14. Czas na wycieczkę

8.1K 526 133
                                    

PERCY

Siedziałem w pawilonie jadalnym przy stoliku Posejdona. Śniadanie urządzono dość wcześnie z uwagi na szybki wyjazd. Na tę myśl ścisnęło mnie w żołądku – i to nie przez głód.

Annabeth siedziała przy stole Ateny, zawzięcie gawędząc z Mal. Nie odezwała się do mnie od wczoraj. Dziewczyny są jednak skomplikowane, zwłaszcza córki Ateny. Chcę jej zagwarantować bezpieczeństwo, a ona tego nie rozumie.

Julia siedziała obok, zajęta rozmową z Nico di Angelo.

Tak, z tym Nico di Angelo.

To dziwne, bo moja siostra była chyba jedyną osobą w obozie, która się z nim jako-tako dogadywała. Ba, ona się z nim przyjaźniła! Dziwiło mnie tylko, że Nico tak łatwo się przed nią otworzył. Zwykle nie dopuszczał do siebie nikogo, a zwłaszcza obcych.

Do pawilonu wszedł (wjechał?) Chejron i wszystkie rozmowy ucichły. Nawet Clarisse wraz ze swoją bandą spuściła z tonu.

Centaur przeleciał wzrokiem po sali i, zadowolony z frekwencji, zwrócił się do mnie:

— Spakowani?

Potaknąłem.

— Wszyscy są?

Znów potaknąłem.

— Czyli... — Chciał do mnie podejść i udzielić błogosławieństwa przed misją, ale mu przerwałem.

— Chwileczkę — powiedziałem, czując nieprzyjemne uczucie w brzuchu. — Zaistniała mała zmiana w drużynie.

Chejron popatrzył na mnie krzywo.

— To znaczy?

— Idą Grover, Julia, ja, Luke i... — tu wziąłem głęboki wdech — Nico.

Usłyszałem wściekłą Annabeth. Jak? Walnęła pięścią o stół Ateny. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, ale ja się tym nie przejmowałem. Musiałam tak zrobić, bo inaczej Annabeth postawiłaby na swoim.

Chyba jedyną szczęśliwą z tego powodu osobą była Julia.

— Nie zgadzam się! — krzyknęła Annabeth, wstając. — Idę z wami.

— Nie — uciąłem chłodno. Spojrzałem jej w oczy na znak, że klamka zapadła. Ona jednak się nie poddawała.

— Idę — powiedziała dobitnie, akcentując każdą sylabę.

Westchnąłem.

Nie idziesz, Ann. Nie mam zamiaru potem wylądować w psychiatryku z żyletką i wyrzutami sumienia, że z nami poszłaś, jeśli coś ci się stanie.

— Nie jestem taką ofiarą, za jaką mnie masz. — Czułem, że zaraz się rozpłacze. Na ten widok serce mi się łamało, ale musiałem być silny. — Poradzę sobie.

— Nie wątpię w to. — Pokręciłem głową. — Ale i tak nie idziesz.

Złożyłem ręce na piersiach i Annabeth wreszcie (miejmy nadzieję) zrozumiała, że nie ma możliwości, żeby pojechała.

— To... cześć —powiedziałem, biorąc z ziemi mój szary plecak.

Staliśmy na Wzgórzu Herosów obok sosny Thalii. Obozowicze zebrali się wokół nas, tworząc krąg i zamykając nas w środku. W sumie nie wiem, do kogo powiedziałem to "cześć". Chyba było kierowane do wszystkich.

Dlaczego miałem wrażenie, że nie wrócę z tej wyprawy?

Szukałem wzrokiem Annabeth, jednak nigdzie jej nie było. Fajnie, obraziła się. Cudownie.

Percy Jackson i córka PosejdonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz