13. Zmiana planów

8.3K 559 86
                                    

PERCY

— Chejron chce cię widzieć.

Otworzyłem oczy. Od godziny siedziałem na dnie jeziora, myśląc o tym, co powiedziała mi Annabeth. Woda była spokojem, otchłanią dostępną tylko dla mnie. Nawet jeśli inni obozowicze czasami tu wpadali, szybko wypływali na powierzchnię, a driady zostawiały mnie w spokoju.

"Byliśmy parą", huczało mi w głowie. Byliśmy. Czyli już nie jesteśmy?

Rozejrzałem się wokół i dostrzegłem driadę, która plotła wiklinowy kosz, siedząc pod pomostem. Uśmiechała się do mnie i bez patrzenia na swoją pracę przekładała pasma wikliny przez siebie.

Odwróciłem głowę i znów zamknąłem oczy. Wróciłem myślami do Annabeth. Zacząłem kojarzyć coraz więcej faktów na jej temat, ale nikomu o tym nie mówiłem. Chejron mówił, że odzyskiwanie pamięci to długi i czasem bolesny proces, który często nie przychodzi sam z siebie. Trzeba mu pomóc, cokolwiek to znaczy.

Przypomniał mi się nasz Najlepszy Podwodny Pocałunek Świata, jak nazywają go między sobą obozowicze. Na samą myśl o tym przewróciło mi się w żołądku. Żałowałem, że nie pamiętam tak wielu rzeczy. Wiedziałem, że kocham Annabeth i nawet utrata pamięci tego nie zmieniła.

Westchnąłem cicho i wypłynąłem na powierzchnię. Wystraszyłem (niechcący!) kilka dziewczyn siedzących na brzegu jeziora. Zabrałem moją koszulkę z ziemi i założyłem na siebie. Dzieci Posejdona mają fajnie, bo przy kontakcie z wodą ich ubrania i ogólnie oni pozostają susi. To stanowi ułatwienia w sytuacjach takich jak ta.

Udałem się do Wielkiego Domu. Stanąłem przed drzwiami i już miałem zapukać, ale zauważyłem, że drzwi są uchylone, a w środku stoją Chejron i Annabeth. Dziewczyna płakała. Ścisnęło mnie w piersi.

— Co ja teraz zrobię? — zapytała centaura. (Niedawno się o tym dowiedziałem. Żebyście widzieli moją minę!).

— Dasz sobie radę — pocieszył ją Chejron. — Dacie sobie radę.

Annabeth usiadła na kanapie i podkuliła nogi pod brodę. Była przygnębiona.

Przygryzłem wargę. O co może chodzić? I czy to ma związek ze mną, skoro Chejron mnie wezwał?

Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka. Wzrok Chejrona i Ann skierował się na mnie i wiedziałem, że mam kłopoty.

JULIA

Mój czas w Obozie Herosów dobiegał końca. Miałam wrażenie, że nie wrócę żywa z tej misji. Sama nie wiem, czemu. Kolejna sprawa – wszyscy z naszej grupy się znają, oprócz mnie. Nie byłam zbyt rozmowna. Nie gadałam nawet z Lukiem , choć to mój brat. Jedyne co, to zamieniałam słowo z Percym albo Nico.

Nico.

Tego się boję najbardziej.

Siedziałam na swoim łóżku w domku Posejdona. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Na samą myśl o tym, że nazajutrz wyruszaliśmy na misję, wszystko się we mnie trzęsło.

Przejechałam językiem po wewnętrznej stronie policzka. Poczułam wszystkie strupy, które zrobiły mi się tam tamtego dnia. Gryzłam policzki praktycznie co chwilę, kiedy pomyślałam o jutrzejszej zbiórce pod sosną Thalii o piątej trzydzieści.

Zaczęłam się bawić końcem pościeli, zgniatając go w  dłoniach. Starałam się odgonić myśl o jutrze. Wszystko będzie dobrze, mówiłam sobie. Przecież nie idziesz sama. Idą też Percy, Annabeth, Grover. Jeszcze Luke...

Chwila, gdzie jest Luke?

Nie widziałam go odkąd Percy został zaatakowany. Czy to możliwe, że... on był w to zamieszany? Nie, to niemożliwe. Bogowie chyba wiedzieli co robią, prawda?

Czy nie?

Wstałam z łóżka i postanowiłam iść na polanę trochę potrenować. Wolałam na razie udawać, że walczę z jakimś potworem. Świadomość, że może się to przerodzić w prawdę, napawała mnie przerażeniem.

