Mówiłeś, że nie uciekasz

1.6K 59 19
                                    

- Jaki jest twój problem Charles? – wykrzyczałam, nie miałam już w sobie na tyle opanowania żeby prowadzić normalną rozmowę. – Zapytałam, jaki jest twój problem.

- Ty! Ty jesteś moim cholernym problemem. - powiedział podniesionym tonem, jednak nadal nie krzyczał. - Próbuje wyrzucić ciebie ze swojej głowy od przeszło miesiąca, a ty nadal w niej siedzisz. Nie pozwalasz mi normalnie żyć.

- Jesteś bezczelny. - zaśmiałam się ironicznie. – Powiedz, w którym momencie staliśmy się wrogami, jeszcze niedawno walczyliśmy po jednej stronie barykady, a teraz mierzymy do siebie z broni.

- Wiesz kiedy? – wyszeptał. - Kiedy z nas zrezygnowałaś.

- To ty z nas zrezygnowałeś, nikt inny. - powiedziałam ze smutkiem w oczach. - Każdego dnia, jedyną rzeczą, o której marzę jest to, żebyś pojawił się przed drzwiami, albo chociaż dał znak, że te wszystkie słowa które powiedziałeś były jedynie głupim żartem.

- Twoje zachowanie jest jednym głupim żartem. – wykrzyczał. - Nie mogę uwierzyć w to, że tak łatwo o mnie zapomniałaś. Na co jeszcze czekasz? Max został w środku.

- Więc o to tobie chodzi. O niego. - spojrzałam na niego niepewnym wzrokiem. - To jakiś absurd.

- Absurdem jest to, że znowu się w tobie zakochuje i nie potrafię się temu przeciwstawić. - zmniejszył odległość między nami o kilka kroków. - Ale kiedyś nadejdzie czas, że się z ciebie wyleczę. Nie dziś. Nie jutro. Kiedyś.

Stał na tyle blisko, że zapach jego perfum przypomniał jedne z najpiękniejszych wspomnień, co się z nami stało? Jest w nas tyle gniewu i żalu, że nie potrafimy normalnie porozmawiać, dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Charles odwrócił się do mnie plecami, powolnym krokiem zmierzał w kierunku swojego samochodu, patrzyłam jak odchodzi. Nie mogłam go nawet zatrzymać.

- Mówiłeś, że nie uciekasz. - wyszeptałam na tyle głośno, żeby usłyszał rozpacz w moim głosie.



- Czego do cholery nie rozumiesz? - wykrzyczałam w stronę przyjaciela, który odwiózł mnie po tej nieszczęsnej imprezie do domu. – Carlos, tutaj nie trzeba niczego tłumaczyć.

- Zachowujecie się jak dzieci, bawicie się w jakieś podchody, robicie sobie na złość. - odpowiedział brunet. - Po co to wszystko? Nawzajem chcecie sobie udowodnić, że radzicie sobie z tą całą sytuacją, a doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że bez poważnej rozmowy nie rozwiążecie tego problemu.

- Z naszych ust padło już za dużo słów. - wysyczałam przez zęby. - Może to wszystko nie wydarzyło się bez powodu, może miało to nam pokazać jak bardzo nasza relacja jest słaba.

- Nie mogę słuchać tych bzdur. - powiedział podniesionym tonem. - Jego wypadek powinien was umocnić, jeszcze bardziej zbliżyć do siebie, a nie zaprowadzić was do rozpadu związku. Po co te wszystkie chore zagrywki?

Nie potrafiłam mu odpowiedzieć, bo sama nie znałam odpowiedzi na jego pytanie. Usilnie próbowałam przeanalizować każdą rozmowę, każdą kłótnie, która doprowadziła nas do momentu, w którym aktualnie się znajdujemy. To nie wypadek roztrzaskał nasze serca, my to zrobiliśmy.

Każda nasza rozmowa była przepełniona bólem, rozpaczliwie podejmowaliśmy walkę o to uczucie i właśnie ta walka była dla nas czymś destrukcyjnym. Wieczna pogoń za czymś, co może nie było nam dane.

Too fast for love // Charles LeclercDonde viven las historias. Descúbrelo ahora