Ch. 22. Darkness.

542 55 0
                                    

Will stąpał po ulicy pokrytej miękkim śniegiem. Zima zbliżała się wielkimi krokami, w końcu niedługo zaczynał się grudzień. Wcześniej nie zwracał uwagi na pogodę, ale teraz dziwił się, że śnieg spadł tak szybko. Zazwyczaj święta spędzali bez białego puchu. Święta. Grudzień był blisko, a każdemu z tą porą roku kojarzy się Wigilia. Niestety, z czego mógł cieszyć się Will, gdy po mieście biegał seryjny morderca? Było ich dwóch, ale instynkt Grahama dał o sobie znać i udało mu się złapać jednego z nich. A może to od początku był tylko jeden? 

xxx

Frederick Chilton zaparkował swój samochód nieopodal opustoszałej już restauracji. Światła samochodowe, które niegdyś rzucały się na ściany budynku, zgasły wraz z silnikiem.  Poprawiwszy swój garnitur, Chilton wysiadł i z lekkim hukiem zamknął drzwi. Nikt nie wiedział dlaczego i gdzie jest. Prawie nikt. Pewna osoba, która napisała mu w smsie adres miejsca, w którym przesiaduje, była tą jedyną osobą, która miała jakąkolwiek wiedzę o poczynaniach Fredericka. Zaspany Chilton wszedł do środka. Zdjął z siebie marynarkę, ale nie powiesił jej na stojący przy wejściu wieszak. Restauracja była pusta, jedynie przy stole siedział mężczyzna, a na końcu lokalu stała oparta o bar kelnerka w fartuszku i paliła papierosa, z niewielkim zainteresowaniem przyglądając się nowoprzybyłemu gościu. Frederick spojrzał w prawo. Mężczyzna ze zwieszoną głową siedział przy oknie. Przed nim stała pusta szklanka po piwie.

- Cześć. - Frederick usiadł naprzeciwko niego. 

Mężczyzna podniósł głowę i kiwnął, jak gdyby siedział tu i czekał właśnie na to powitanie. Potem głowa znów mu opadła. 

- Szukaliśmy cię. Byliśmy u ciebie w domu. 

- Znaleźliście mnie? - mężczyzna powiedział to obojętnie, bez uśmiechu. 

- Nie wiem. A jesteś w domu, Will? - Chilton kiwnął głową w stronę pustej szklanki. 

Wzruszył ramionami. 

- Nie sądzę, żeby Jackowi udało się znaleźć jakieś dowody świadczące o tym, że to ty dopuściłeś się zbrodni. 

- Nie sądzę, żeby istniała potrzeba przeciwstawiania się mu. - mówił wciąż z opuszczoną głową. 

- Sugerujesz coś? 

- Nie jestem taki czysty, panie Chilton. 

Czarnowłosy mężczyzna wzdrygnął się, gdy usłyszał sposób, w jaki nazwał go siedzący przed nim agent FBI.   -

Ale z pewnością nie zabiłeś tych dwóch mężczyzn i ciężarnej kobiety. 

- Trzech mężczyzn... - Will podparł głowę na dłoniach. - Nie zapominajmy o ręce Maxa Premona, kuzyna Val. - pociągnął nosem. - Nie sądzę, żeby przeżył. 

Frederick zacisnął usta i spojrzał przez okno. Biały śnieg wręcz świecił pod światłem rzuconym przez lampę, a ulica była pusta, jakby każdy samochód został wykasowany z tego świata. Potarł palcami skronie i wziął głęboki wdech, żeby się uspokoić nim zacznie mówić. 

- Jesteś jednym, wielkim pesymistą, Will. - starał się, aby jego głos brzmiał spokojnie, lecz na marne. - Nawet jeśli jesteś pijany, to wszystko dla ciebie nie ma sensu. 

- Nie mów tak. Jest pewien człowiek, który według mnie ma sens i jest mi potrzebny do życia pod względem optymistycznym. 

- Nie mówię o tym. - Chilton świdrował wzrokiem pustą szklankę. - Ktoś chce, żebyś siedział w więzieniu do końca życia, a ty ot tak podajesz mu nadgarstki, aby cię zakuł, nawet jeśli jesteś niewinny? Co się z tobą dzieje? 

- Zabiłem Kennetha. - szepnął, a potem poczuł na sobie wzrok Chiltona. - Zabiłem go, ponieważ Valerie oraz Jeremy to była jego sprawka. Pozostaje jeszcze ktoś, kto zamordował Jerry'ego. 

- To niemożliwe...  - Możliwe, Fredericku. Jestem jak... maszyna do zabijania. Po Kennethu zająłem się jednym z ludzi z Alv- 

- Nie mówię o tym. Kenneth nie mógł ich zabić. 

- Dlaczego? - Will uniósł w górę dwa palce wołając kelnerkę. - Myślisz, że jeśli jest bezdomny, to nie może być niebezpieczny? 

- Kenneth cierpiał na bezsenność oraz somnambulizm. - na chwilę się wyciszył, gdy Graham zamawiał większą ilość piwa. - Ten człowiek był w stanie zapaść w tak głęboki sen, że mógłbyś go zawieźć do... do Rzymu, a on by się nie obudził. Dopiero nazajutrz, zdałby sobie sprawę gdzie jest i myślałby, że sam tam przyjechał.

- Chcesz więc powiedzieć, że ktoś mógłby go wrobić? 

- Tak! Tak, dokładnie to chcę powiedzieć. 

- To nie zmienia faktu, że niedługo będę w więzieniu. 

- Wiesz, że na to nie pozwolę. 

Will wzruszył ramionami i opuszkami palców delikatnie pogłaskał pustą szklankę. Był dość pijany; jeszcze wcześniej pił wino w domu Hannibala. Frederickowi więc zostało czekać w ciszy aż ten skończy swoje niedawno zamówione piwo i dopiero wtedy zabierze go do domu. A jutrzejszym dniem Graham powinien zająć się na trzeźwo.

xxx

Krótkie, bo przejściówka ;).

[HANNIGRAM] ✘  Beautiful Crime ✘Where stories live. Discover now