Wymieniłam z Lukiem nerwowe, ale pełne śmiechu (to w ogóle możliwe?) spojrzenia. Di immortales, życie nam niczego nie oszczędzi. Nawet kulturalnych potworów.
— Bardzo mi przykro — odparłam, siląc się na współczucie. Ej, to było trudne, okej? Nie jestem bezuczuciowa, tylko sytuacja była komiczna! — ale nie widzieliśmy żadnych herosów.
— To dlaczego śmierdzicie jak herosi? — zapytał ten drugi, opierając miecz o chodnik.
Co ciekawe, ani trochę nie zdziwił ich fakt, że wiemy, kim są herosi.
— No... yyy... — Grover chciał znaleźć jakąś godną uwagi wymówkę, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Na szczęście z pomocą przyszedł Luke.
— Musieliśmy przechodzić gdzieś obok nich — stwierdził luźno. — To pewnie dlatego. O, pamiętacie tę wycieczkę, która nas mijała? Tam pewnie było dużo herosów. Tam poszli. — Syn Hermesa wskazał na rondo, które przed chwilą przeszliśmy. — Tam, koło tego sklepu o nazwie Biedronka.
Lajstrygonowie potaknęli. Pierwszy położył Luke'owi dłoń na ramieniu, przez co chłopak musiał wysilić się, by się nie wzdrygnąć z obrzydzenia. Odór potworów był ohydny. Nie życzę nikomu spotkania z żadnym z tych stworów. Nic przyjemnego.
— Dziękuję za pomoc — powiedział lajstrygon ze wzruszeniem. — Nigdy wam tego nie zapomnimy!
I odeszli.
A my śmialiśmy się z tego do końca dnia.
Stanęliśmy pod ratuszem, który wyglądał zupełnie inaczej, niż go sobie wyobrażałam. Miał dwa piętra i kwadratową wieżę, na której umieszczono zegar z każdej z czterech stron świata. Fasada na parterze była pomalowana na biało, a na pierwszym piętrze i wieży – na kremowo. Oprócz tego na środku piętra mieścił się mały balkonik o czarnej, metalowej balustradzie. Pod balkonem znajdowało się wejście, nad którym przytwierdzono metalowe litery składające się w słowo "MUZEUM". Specem od polskiego nie jestem, ale od razu zrozumiałam, że chodzi o muzeum.
— No to wchodzimy — zarządziła Maggie. Otworzyła drzwi i razem weszliśmy do środka. Od razu uderzył mnie charakterystyczny zapach staroci. Doszliśmy do końca małego holu o kamiennej podłodze do lady, za którą siedziała niska, pulchna kobieta w okularach.
— Dzień dobry — powiedziała Meg, uśmiechając się pogodnie. Kobieta spojrzała na nas wszystkich, przez co poczułam się nieswojo.
— Jakaś wycieczka? — zapytała. Jej ton z pewnością nie był sympatyczny. — Nie było dziś w planach żadnej wycieczki.
— Nie jesteśmy wycieczką — oznajmiła Meg. — My tylko przyszliśmy pozwiedzać. Takie... przypadkowe zbiorowisko osób, które przyszły naraz do muzeum.
Dziewczyna chciała wyjść na sympatyczną, ale kobieta chyba nie miała poczucia humoru, bo zgromiła Maggie wzrokiem i powiedziała:
— Mam nadzieję, że macie chociaż pieniądze na bilety.
— Oczywiście — przytaknęła heroska i zwróciła się do nas: — Ludzie, ile nas jest?
— Czwórka — odparł Luke.
Dopiero wtedy zorientowałam się, że nie ma z nami Nica.
— Powinno nas być pięcioro — szepnęłam.
Luke rozejrzał się po holu, jakby czekając, aż syn Hadesa wyjdzie z jakiejś ściany. Chwilę potem przytaknął.
— To fakt. Gdzie jest Mały Emo?
CZYTASZ
Percy Jackson i córka Posejdona
FanfictionMimo iż Wielka Trójka podpisała pakt, w którym zobowiązała się do nieposiadania dzieci, Posejdon postanowił złamać ten zakaz... trzykrotnie. Dwunastoletnia Julia Castellan od dawna wiedziała, że to, co się wokół niej dzieje, nie może być przypadkiem...
43. Upiorna babka z muzeum (oczami Julii)
Zacznij od początku