Wyszłam z domku Posejdona, ubrana w obozową koszulkę i krótkie, jeansowe spodenki. We włosy wpięłam moją spinkę–miecz. Chciałam mieć pewność, że poradzę sobie walcząc nim.

Kogo ja oszukuję... prędzej umrę ze strachu!

Znalazłam się na polanie. Rozejrzałam się wokół sprawdzając, czy nikogo nie ma w pobliżu. Zadowolona z samotności zdjęłam spinkę z włosów i rozpoczęłam trening.

PERCY

No chyba sobie jaja robicie.

— Dobrze wiedzieć... — mruknąłem sam do siebie, nerwowo pocierając kark. Wiecie, jak dziwnie jest się o tym dowiedzieć, nie pamiętając niczego?

— Jak mogłam być tak nieuważna?! — płakała Annabeth, kołysząc się w przód i w tył na sofie. — Nie wierzę! Po prostu nie wierzę!

Westchnąłem cicho i usiadłem obok niej. Otoczyłem ją delikatnie ramieniem, na co niepewnie się we mnie wtuliła. Była roztrzęsiona i nie dziwiłem jej się.

— Będzie dobrze — uśmiechnąłem się do niej, ścierając jej łzy z policzków. Ann nadal nic nie mówiła, tylko kręciła głową i szeptała: "Jak mogłam, jak mogłam...". Zacząłem jeździć dłonią po jej plecach, tworząc na nich różne abstrakcyjne wzory. Z każdym moim ruchem dziewczyna się uspakajała. Zaczęła spokojniej oddychać. Spojrzała mi w oczy, a po jej policzku spłynęła ostatnia łza.

Prawie zapomniałem o obecności Chejrona w pomieszczeniu. Patrzył na nas, uśmiechając się pod nosem. Chyba postanowił nas zostawić samych, bo wykłusował z Wielkiego Domu w sobie tylko znanym kierunku.

— Posłuchaj, Ann... — zacząłem cicho, nie patrząc jej w twarz. Bałem się tego, co nastąpi w najbliższej przyszłości. — Chyba nie powinnaś iść na tę misję...

— Co? — zdenerwowała się. Wiedziałem, że tak będzie!

Westchnąłem.

— To zbyt niebezpieczne...

— Percy, nie możesz mi zabronić! — krzyknęła, wstając z miejsca. Stanęła nade mną i złożyła ręce na piersiach.

— Mogę, Ann — powiedziałem, również wstając. Podszedłem do niej i włożyłem ręce do kieszeni, żeby ukryć ich drżenie. — I to zrobię. Może ci się coś stać, a ja nie wybaczyłbym sobie, gdyby...

— Nie jestem tak słaba za jaką mnie uważasz! — przerwała mi gniewnie. — Poradzę sobie! Nie zmusisz mnie do zostania w obozie!

— Ann, robię to dla twojego...  waszego bezpieczeństwa — wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Bałem się o nią. Czy ona tego nie zauważała?

— Dla mojego bezpieczeństwa?! A bezpieczeństwo psychiczne się liczy?!  — podniosła głos, co mi się nie spodobało, bo nie chciałem, by nasza rozmowa wyciekła poza ściany tego pokoju. — Nie puszczę cię samego, za bardzo mi na tobie zależy!

Znów zaczęła płakać i usiadła na oparciu sofy. Schowała twarz w dłoniach, po których w krótkim czasie zaczęły spływać łzy. Usiadłem obok niej i przytuliłem do siebie, zapewniając, że wszystko będzie dobrze. Nie chciałem, żeby płakała przeze mnie.

Co miałem zrobić? Zgodzić się? Nie, to niemożliwe. Nie dam jej się zabić przez moją nieuwagę. Musiała na siebie uważać.

— Nie możesz iść — powiedziałem łagodnie.

Annabeth podniosła głowę.

— Percy, ale ja nie wytrzymam w niepewności... — jęknęła z żalem, podnosząc rękę i kładąc ją na moim policzku. — Żyjesz, czy nie żyjesz...

— Poradzę sobie — zapewniłem ją, biorąc ją za obie ręce, które chwilę później pocałowałem. — Wrócę, Ann. Obiecuję.

Wiecie, o czym wtedy pomyślałem? Chcę cię pocałować. I zrobiłem to.

Percy Jackson i córka PosejdonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz