Ch. 18. Have you ever danced with the devil in the pale moonlight?

679 66 12
                                    


Śnieg chciwie oblepiał opony czarnego bentleya agrarne, który właśnie przejeżdżał obok domu w Maryland. Hannibal nacisnął hamulec, gdy pojazd znajdował się na parkingu nieopodal rezydencji. Światła zgasły, a kierowca wysiadł wyciągając kluczyki ze stacyjki. Ruszył pewnie w stronę domu, czując jak uderza go fala nostalgii. Dotarłszy pod drzwi, Hannibal zapukał trzykrotnie i nie czekając na zapraszający odzew, wszedł do środka. Wiedział, że osoba, którą odwiedzał spodziewała się go oraz, że w każdej chwili mógłby się tam zjawić. Czerwone, gładkie ściany i zapach ciepłego, pieczonego mięsa zapraszał go do środka. Nie zdjął butów, jedynie beżową marynarkę powiesił na stojący obok wieszaku.


Badelia siedziała przy stole. Rękoma podtrzymywała głowę, a stół pokryty był czystymi talerzami oraz sztućcami. Bordowy obrus pasował się do ścian w pomieszczeniu, wyróżniając stojące na nim naczynia. Wyglądało to jakby stęskniona żona czekała na swojego męża z obiadem. I w sumie tak było. Gdy tylko usłyszała pukanie i cichy pisk otwieranych drzwi jej kąciki ust uniosły się lekko w górę, a uczucie w duchu przypominało coś jakby w końcu została uwolniona od tortur.


- Witaj - jej miękki głos rozszedł się po pomieszczeniu, gdy w drzwiach stanął Hannibal - Dużo czasu minęło odkąd ostatnio się widzieliśmy, nieprawdaż?


- Nie mogłem nic na to poradzić - westchnął, mierząc kroki w stronę Badelii - Aż do teraz.


Jego usta delikatnie musnęły zarumieniony polik doktor du Maurier. Poczuł bijący od jej ciała zapach perfum, który bardzo dobrze znał. Gładka skóra Badelii przez jakiś czas przypominała "gęsią skórkę", lecz po krótkiej chwili wróciła do pierwotnego stanu. Spojrzała na stojącego obok Lectera swoimi jasnoniebieskimi oczyma dając znak, żeby jeszcze z tym poczekał.


- W piekarniku jest... - wzięła głębszy oddech nim kontynuowała - pieczeń. Zrobiona tak, jak mnie uczyłeś.


Na ustach Lectera ukazał się niewielki uśmiech świadczący o tym, jak bardzo jest dumny z tej kobiety. Kuchnia była na tyle duża, by pomieścić również jadalnię. Oddzielała je jedynie cienka ściana z otworem przejściowym. Tam właśnie szedł Hannibal. Zapach pieczeni coraz bardziej rozpływał się po domu, a para buchała w twarz Lecterowi, gdy otworzył piekarnik.


- Czekałam- oznajmiła długowłosa blondynka, gdy Hannibal zasiadł do stołu - Wiedziałam, że przyjdziesz.
- Zabrakło dwóch słów w twoim zdaniu.


- Wiedziałam, że po mnie przyjdziesz.


- Obiecałem- chwycił sztućce w obie ręce - Smacznego. 


Jedli w ciszy, od czasu do czasu krzyżując wzrok. Popijali ulubione wino Badelii, a z każdym łykiem, pieczeń nabierała lepszego smaku.


- Wciąż zakochany w.. - Badelia mruknęła, gdy talerze były już puste - Sądzę, że nie pora na tę rozmowę. Skończmy wino.


- Owszem, Badelio- Hannibal zatrzymał sięgającą w stronę butelki rękę Badelii, kładąc dłoń na jej nadgarstku - To jest właśnie ten moment.

[HANNIGRAM] ✘  Beautiful Crime ✘Kde žijí příběhy. Začni objevovat