47. Niemożliwe staje się możliwe (oczami Julii)

Zacznij od początku
                                    

Percy położył palec na ustach, dając nam znać, żebyśmy byli cicho.

Żarty się skończyły, pomyślałam.

Szliśmy tak przez kilkanaście minut, a z każdym naszym krokiem wokół robiło się coraz ciemniej. W końcu Percy wyciągnął Orkan i odetkał go, dzięki czemu ostrze miecza dawało słabe światło i umożliwiło chłopakowi wyszukiwanie ewentualnych dziur i innych przeszkód.

W nozdrza uderzał mnie zapach zgnilizny, a do uszu dochodził dźwięk spadających kropel. Czułam się strasznie nieswojo, jakbyśmy stąpali po czyimś terytorium bez jego wiedzy.

Wiedziałam, że nie jesteśmy sami.

Nagle Percy zatrzymał się. Przed nami wyrosły ogromne, masywne drzwi. Próbowaliśmy wspólnie je popchnąć, ale były za ciężkie.

— Spróbuj użyć klucza — podsunęłam szeptem. Percy pstryknął palcami i wyciągnął z torby srebrny klucz ze zdobieniem w kształcie chmury.

Albo ciasteczka, jak kto woli.

Syn Posejdona włożył go do zamka i odwrócił się do nas.

— Broń w gotowości — ostrzegł. Zdjęłam spinkę z włosów i zamieniłam go w miecz.

Chłopak spróbował przekręcić klucz, ale ten ani drgnął. Wszyscy popatrzyli po sobie.

— Te drzwi są brązowe — zauważyłam. — Weź brązowy.

Chopak wyciągnął drugi klucz, tym razem bez żadnego zdobienia. Przekręcił go z donośnym szczękiem. Bałam się, że sklepienie się zawali, ale nic takiego nie nastąpiło. Odetchnęłam z ulgą.

Weszliśmy do ogromnego (a przynajmniej tak mi się wydawało), ciemnego pomieszczenia. Nie widziałam dosłownie nic, więc zatrzymałam się i powiedziałam:

— Weźmy się za ręce.

Kiedy wszyscy wykonali polecenie, poszliśmy dalej. Poczułam coś miękkiego pod stopami. Schyliłam się, puszczając jedną z dłoni. Dotknęłam ziemi. Staliśmy na piasku.

Błysk.

Oślepiło mnie światło. Dopiero po kilku sekundach mogłam otworzyć oczy. Kiedy wreszcie odzyskałam wzrok, zamarłam.

— G–Gdzie my jesteśmy? — zapytałam, przerażona odkryciem.

Byliśmy na pustyni. Wokół nas znajdował się piasek, a naprzeciwko – kolejne drzwi. Postanowiliśmy iść w tamtą stronę, by nie marnować czasu.

Ale nie było nam to dane.

— Witajcie!

Kobiecy głos rozniósł się po pomieszczeniu, wspomagany echem. Pod jego wpływem ściany zatrzęsły się, a ze skał, które je tworzyły, spadły odłamki.

— Jak miło, że tu jesteście! — ciągnęła dalej kobieta. — Zwykle nie miewam tu gości... Tym bardziej cieszę się, że zapewnicie mi rozrywkę. Uwielbiam patrzeć na umierających herosów!

— Kim jesteś?! — krzyknął Percy.

Śmiech.

— To nie jest ważne, Perseuszu Jacksonie. A przynajmniej na razie. Chciałabym wam życzyć powodzenia, drodzy herosi!

Piasek pod moimi stopami zatrząsł się. Spojrzałam w stronę drzwi przed nami, które zaczęły się oddalać. Pognaliśmy za nimi, ale one były szybsze.

Tak, drzwi były szybsze. Wielkie, ciężkie drzwi nas wyprzedziły.

A kiedy odwróciliśmy się, drzwi, przez które tu przeszliśmy, również nie było.

Percy Jackson i córka PosejdonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz