Stłumiony dźwięk szpilek odbijał się chaotycznie o ściany czerwonego budynku. Nerwowo rozglądałam się wokół siebie, rozpaczliwym wzrokiem szukając Charlesa, którego przez dłuższą nie widziałam.
Czułam się kompletnie rozbita, nie przez to że straciłam go z zasięgu wzroku, tylko przez fakt że tak cholernie uzależniłam poczucie własnego bezpieczeństwa od drugiej osoby, w zasadzie to nie ma w tym kompetnie nic złego, jednak kiedy czujesz, że właśnie bez tej osoby, cały otaczający Cię świat staje się zagrożeniem, zatracasz się w strachu i poczuciu niepewności.
Stanęłam przed ogromnymi, antracytowymi drzwiami na końcu korytarza, zza których dobiegały stłumione krzyki. Czułam jak kolana odmawiają mi posłuszeństwa, kiedy głos który usłyszałam zaczął zdawać się nieprzyjemnie znajomy.
- Po jaką cholerę bawisz się w opiekuna jakiejś nieporadnej dziewczyny? - głos przepełniony jadem rozlał się po pomieszczeniu. - Nie widzisz jak destrukcyjny ma to wpływ na Ciebie i całą twoją karierę? Zaprzątasz sobie głowę kompletnymi bzdurami, prowadzisz ją przez życie jakby nie umiała chodzić.
- Czas na Ciebie. - wysyczał przez zęby Charles. - Powiedziałaś wystarczająco.
- Nie odpychaj mnie kolejny raz. - wyszeptała dziewczyna. - Popełniliśmy wiele błędów, jednak żaden z nich nie jest na tyle duży, żeby nie dało się go naprawić Cha. Nigdy nie będziemy dla siebie obcymi ludźmi, wiesz to.
- Chciałem trzymać naszą relację w przyjacielskich ryzach, jednak za cholerę mi na to nie pozwalasz Charlotte. - jego głos złagodniał.
Przyjacielskich ryzach? Zasłoniłam trzęsąca się dłonią usta, aby na pewno nie wydobył się z nich pisk. Uczucie, które opanowało moje ciało było niemożliwe do opisania, a w głowie porozrzucane myśli bawiły się w berka depcząc sobie po stopach, przewracając się przy tym nieporadnie.
- Nigdy na to nie pozwolę Charles. - wypowiedziała pewnie. - Zbyt wiele mieliśmy, zbyt wiele możemy jeszcze mieć i chociaż nigdy nie chciałam tego robić, co więcej nigdy nie pomyślałam, że będę do tego zmuszona, ale musisz podjąć decyzję...
- Chiara?
Podskoczyłam na dźwięk swojego imienia, odwróciłam się energicznie, a mocno rozbiegany wzrok spotkał, równie mocno zaskoczone spojrzenie Carlosa, który podobnie jak ja, nie odnajdywał się w aktualnej sytuacji.
Zerknął wymownie na drzwi, a po usłyszeniu głosów, które za nimi się znajdowały, pochylił się delikatnie i najciszej jak tylko potrafił pokonał dzielącą nas odległość na palcach.- Cha, nie możesz trwać w zawieszeniu pomiędzy nami, ta niepewność rujnuje mój każdy dzień. - kontynuowała bez cienia wstydu dziewczyna. - Sam wiesz, że ta sytuacja wpływa też źle na Ciebie, nie potrafisz trzeźwo myśleć ani na torze, ani w codziennym życiu. Ona Cię rujnuje Charles.
Moje oczy wypełniły się szczerym gniewem, a pieści zamknęły się w żelaznym uścisku. Wzrok Carlosa podążał dróżką od moich dłoni, aż po oczy, które przykuły jego uwagę na dłużej, rozpracował mnie.
- Czy ona właśnie powiedziała, że go rujnuje? - wyszeptałam wściekłe. - Wywłoka.
- Chiara. - ścisnął moje dłonie. - Uspokój się. Wywłoka ma wiele znaczeń, wiesz?
- Jakie niby? - powiedziałam z grymasem. - Wywłoką nazywa się kobietę o złej reputacji, to adekwatne określenie.
- Albo ekskomunikowanego księdza. - powiedział z powagą na twarzy, jakby właśnie przestudiował bibliotekę narodową.
Naszą krótką rozmowę przerwały jednak głosy dobiegające zza drzwi.
- Ostatni raz Cię o to poproszę Charlotte. - wysyczał. - Nie powinno Cię tu być, nie mam pojęcia kto Cię tu wpuścił.
YOU ARE READING
Too fast for love // Charles Leclerc
Fanfiction„Lepiej kochać, a potem płakać. Następna bzdura. Wierzcie mi, wcale nie lepiej. Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić" Harlan Coben