Prędzej zginę, niż odpuszczę

1.6K 60 6
                                    

Pewnym krokiem kierowałam się w stronę sali, na której spędziłam ostatnią noc. Ku mojemu zdziwieniu opuszczała ją właśnie Charlotte, czyli to był powód telefonu Carlosa. Gniew i determinacja wdarły się na moją twarz, chciałam poznać powód jej wizyty, fikcja ich rozstania w której egzystowała doprowadzała mnie do obłędu.

- W porę wychodzę. – obdarzyła mnie uśmiechem, który przesiąknięty był do bólu ironią.

- W porę przyszłam. – spojrzałam gniewnie w jej oczy.

- Muszę Cię zasmucić, ale możesz spodziewać się mnie tutaj codziennie. Charles jest nadal najważniejszą osobą w moim życiu, nie istnieje osoba, która będzie w stanie to zmienić. – zapewniła mnie, ale z jej twarzy zniknął uśmiech, zastąpił go gniew.

- Nie istniała. – poprawiłam ją pogardliwie.

- Proszę? – zapytała z zaciętym spojrzeniem.

- Już istnieje.

Wyminęłam zwinnie zdezorientowaną dziewczynę, nie pozwolę na jej sztuczne akty dobroczynności i troski. Może grać w swoją grę, proszę bardzo, tylko ja zawsze będę krok przed nią, uprzedzę każdy jej ruch. Wchodząc na salę, zauważyłam Carlosa stojącego przy oknie, sprawiał wrażenie zamyślonego, w istocie tak było. Złożyłam delikatny pocałunek na czole chłopaka, nadal był bezbronny. 


- Carlos? – powiedziałam cicho. – Czy to był powód twojego telefonu? Charlotte?

- Wolałem Ci powiedzieć. Sam byłem w szoku kiedy ją zobaczyłem. – powiedział wyraźnie zakłopotany chłopak. – Wypytywała się o waszą relację, czy się dogadujecie, czy Charles jest szczęśliwy. Na początku uwierzyłem w jej troskę, ale... - przerwał chłopak.

- Ale? – powtórzyłam.

- Potem opowiadała jakieś kompletne bzdury, mówiła że odzyska go choćby świat się walił i palił. – spojrzał na mnie troskliwe. – Szczerze, to nigdy nie była w gronie osób, które darzyłem sympatią.

- To nie ma znaczenia Carlos, nie będę psuć sobie głowy tą dziewczyną. – zapewniłam przyjaciela. – Widzę, że jesteś zmęczony. Zostanę z nim.

W geście pożegnania Carlos zamknął mnie w żelaznym uścisku i wyszeptał „przetrwasz to". Nie miałam innego wyjścia, muszę przetrwać. Charles był przy mnie bez względu na stan w jakim się znajdowałam, a to działa w dwie strony. Będę przy nim tak długo jak będzie tego potrzebować. Jest tym elementem mojego życia, o który trzeba walczyć, bez niego postawienie samodzielnego kroku będzie cholernie trudne.


Nastał ranek. Kolejną noc spędziłam przy szpitalnym łóżku, trwając przy mojej bratniej duszy. Uważnie rejestrowałam oddech chłopaka, na tym zajęciu spędziłam całą noc, nie zmrużyłam oka chociażby na minutę. Nie potrzebowałam snu, tak przynajmniej sobie wmawiałam. Byłam zbyt zdeterminowana, żeby przejmować się zmęczeniem, które z godziny na godzinę osłabiało mój organizm.

- Przyszłam nie w porę? – sarkastyczne pytanie rozbrzmiało po szpitalnej sali.

- Przyszłaś niepotrzebnie. – wyjaśniłam z wymalowaną na twarzy pewnością siebie.

Dziewczyna spokojnym krokiem poruszała się po pomieszczeniu, udawała że mnie tu nie ma. Sprytne zagranie, ale nie jestem tą dziewczyną, z którą warto zaczynać grę, która od początku spisana jest na straty.

- Co musi się stać, żebyś odpuściła. – zapytała bezpośrednio bezsensownie krążąc po sali.

- Słyszałaś, że kierowcy nigdy nie odpuszczają? – posłała mi zdezorientowane spojrzenie, na co odpowiedziałam jej ironicznym uśmiechem. – Tego właśnie nauczył mnie Charles. – zmniejszyłam dystans między nami. - Chiara Antonella Moretti Leclerc prędzej zginie, niż odpuści.

- Nie rzucaj słów na wiatr, często się spełniają. – jej słowa przesiąknięte były jadem. – Nie graj w moją grę, w niej łatwo zostać ofiarą.

Uśmiechnęłam się ironicznie po słowach dziewczyny, która chyba właśnie próbowała mnie zastraszyć. Gdyby choć w połowie znała moją przeszłość, wiedziałaby że potrzeba o wiele więcej żeby mnie wystraszyć. Życie nauczyło mnie jednego, jestem silniejsza niż próby którym mnie poddają.

- Potrzeba więcej niż kilku gniewnie wypowiedzianych słów, żeby mnie wystraszyć. Doceniam starania.

Dziewczynie zdecydowanie nie spodobała się moja arogancka odpowiedź, nerwowo chwyciła torebkę i wyszła z sali. Usiadłam na krawędzi łózka i troskliwie spojrzałam na bruneta. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo zdałam sobie sprawę, że właśnie ten chłopak obudził we mnie wolę walki o coś co znaczy dla mnie więcej niż cokolwiek wcześniej. O niego.

Już mówiłam, Chiara Antonella Moretti Leclerc prędzej zginie, niż odpuści.

Too fast for love // Charles LeclercWhere stories live. Discover now