43. Upiorna babka z muzeum (oczami Julii)

Zacznij od początku
                                    

Wymieniłam z Lukiem nerwowe, ale pełne śmiechu (to w ogóle możliwe?) spojrzenia. Di immortales, życie nam niczego nie oszczędzi. Nawet kulturalnych potworów.

— Bardzo mi przykro — odparłam, siląc się na współczucie. Ej, to było trudne, okej? Nie jestem bezuczuciowa, tylko sytuacja była komiczna! — ale nie widzieliśmy żadnych herosów.

— To dlaczego śmierdzicie jak herosi? — zapytał ten drugi, opierając miecz o chodnik.

Co ciekawe, ani trochę nie zdziwił ich fakt, że wiemy, kim są herosi.

— No... yyy... — Grover chciał znaleźć jakąś godną uwagi wymówkę, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Na szczęście z pomocą przyszedł Luke.

— Musieliśmy przechodzić gdzieś obok nich — stwierdził luźno. — To pewnie dlatego. O, pamiętacie tę wycieczkę, która nas mijała? Tam pewnie było dużo herosów. Tam poszli. — Syn Hermesa wskazał na rondo, które przed chwilą przeszliśmy. — Tam, koło tego sklepu o nazwie Biedronka.

Lajstrygonowie potaknęli. Pierwszy położył Luke'owi dłoń na ramieniu, przez co chłopak musiał wysilić się, by się nie wzdrygnąć z obrzydzenia. Odór potworów był ohydny. Nie życzę nikomu spotkania z żadnym z tych stworów. Nic przyjemnego.

— Dziękuję za pomoc — powiedział lajstrygon ze wzruszeniem. — Nigdy wam tego nie zapomnimy!

I odeszli.

A my śmialiśmy się z tego do końca dnia.

Stanęliśmy pod ratuszem, który wyglądał zupełnie inaczej, niż go sobie wyobrażałam. Miał dwa piętra i kwadratową wieżę, na której umieszczono zegar z każdej z czterech stron świata. Fasada na parterze była pomalowana na biało, a na pierwszym piętrze i wieży – na kremowo. Oprócz tego na środku piętra mieścił się mały balkonik o czarnej, metalowej balustradzie. Pod balkonem znajdowało się wejście, nad którym przytwierdzono metalowe litery składające się w słowo "MUZEUM". Specem od polskiego nie jestem, ale od razu zrozumiałam, że chodzi o muzeum.

— No to wchodzimy — zarządziła Maggie. Otworzyła drzwi i razem weszliśmy do środka. Od razu uderzył mnie charakterystyczny zapach staroci. Doszliśmy do końca małego holu o kamiennej podłodze do lady, za którą siedziała niska, pulchna kobieta w okularach.

Dzień dobry — powiedziała Meg, uśmiechając się pogodnie. Kobieta spojrzała na nas wszystkich, przez co poczułam się nieswojo.

Jakaś wycieczka? — zapytała. Jej ton z pewnością nie był sympatyczny. — Nie było dziś w planach żadnej wycieczki.

Nie jesteśmy wycieczką — oznajmiła Meg. — My tylko przyszliśmy pozwiedzać. Takie... przypadkowe zbiorowisko osób, które przyszły naraz do muzeum.

Dziewczyna chciała wyjść na sympatyczną, ale kobieta chyba nie miała poczucia humoru, bo zgromiła Maggie wzrokiem i powiedziała:

Mam nadzieję, że macie chociaż pieniądze na bilety.

Oczywiście — przytaknęła heroska i zwróciła się do nas: — Ludzie, ile nas jest?

— Czwórka — odparł Luke.

Dopiero wtedy zorientowałam się, że nie ma z nami Nica.

— Powinno nas być pięcioro — szepnęłam.

Luke rozejrzał się po holu, jakby czekając, aż syn Hadesa wyjdzie z jakiejś ściany. Chwilę potem przytaknął.

— To fakt. Gdzie jest Mały Emo?

Percy Jackson i córka PosejdonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz