Ch. 2. Home sweet home.

1.8K 164 34
                                    

  

Will dojechał z Jackiem do Wolf Trap nim zaczęło padać. Chmury zasłoniły całe niebo, pozostawiając wokół lekką mgłę. Graham wysiadł z samochodu. Zmierzał w stronę domu, ale zatrzymały go otwierające się drzwi. Przechylił głowę i zobaczył wybiegające zza nich psy. Zwierzęta sprawiły, że na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Każdy z nich się cieszył, biegał wokół, machając ogonem w każdą stronę oprócz smutnego Winstona, który siedział na werandzie. 

Ten pies był inny. Will znalazł go w dość dziwny sposób. Pewnej, zimnej nocy, lunatykując wyszedł na środek ulicy. Jakieś głosy kazały iść mu w tamtą stronę. Wybudzony przez syreny policyjne, otworzył oczy i dojrzał psa idącego tuż przy jego nodze. Przygarnął go, zajął się nim. Był dla niego czymś ważnym. Oczywiście wszystkie psy traktował po równo, ale oczy Winstona sprawiały, że serce człowieka aż kazało mu go przygarnąć. Will przykucnął na przemokniętej od wczorajszego deszczu trawie i zaczął witać szczęśliwe psy. Jego uwagę od głaskania odwróciła wychodząca z domu Alana. Jej ciemne włosy, kontrastujące z bladą cerą, unosiły się na wietrze w każdą stronę. Will sadził, że była piękna. Od zawsze chciał z nią być, ale świadomość, że doktor Alana Bloom będąc z Grahamem, interesowałaby się nim zawodowo, co nie wpływałoby dobrze na ich związek. Dlatego też Will sobie odpuścił, jednak mimo to, jego uczucia nie wygasły. Tliły się gdzieś głęboko w nim i żeby je rozpalić wystarczałaby jedna mała iskra. I aby ta iskra nie zaistniała, Graham starał się nie przykuwać uwagi do Bloom. 

 - Wygląda na to, że tęskniły - podeszła zamykając za sobą drzwi - Nie tylko ja je odwiedzałam. 

Wstał, powoli odpychając od siebie psy, które zostawiły sierść na jego spodniach. Przeszedł obok Alany śląc jeden ze swoich niepewnych uśmiech. Nie chciał dowiadywać się kto jeszcze tu był, przynajmniej nie od niej. Rozmowa z nią mogłaby sprowadzić do złych tematów, a Will się spieszył. Nie wiedział dokąd, ale czuł rosnący pośpiech. Jakby coś miało się wydarzyć. Przeszedł obok niej bez słów, ale zatrzymał się na werandzie. 

 - Dzięki, że się nimi zajęłaś - Will powiedział niemalże śpiewającym tonem. 

 Graham wszedł do środka, wpuszczając Jacka. Zostawił otwarte drzwi, więc przez krótki moment widział, jak Alana się oddala. Tęsknił za nią, ale wiedział, że to, co było kiedyś już nie wróci. Podrapał się po karku i uwagę zwrócił na salon, w którym się znajdował. Jack zniknął gdzieś w domu, a Will został z psami. Stanął na środku pomieszczenia. Jasnoniebieskie ściany wzbudzały w nim uśmiech. Wielu ludzi mówiło, że niebieski jest zimny, i że nie powinien malować ścian na ten kolor. Ale Will posłuchał siebie. Praktycznie pusty salon, w którym znajdowała się sofa, telewizor, biurko z komputerem, którego i tak nie używał oraz mały kredens. Niewielkie wyposażenie, ale tego właśnie potrzeba było Grahamowi. Rozglądał się po pokoju, zauważył nawet dziurę w ścianie, którą zrobił, gdy nachodziły go różne głosy. Zaczął cofać się w czasie i przypominać sobie jak kiedyś było. 

Co Hannibal mu zrobił i jaką krzywdę przez to Will wyrządził innym. Ale wszystko było skończone, więc nie miał się czego bać. Nic złego nie zrobił, właściwie to chciał się pozbyć zła. Każda sekunda, którą spędził z Hannibalem zaczęła pojawiać mu się przed oczami, jako lekko rozmyty obraz, który natychmiast zniknął, gdy usłyszał warczenie. Skierował głowę w stronę głosu i zauważył Winstona szczerzącego zęby. 

 Will chciał zrobić krok w przód, ale powstrzymał się widząc, że z każdym jego ruchem, Winston się bardziej wścieka. 

 - Nie zabiłem go - Will zacisnął zęby. 

 Pies, jak gdyby zrozumiał, co mówił jego pan, usiadł. Will przykucnął wołając go, ale ten jedynie skulił się. 

 - Will? - do pomieszczenia wpadł Jack - W twojej łazience ktoś wybił ci okno. Graham odwrócił głowę i wstał mierząc kroki w stronę łazienki. 

