- Obiecać ci? - zapytała drwiąco.

- Proszę, obiecaj mi, że jeśli to się powtórzy, powiesz mi o tym. - Jego głos zadrżał.

Ton, którego nigdy przed ten u niego nie słyszała, wywołał na jej plecach ciarki. Czuła, że ani on, ani lekarz nie mówią jej całej prawdy, inaczej nie brzmiałby w ten sposób.

- Nic mi nie jest. - Odwróciła wzrok, robiąc obrażoną minę.

Miała nadzieję, że wymusi tym samym jakieś wyjaśnienia. Nie chciała zapytać wprost, obawiała się tego, co usłyszy. Nie chciała również obarczać tym przyjaciółki, która od razu dostrzegłaby, że coś jest nie tak.

- Obiecaj mi - powtórzył, nieznoszącym sprzeciwu głosem.

Położył dłonie na jej policzkach i odwrócił twarz nastolatki w swoją stronę. Patrzy na nią zdesperowanym wzrokiem, zupełnie nie przypominając opanowanego kamerdynera, którego zazwyczaj przed nią odgrywał.

- Co ty robisz? Puszczaj mnie! - krzyknęła.

Szarpnęła jego ręce i odsunęła się. Zdziwienie, zmieniające się w obawę, które malowało się na jej twarzy, otrzeźwiło go. Co ja wyprawiam? Popatrzył na swoje drżące dłonie. Czuł, że jego oczy błyszczały złowrogo, zupełnie stracił nad sobą kontrolę.

- Błagam o wybaczenie. Moje zachowanie było niedopuszczalne. - Klęknął przed Elizabeth i spuścił głowę. Muszę przestać.

Szlachcianka usiadła z powrotem na skraju łóżka. Patrzyła na czubek pochylonej głowy służącego. Uczucie złości i przerażenia zmieniło się w smutek, którego nie potrafiła zrozumieć. Skąd się wziął? Dlaczego właśnie to uczucie? Jakby jakaś część niej wiedziała o czymś, o czym ona nie miała pojęcia. Zdawała sobie sprawę jedynie z tego, że działo się coś złego. Od ostatnich kilku dni sprawy zaczynały przybierać dziwny obrót. Jego zachowanie było tylko kolejnym dowodem na to, że nie mogła dalej spychać podejrzeń w otchłań umysłu. Musiała zacząć działać.

- Masz rację. To było zachowanie niegodne lokaja rodziny Roseblack. Zawiodłeś mnie - odparła sucho.

Jak mogłem się tak zachować, taka hańba. Zawiodłem moją panienkę. Zawiodłem cię, Elizabeth. Zacisnął usta i podniósł się powoli, jednak nawet przez chwilę na nią nie spojrzał. Nie zasługiwał na to, by podziwiać jej piękno. Zhańbił ją i siebie. Zawiódł, jako kamerdyner. Ta blizna na wizerunku zostanie przy nim na zawsze, będzie oszpecać go do końca ich wspólnych dni. Odwrócił się i ciężkim krokiem ruszył do wyjścia.

- Obiecuję - szepnęła, gdy zamknął drzwi.

Chociaż to, co zrobił było niewybaczalne i ciężko będzie jej o tym zapomnieć, jeśli zrobił to z prawdziwej troski, nie mogła zostawić go jedynie z upokorzeniem. Nie chcąc dłużej o tym myśleć, zdecydowała się iść do przyjaciółki i poznać wreszcie szczegóły jej wczorajszego spotkania z tym nieobliczalnym demonem.

~*~

- Tomoko, to ja. - Czerwonowłosa zawołała przyjaciółkę, gdy po dłuższej chwili oczekiwania nie odpowiedziała na jej pukanie do drzwi.

- Lizzy, wejdź - odpowiedziała radośnie. - Wybacz, nie słyszałam cię.

- To nic. - Machnęła ręką, posyłając księżniczce ciepły uśmiech.

Usiadła na łóżku obok przyjaciółki, skrzyżowała nogi i spojrzała na nią przebiegle. Japonka przyglądała się przez chwilę dziwnemu wyrazowi twarzy Elizabeth, kryjącemu się za maską uśmiechu.

- Co się stało? - zapytała po chwili.

Hrabianka posmutniała. Spodziewała się, że Tomoko dostrzeże jej zmartwienie; chociaż bardzo liczyła na to, że tak się nie stanie była to jedynie złudna nadzieja. Połączone dusze powierniczek dawały im wzajemny dostęp do najgłębszych zakamarków ich umysłów, mogły odczytywać swoje myśli, jak z otwartej księgi z wielką, wyrazistą czcionką - nic nie mogło przed nimi umknąć.

Kuroshitsuji: Czarna Róża Demonaजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें