Ch. 30. Our world.

511 57 11
                                    


Torba z hukiem opadła na metalowy stoik stojący przy drzwiach. Podłoga uginała się pod ciężarem ciała Dylana, który przemierzał pokój od kąta do kąta. Był niesamowicie zniecierpliwiony. Miał wrażenie, że osoba, z którą się umówił, nie przyjdzie w ogóle, że zapomniała o umówionym spotkaniu. A może jednak chce przyjść późno, tylko po to, aby Myers specjalnie się zdenerwował? Jak gdyby fakt, że Jack Crawford zamordował jego brata był zbyt małą rzeczą, aby go niesamowicie wkurzyć. Dylan zrelaksował się nieco, gdy z pewnych źródeł dowiedział się, że Crawford nie żyje. Że dopadła go karma. Smucił go jedynie fakt, że czarnoskóry mężczyzna nie umarł w nękach. Że to nie Myers go dopadł, chociaż w głowie już miał całkowicie rozwinięty plan, co by z nim robił, gdyby ten trafił w jego ręce.

Z zamyślenia wyrwał go krótkie skrzypnięcie drzwi, a później ich trzask oraz powolne kroki. Odwrócił się w stronę dźwięku, stając twarzą do Abrahama, który wkroczył do pomieszczenia. Jego idealnie skrojony garnitur leżał na nim, jak gdyby wydarzyło się coś poważnego. Włosy miał zaczesane w tył, a w oczach śmiało można zauważyć ryskę smutku.

- Gdzie byłeś, Abe? - pierwszy odezwał się Dylan, któremu na czole pojawiła się mała zmarszczka. - I gdzie są twoi ludzie? 

- Byłem na cmentarzu. Odwiedzałem starego przyjaciela, z którym kontaktów ostatnio nie miałem najlepszych - Abraham zdjął marynarkę i powiesił ją na wieszaku przy drzwiach. - Nikogo ze sobą nie przyprowadziłem. Potrafię podróżować sam.

- Nawet jeśli istnieje spora liczba osób, którzy chętnie położyliby na tobie ręce?

- Wcześniej czy później... Każdy z nas umrze. - Starszy mężczyzna podszedł do niewielkiego stolika, z którego wziął szklaną butelkę oraz dwa kieliszki, które po kilku chwilach napełnione zostały szkarłatną cieczą. - Czy udało ci się zdobyć wieści na temat mordercy Jacka Crawforda?

- Naprawdę, Abrahamie? - Myers odsunął wyciągniętą rękę Abe'a z winem, mając na ustach nieduży uśmiech, który po paru sekundach zniknął, a na twarzy nie pozostało nic oprócz śmiertelnej powagi. - Naprawdę interesuje cię morderca tego człowieka, podczas tego gdy na wolności są dwaj warci siebie mordercy, tak? 

- Dwaj warci siebie mordercy... Nie sądziłem, że zdobyli oni twoją uwagę. Skąd o nich wiesz?

- Błagam cię, Abe! Przecież to Hannibal i Will. Wie o nich prawie każdy. Piszą o nich w mediach! Powinieneś naprawdę zacząć się o nich martwić. Jestem święcie przekonany, że obaj planują się na tobie zemścić, nie sądzisz? Wystarczy spojrzeć tylko na to, co zrobiłeś Hannibalowi!

Pomimo słów wypowiedzianych przez Dylana, na czole Abrahama zagościła jedynie drobna kreska, a twarz nie wyjawiła żadnego strachu czy też innego uczucia. Starszy mężczyzna jedynie wpatrywał się w swego rozmówcę, w niektórych momentach mrużył oczy. Oddychał głęboko, nie po to, by powstrzymać wybuch gniewu. W końcu był przecież jedną z najspokojniejszych osób i gdy coś nie szło po jego myśli, nie wywoływał żadnej wojny. Oddychał głęboko tylko dlatego, że martwił się, iż Dylan go opuści. W głębi ducha modlił się o to, aby Myers był u jego boku. W końcu znali się od najmłodszych lat. I to dzięki Myersowi Abraham miał okazję swą przyjaźń z Chiltonem kontynuować przez dłuższy czas. Nawet jeśli Dylan był dwa razy młodszy od Abrahama i Fredericka. Wystarczył jeden, niedługi sms wysłany osiem lat temu, aby przez następne trzy lata Morgan i Chilton byli najwspanialszymi przyjaciółmi.

- Powinieneś się martwić, Abe. Powinieneś się bać takich ludzi jak właśnie Graham i Lecter. Być może na pierwszy rzut oka nie wydają się... groźni. Ale w prawdzie są największymi bestiami, które mógłbyś poznać. I nawet nie wiesz w jakie tarapaty się wplątałeś zamykając w tych twoich lochach Lectera na pół roku. Zapłacisz za to surową cenę i mówię ci to jako twój teraźniejszy najlepszy przyjaciel, bo ten wcześniejszy poległ nieco wcześniej, Morgan-

[HANNIGRAM] ✘  Beautiful Crime ✘Where stories live. Discover now