Ch. 14. I'm on my way. I'm on...

750 66 5
                                    


Od razu mówię, że kursywa = retrospekcja/wspomnienie xD.

*~~~*~~~*~~~*

Na Virginii słońce powoli wynurzało się zza horyzontu, a srebrzysty księżyc opadał w dół odsłaniając jasne promyki światła, które wiecznie próbowały rozpuścić śnieg widniejący na ziemi. Nie mógł zniknąć tak prędko, było go zbyt wiele. Cały las w Wolf Trap pokryty był białym puchem. Frederick spoglądał przez okno klnąc na zimę, bo miał jej serdecznie dosyć. Nie mógł doczekać się dnia, w którym dostanie urlop i bez zmartwiania się o kogoś, wyjedzie gdzieś za granicę na wakacje. Poprawił swój garnitur, który nosił od dwóch dni, a psy znajdujące się z nim w pokoju, ożywiły się, gdy Chilton wykonał krok w ich stronę. Pytał się w duchu jak Will radzi sobie z zapamiętywaniem imion tych wszystkich zwierząt, jakie były w jego domu. Psychiatra zajmował się nimi gdy właściciel opuszczał dom na kilka dni. Od czasu do czasu przychodziła też Alana, ale z braku czasu, z powodu jej rosnącego syna, nie mogła znaleźć się teraz w domu Grahama. Gdy Frederick tu przychodził, odnajdywał spokój i potrafił odnaleźć się w kilku sytuacjach. Harmonia wewnętrzna brała nad nim przewagę i mógł bez zmartwień zastanowić się nad odpowiedziami Gideona dotyczących pytań o jego rodzinę. Nie uzyskał żadnych ciekawych wyjaśnień, jedynie informacje na temat miejsca, w którym znajduje się baza gangu Alvinorozi oraz kto nimi dowodzi. Jego myśli wróciły do przeszłości, gdy usłyszał imię ich szefa.

- Przyznaj się! - chłopiec w skórzanej kurtce pchnął stojącego przed nim chłopaka na ziemie - Powiedz, że ja nic nie ukradłem z szatni i że to twoja wina!
- Ale to nie ja! - młodszy upierał się wstrzymując łzy.
- Co mnie to! Masz to powiedzieć!

Wokół kłócącej się dwójki zebrała się spora ilość uczniów, która przyglądała się wydarzeniu. Większość kibicowała starszemu, znęcającemu sie nad chłopcem gwiżdżąc i krzycząc "Dalej, dokop mu!" Dodawało mu to większej motywacji i ekscytacji, także z coraz większym naciskiem siły kopał leżącego na ziemi przeciwnika, dopóki nie usłyszał głosu protestującego.

- Ej, Ty! - zza tłumu wyłonił się młodszy dzieciak - Zostaw go!
- Bo co mi zrobisz? Jesteś tak samo młody i głupi, że masz zamiar wtrącać się w nie swoje sprawy? - starszy nie przestawał kopać - Zjeżdżaj stąd zanim znajdziesz się obok niego.
- Powiedziałem, żebyś go zostawił.

Ton głosu wyłaniającego się z tłumu kompletnie się zmienił, co znęcający zauważył i przestał skupiać uwagę na młodszego chłopca. Odwrócił się i zachowując dystans między przeszkadzającym, splunął na ziemie.

- Czego tu szukasz?
- Co od niego chcesz? Nic ci nie zrobił.
- Nie twoja sprawka.
- Wręcz przeciwnie. - przeszkadzający zrobił krok w przód - Bo to z mojej kurtki zniknęły pieniądze.
- Jaka szkoda. Powinieneś mieć je przy sobie. Zjeżdżaj stąd.

Podczas gdy znęcający się facet zajął się rozmową z jego kolejnym przeciwnikiem, pierwsza ofiara zdążyła przywrócić się do normy i szybkim ruchem, ciągnąc za nogawki zbyt krótkich, jeansowych spodni, popchała starszego na ziemię. Do akcji również wkroczył drugi chłopiec, który natychmiast uderzył pięścią w twarz starszego. Z jego kieszeni wyleciały monety należące do chłopca, który wcześniej wyłonił się zza tłumu.

- Dam ci spokój jak wstaniesz stąd i sobie pójdziesz - właściciel pieniędzy klęknął tak, że wbijał kolano w brzuch złodzieja.
- Zejdź ze mnie, a pójdę.

Młodszy uwierzył mu na słowo i puścił go, słysząc buczenie i szuranie butów rozchodzącej się widowni. Bójki nie były jego mocną stroną, wkraczał w nie tylko wtedy, gdy musiał. Czyli akurat w tamtym momencie. Pozbierał swoje monety i przeniósł wzrok na klęczącego na ziemi chłopca, który został wcześniej zaatakowany.

[HANNIGRAM] ✘  Beautiful Crime ✘Where stories live. Discover now