Ch. 21. And the kiss I left on your lips.

667 71 18
                                    


Chilton był w siedzibie wraz z Jackiem. Od razu ruszyli w stronę laboratorium. Jack zdążył jeszcze pójść do samochodu po pudełko z ręką. Był tym tak zaciekawiony, że zatopił się w myślach, nie słuchając słów Fredericka. W laboratorium nikogo niestety nikogo nie zastali, więc Crawford zostawił rzeczy na biurku. Rano, gdy do pracy przyjdzie Jimmy Price, wszystko mu opowie i poprosi, by zbadał dowody. To były plany Jack'a. Ku szczęściu Grahama, istniały jeszcze plany wymyślone przez Chiltona mające na celu całkowicie pokrzyżować sprawę. Miał swojego własnego podejrzanego, ale za każdym razem, gdy Frederick chciał go odwiedzić, dom okazywał się pusty. A jego podejrzanym był Kenneth. Ken... Moron? Moran? - próbował przypomnieć sobie nazwisko jednego z jego pacjentów. Morgan! Do jego twarzy uderzyło gorąco, gdy zdał sobie sprawę, że Abraham ma takie samo nazwisko, jak Kenneth. Pacjent Fredericka niejednokrotnie wspominał o bracie, a także mówił, że ich relacja jest antagonistyczna. Niestety, jednak nigdy nie podał jego imienia. A złożyło się tak, że Chilton znał ich obu. Jedyną rzeczą, którą musiał zrobić, było odwrócenie uwagi Crawforda od niewinnego Will'a.
A może jednak winnego?

xxx


Will, po skończonej kolacji i paru lampkach wina, krzątał się po domu Hannibala, podczas tego, gdy właściciel mył naczynia. Zachodził do różnych pokoi, podziwiał, jak wielki jest dom psychiatry. Nigdy nie przepadał za bogatymi wystrojami, ale ten mu się bardzo podobał. Jak gdyby ktoś, kto tu wszystko układał, trafił w jego gust. Przeszedł przez niewielki korytarz oświetlony dwoma dużymi żyrandolami. Na końcu były tylko jedne drzwi. Ciekawość, która kierowała Will'em kazała mu tam zaglądnąć. I tak też zrobił. Drzwi uchyliły się skrzypiąc, a do nosa dostały się pyłki kurzu sprawiając, że Graham mimowolnie kichnął. Rozglądał się po pomieszczeniu. Było to miejsce, gdzie brunet miał terapię z doktorem Lecterem. Zrobił delikatnie krok w przód; stara podłoga zaskrzypiała pod jego ciężarem. Każdy mebel w pomieszczeniu został owinięty folią przezroczystą, a dywany zostały zdjęte. Do głowy agenta zaczęły docierać różne wspomnienia z dawnych lat, gdy jeszcze nie wiedział, że Hannibal jest Rozpruwaczem z Chesapeake. 
Ale teraz wie i w sumie to nic nie zmienia. Miał już dość ciągłego przeciwstawiania się prawdzie. Fakt, że doktor Lecter jest niebezpieczny nawet podobał się Williamowi. "Nie wiem  czy gdyby nie był tym złym, to czy nadal bym go kochał" - myślał za każdym razem przed snem. Bo taka była prawda; zielonooki kochał go, ale ta myśl i uczucie zostawało zakopywane coraz głębiej każdego dnia. Nie chciał zostawać dłużej w tamtym pokoju; za dużo wspomnień cisnęło mu się do głowy. Z rezygnacją opuścił pokój idąc w stronę kuchni.
Przeszedł obok niej widząc, jak Lecter kończy sprzątać. Miał jeszcze czas dla siebie, może zdąży coś jeszcze znaleźć. Bez słowa przeszedł obok sypialni do pokoju obok, gdzie stał klawesyn. Chyba jedyna rzecz w rezydencji, która nie została owinięta przezroczystą folią.
Hannibal odkładał właśnie ostatni talerz na półkę i wycierał ręce, gdy usłyszał muzykę dochodzącą z któregoś pokoju. Nie można było dokładnie nazwać tego muzyką. Dźwięki wydobywające się z pomieszczenia dzwoniły w uszach Lectera, jakby ktoś na złość go rozpraszał. Bezsensowne uderzanie palcem o klawisze. Blondyn podążył za dźwiękiem. Przeszedł obok sypialni i wtedy go ujrzał.
Will siedział przy klawesynie tworząc różnorodne dźwięki, których nie można było nazwać muzyką. Nie robił tego pośpiesznie; naciskał jeden po drugim klawiszu.

- Sądzę, żeby przydałby ci się porządny nauczyciel - Hannibal uśmiechnął się stając u progu drzwi.

- Ewentualnie mniejsza ilość wina - odparł brunet wciąż skupiony na "graniu".

[HANNIGRAM] ✘  Beautiful Crime ✘Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz