Byłam własnym cieniem

1.6K 58 1
                                    

Siedziałam kompletnie nieobecna, wpatrywałam się bezczynnie w punkt na ścianie szpitalnego korytarza, byłam bezsilna. Chciałam uchylić nieba temu chłopakowi, zasłużył na to. Ale jeden, cholerny błąd postawił wszystko pod znakiem zapytania, naszą przyszłość, jego karierę, jego pasję, jego zdrowie.

- Pani jest narzeczoną Pana Leclerc?- usłyszałam ochrypły głos, twierdząco poruszyłam głową, nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa. – Mógłbym prosić Panią do gabinetu? To nie miejsce na tego typu rozmowy.

Moje kroki były nieprzemyślane, byłam własnym cieniem. Zajęłam miejsce po drugiej stronie dębowego biurka, spoglądałam na ordynatora twarzą, która w tamtym momencie była wyprana z emocji, nie czułam nic prócz bólu.

- Sytuacja jest dość skomplikowana, doszło do poważniejszych obrażeń głowy, na co wskazuje stan kasku... był roztrzaskany. – w oczach lekarz dostrzegłam cień troski. – Byliśmy zmuszeni wprowadzić Pani narzeczonego w stan śpiączki farmakologicznej.

Zamarłam.

- Na jak długo? – zapytałam nerwowo. – Jakie są szanse, że się wybudzi?

- Musimy być jak najlepszej myśli, rozumiem Pani zdenerwowanie, niestety było to konieczne, śpiączka farmakologiczna to stan głębokiego znieczulenia, Pani narzeczony nie odczuwa bólu, żadnego. – wyjaśnił mi mężczyzna z nadzieją, że uspokoją mnie jego słowa.

 - Czy ja mogę do niego pójść? – widziałam zawahanie na twarzy ordynatora. – Proszę pozwolić mi się z nim zobaczyć, nie proszę o nic więcej. Nie poradzę sobie, jeżeli z nim nie porozmawiam. Proszę mnie zrozumieć. – załkałam.

- Sala numer 382. – posłał mi uśmiech przepełniony współczuciem, widział jak bardzo jestem słaba.

Wyglądał jakby spał, był taki niewinny. Taki bezbronny. Oddałabym wszystko za to, żebym to ja leżała pod tą całą aparaturą, on na to nie zasłużył, był za dobry. Podeszłam niepewnym krokiem do łóżka i chwyciłam jego dłoń, która była obojętna na mój dotyk. Złożyłam delikatny pocałunek na ranie, która również była skutkiem dzisiejszego wypadku, musiał okropnie cierpieć.

Czytałam wiele artykułów o tym, że osoby wprowadzone w stan śpiączki farmakologicznej słyszą co się do nich mówi. Nie zastanawiałam się nawet przez chwilę czy to ma jakikolwiek sens, po prostu chciałam z nim porozmawiać, mimo tego, że miałam świadomość tego że nie uzyskam odpowiedzi, nie usłyszę jego śmiechu i nie spojrzę w jego oczy.

 - Charles, kochanie. – zaczęłam, momentalnie w moich oczach pojawiły się łzy. – Jestem tu, zawsze będę. Przepraszam, że nie zdążyłam przyjść przed wyścigiem do garażu, cholernie żałuję. – spojrzałam na jego twarz, spał, przynajmniej tak sobie to tłumaczyłam. – Cholernie żałuję, że nie zdążyłam powiedzieć dzisiaj jak bardzo Cię kocham, będę to mówić codziennie dopóki się nie obudzisz i mi nie odpowiesz. Jesteś wszystkim co ma Charles, nie możesz mnie zostawić. Bez Ciebie nie istnieję.


Obudziły mnie promienie słońca, które przedzierały się przez okna. Charles wyglądał zupełnie tak jak każdego poranka, po prostu spał. Przyłożyłam delikatnie jego bezwładną dłoń do swojego policzka.

- Dzień dobry Charles. – uśmiechnęłam się smutno patrząc na twarz chłopaka. – Miałam ogromną nadzieję, że to wszystko to tylko zły sen, wiesz?

Usłyszałam jak ktoś delikatnie uchyla drzwi, moim oczom ukazał się Carlos. On też się bał.

- Spałaś tu Chiara? – na jego pytanie twierdząco kiwnęłam głową. – Musisz wrócić do domu, zjeść coś, odpocząć. To była dla Ciebie ciężka noc. – spojrzał na mnie smutnymi oczami przyjaciel.

- Nie chce iść bez niego, ten dom nie jest moim domem kiedy go tam nie ma. – wzruszyłam ramionami, stale trzymając monakijczyka za dłoń.

- Zostanę tu dopóki nie wrócisz, dobrze? – uśmiechnął się blado chłopak. – Chiara, wyglądasz jak duch. Proszę, odpocznij.


Przystałam na propozycję Carlosa, nie miałam nawet dobrych argumentów, żeby wchodzić z nim w jakąkolwiek dyskusję. Wchodząc do domu, który był naszym wspólnym miejscem na ziemi, poczułam niewyobrażalny chłód. Brak Charlesa odczuwałam na każdym kroku, kiedy mijałam kuchnie, w której uwielbiał eksperymentować. Kiedy mijałam pianino, na którym co wieczór grał doskonale znaną mi melodię. Kiedy mijałam taras, na którym kilka miesięcy temu poprosił mnie o rękę. Kiedy mijałam sypialnie, w której żegnaliśmy stary dzień, a witaliśmy nowy, razem.

Mijały godziny, a ja nie wykonałam żadnego z poleceń Carlosa. Nie zjadłam. Nie odpoczęłam. Dźwięk, telefonu rozbrzmiał po pomieszczeniu. Carlos?

- Chiara, przyjedź proszę. – powiedział poważnym głosem. - Wiem, że sam kazałem ci wracać i odpocząć, ale myślę że powinnaś tu być.

- Już jadę. – rozłączyłam się.

W biegu ubrałam białe trampki, nie zawracając sobie głowy zawiązanie sznurówek. W mojej głowie panował okropny bałagan. Czy Charles się obudził? Czemu Carlos kazał mi wrócić do szpitala?

Zadaję zbyt wiele pytań, na które nie uzyskuję odpowiedzi.

Too fast for love // Charles LeclercWhere stories live. Discover now