6. Tato mnie uznaje

12.2K 766 406
                                    

PERCY

Au. To pierwsze, co przyszło mi na myśl, kiedy się obudziłem.

Podniosłem się i usiadłem na krańcu łóżka. Mała ilość snu i niezbyt wygodna pozycja sprawiły, że byłem cały obolały. Okay, może przyczyniła się też do tego zabawa, ale tylko trochę.

Wczorajsze ognisko było udane, nie można powiedzieć. Dużo śmiechów, gadania, jedzenia i w ogóle. Leo oczywiście wpadł na pomysł "całowania (się) Percabeth", jakkolwiek to brzmi. Zostałem zmuszony do pocałowania Annabeth przy całym obozie. Nie żebym miał coś przeciwko. Po prostu nie lubię eksponować swoich uczuć do Ann na forum. Oczywiście podniosło się wielkie "Aww!", co jeszcze bardziej mnie speszyło. Annabeth tylko śmiała się z mojej miny i pogłębiła pocałunek, doprowadzając mnie tym samym do skraju szaleństwa.

Nienawidzę, jak bawi się moimi uczuciami. Ona wie, jak to na mnie działa.

Wstałem i udałem się do łazienki, uprzednio zabierając z szafy jeansy i pomarańczową koszulkę z napisem OBÓZ HEROSÓW. Ostatnio trochę ją podrasowałem i z tyłu dodałem białe "JACKSON 89", by pasowało do koloru napisu z przodu.

Po odświeżeniu się wróciłem do pokoju. Tego dnia były urodziny mojej mamy, więc postanowiłem zairyfonować do niej po śniadaniu. Nawet miałem dla niej prezent. Chciałem też pojechać do niej choć na weekend, ale tylko pod przyzwoleniem Chejrona.

Wyszedłem z domku Posejdona i udałem się do pawilonu jadalnego. Dźwięk konchy wzywał na poranny posiłek każdego herosa, chociaż po wczorajszej imprezie dla niektórych mogło być to trudne. 

Wszedłem do pawilonu i każdy skierował na mnie wzrok. Spojrzałem na siebie i nie zauważyłem nic nowego, o niczym też nie zapomniałem. Nawet Annabeth dziwnie na mnie patrzyła, jakby ze współczuciem.

Czy byłem aż tak wstawiony, żeby zapomnieć co odwaliłem?

Nie. Przecież nic nie piłem.

— Percy — odezwał się Chejron cicho — dostaliśmy wiadomość od Posejdona... jakieś pół godziny temu...

— Co się stało? — spytałem, zaniepokojony jego tonem.

— Tyson nie żyje.

Poczułem bardzo silne uderzenie w brzuch, jakby coś wpadło na mnie z dużą siłą i dodatkowo rozbiło się na milion kawałeczków. W oczach zebrały mi się łzy. Nie rozumiałem, jak Chejron mógł powiedzieć coś takiego tak spokojnie.

Osunąłem się po ścianie na podłogę.

— J–Jak to? T–To n–nie m–możl–liwe... – Głos mi się łamał. Gdyby nie tragizm sytuacji, wyglądałbym zabawnie.

— W nocy był napad na pałac Posejdona — włączyła się Annabeth, podchodząc do mnie. — Tyson zginął przy próbie bronienia sali tronowej twojego ojca. Tak mi przykro, Percy...

Przytuliła mnie mocno, a ja schowałem twarz w jej włosach. Czułem się strasznie. Nie pojmowałem, jak mógłbym stracić brata w jednej chwili. To takie dziwne.

Wszyscy obozowicze patrzyli na mnie, nic nie mówiąc. Każdy wiedział, że choć na zewnątrz byłem silny, to wewnątrz cały się rozsypałem. Uczucia, które mnie ogarnęły, są nie do opisania. Na pewno był ból. I nienawiść. Nienawiść do tego, kto przyczynił się do śmierci Tysona.

Oderwałem się od Ann i spojrzałem jej prosto w oczy. W normalnej sytuacji uśmiechnąłbym się do niej, ale wtedy nie byłem w stanie. W oczach mojej dziewczyny widziałem strach o mnie. Wiedziałem, że się o mnie boi. O moją reakcję na wieść o śmierci Tysona.

Percy Jackson i córka PosejdonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz