Prosi się o to. Ma ochotę na pojedynek. Ale czego? Zmysłów? Umiejętności?
Poddenerwowany, wysunął się na fotelu biurowym, szurając czarnymi kółkami po panelach. Odstawił myśli o Grahamie na bok, powinien zająć się sprawą, bo jak myśli o porwanym, to zapomina nawet, że ma własny dom i prawie całe noce przesiaduje w swym gabinecie. Dzisiaj dopiero udało mu się wrócić około 3 nad ranem i spać do 10. Poczuł chwilę wolności, albo może to i konsekwencje ciągłego myślenia o swoim przyjacielu. Jack zastanowił się głębiej.. Czy mógł nazwać Will'a Grahama swoim przyjacielem? A może raczej zasługiwał jedynie na miano pracownika? Hannibal stwierdził, że to, co posiada Jack to czysta empatia. Potrafi odczuć ból innych. Nic dziwnego więc, że nadzwyczajnie martwi się o swojego przyjaciela.
Przeszedł się na koniec pokoju, uniósł słuchawkę wybierając numer do szpitala i czekając na sygnał, oparł się o ścianę. Sekretarka odebrała już po kilkunastu sekundach, dzięki czemu Crawford nie musiał długo czekać i jego brak cierpliwości nie zepsuło mu humoru. Chciał dowiedzieć się w jakim stanie jest Valerie. Okazało się, że rana nie była głęboka, cięcie nic nie uszkodziło. Niestety, gdyby ostrze przycisnęło się nieco bardziej, mogłaby się wykrwawić na śmierć. Valerie miała dużo szczęścia.
- Musiałaby zostać tu przez co najmniej tydzień. - poinformowała go miłym głosem sekretarka.
- Mhm - zastanowił się chwilę nim kontynuował - Valerie jest ofiarą ataku, najlepiej gdyby ktoś mógłby mieć ją ciągle na oku.
- Rozumiem, proszę się nie martwić. Zapewnimy jej najlepszą opiekę.
- Mam nadzieję.

Jack odetchnął z ulgą, czując jak stres go opuszcza. Kolejny dzień, a Myers wciąż nie stawił się w biurze. Miał drobną nadzieje, że w końcu uda mu się go złapać i przesłuchać. Jack wyszedł ze swojego gabinetu, przeszedł sie po pustym korytarzu. Miał zamiar iść w stronę miejsca, gdzieś patolodzy badali ciało, ale ostatecznie zmienił kroki w stronę męskiej toalety. Gdy się tam znalazł, zapach kwiatów uderzył w jego nozdrza. Rozejrzał się po pomieszczeniu widząc przy zlewie stojący odświeżacz powietrza. Wziął głębszy oddech chłonąc ładny zapach. Na kafelkowej podłodze rozniosło sie błoto z jego butów, a zlew delikatnie opadł pod naciskiem rąk Jack'a, który nachylił się patrząc w wiszące przed nim lustro. Wpatrywał się w nie wyobrażając sobie, że rozpisuje się tam na temat szczegółów sprawy. Ale obraz się rozmazał. Nie był w stanie tego zrobić. Jego wyobraźnia nie potrafiła przedstawić obrazów, których sobie życzył. Dlatego tak bardzo chciał pożyczyć imaginacje od Will'a.

~~~*~~~*~~~*~~~

- Czujesz ten zapach, Will? - stojąca przed nim postać wciągnęła powietrze przez nos.
- Co? - Graham uniósł brew.
- To strach. Adrenalina ma bardzo charakterystyczną barwę woni. Ty przecież wiesz o tym wszystko. Bez wątpienia go czułeś gdy stałeś przy kratach patrząc na ludzi, których Jack aresztował za twoją pomocą, lub nawet gdy...
- Gdy co? - zniecierpliwił się, gdy stojąca przed nim postać w podłużnym, czarnym płaszczu oddaliła się o krok.
- Gdy przebywasz z tym potworem sam na sam. I wiesz co? Martinez miał dokładnie ten sam zapach, gdy jego głowa i tułów zostały oddzielone. Jeszcze zanim znalazł się w moich rękach, wiedział co się stanie. Że wkrótce zapłaci za to, co zrobił. To podniecający zapach, nie sądzisz? Dzięki niemu drapieżniki wyszukują swoje ofiary. Wypatrują sobie roztrzęsioną ofiarę, która próbuje się ukryć i nie wie, że to zapach jej własnego strachu ją zabije. A ty, Will? Czym jesteś w tym świecie? Drapieżnikiem czy ofiarą? - jego słowom towarzyszył wyłaniający się spod cienia uśmiech - Definitywnie ofiarą... Lecter nieraz radził ci zmienić wodę po goleniu, nie mam racji?

[HANNIGRAM] ✘  Beautiful Crime ✘Where stories live. Discover now