Wszedł tam, a jego oczom ukazał się obraz wybitego lustra jak i szyby. Odłamki szkła leżały na podłodze, porozrzucane odbijały twarz Will'a w różnych rozmiarach. Schylił się, żeby podnieść jeden z nich. Zaczął go przewracać w dłoni między palami, ale przestał, gdy w odbiciu ujrzał własną twarz. Nie była taka sama jak zawsze; odbicie pokazywało jego wnętrze. Rogi wystawiające z głowy, pociemniała skóra, mroczne ślepia noszące śmierć. Coś, co Hannibal widział w Will'u przez cały czas. Potwora, który był w nim od początku. 

 - Myślę, żeby zwołać patrole wokół twojego domu - ciszę przerwał Jack - Nie chce, żeby stała ci się jakaś krzywda. 

 - Nie musisz. 

- Wybacz, Will. Miałem na myśli wezwę patrole. 

 Will opuścił wzrok. Jack był cholernie troskliwy, chociaż zazwyczaj tego nie pokazywał. W tej twarzy o niemiłym wyrazie, z ciemną karnacją oraz błyszczącym, łysym czubkiem głowy, krył się od wewnątrz połamany człowiek. Graham przyzwyczaił się do charakteru swojego szefa. Crawford był uparty i właśnie to była faworyzowana przez Grahama cecha. Brunet opuścił łazienkę i zatrzymał się w salonie ciesząc oczy widokiem swojego domu. Nie była to może willa z basenem, ponieważ, gdy Will był mały, jego rodzina nie była najbogatsza. I za to kochał swój dom. Za to, że jest zwyczajny i każdy dzień w nim spędzony, nie sprowadza na niego niebezpieczeństwa. Nawet, jeśli u jego drzwi pojawił się Hannibal. 

 - Zostanę tu dopóki policja nie przyjedzie - poinformował Jack. 

 Profiler posłał mu lekki uśmiech. Był wdzięczny, że mimo wszystko Crawford postanowił zostać i mu pomóc. Zapewne gdzieś tam krył się haczyk, zapewne Jack chciał, żeby Graham z powrotem pomagał mu w rozwiązywaniu spraw, ale Will nie miał mu tego za złe. Nawet jeśli ta praca sprawiała, że naprawdę złe rzeczy mu się przytrafiały. Will w zamyśleniu usiadł na kanapę, a Crawford stał przy oknie. Czekał na swoich ludzi. Jego wyraz twarzy kompletnie się zmienił. Pomimo utrzymanej powagi, na ustach można było dostrzec lekki uśmiech. W domu było czuć chłód. Jack zszedł do piwnicy, żeby rozpalić w piecu. Nie chciał, żeby Will po takiej akcji złapał jeszcze zapalenie płuc. Do uszu Grahama dobiegał dźwięk silnika dochodzący z dworu. Zdał sobie sprawę, że policja zdążyła przyjechać już przed jego dom. 

Poprawił kołnierz swojego płaszcza i wyszedł na dwór pocierając ręce. Na dworze stał jeden radiowóz oraz dwóch policjantów. Pierwszy z dziesięć metrów dalej od domu, a drugi na werandzie. Will stanął obok kątem oka dostrzegając, jak drugi na niego patrzy. Starał się nie zwracać na niego uwagi, także odchrząknął i chciał już iść do domu, ale ten go zatrzymał. Chwycił Will'a za ramię i odwrócił w swoją stronę. Graham zauważył gliniarza o kruczoczarnych lokach opadających na jasne czoło. Uniósł głowę w górę i dostrzegł jego niebieskie jak brylanty oczy. Znał go. To on stał przy każdej rozmowie Will'a z odwiedzającymi, gdy ten był w więzieniu psychiatrycznym. Wiedział, że Will był niewinny. Pytanie, czy dalej tak sądzi. 

 - Wiem, że jesteś niewinny - odezwał się po dłuższej chwili. - I wiem, że Hannibal miał rację. 

- Co masz na myśli? 

- Jeszcze nie jesteś winny. 

 Jeszcze przez pewien czas stał i spoglądał na Will'a O co mu chodziło? Will nie zamierzał nic zrobić. Przeniósł wzrok na pistolet, który trzymał w drugiej dłoni i przypomniałem sobie, jak kiedyś zabił ojca Abigail. Natychmiast wyrzucił z pamięci to zdarzenie i spojrzał na policjanta. Jak on w ogóle miał na imię? 

 - Mam na imię Dylan i wiem o Tobie wszystko - powiedział jakby czytał mu w myślach. - A nawet więcej. 

 Zmarszczył brwi i już chciał zapytać kim on jest, ale przyszedł Jack. 

 - Muszę zostawić cię teraz samego, ale jutro się widzimy. Przyjadę tu, chyba. - mówił schodząc ze schodów. - Dylan jedziesz ze mną. 

 Will nic nie odpowiedział tylko odprowadził Dylana wzrokiem. Ten również przez dłuższy czas nie spuszczał go z oczu. Jutro czekało go coś ważnego. Tak przeczuwał.

[HANNIGRAM] ✘  Beautiful Crime ✘Where stories live. Discover now