Albo sam to zrozumiesz, albo ci w tym pomogę

1.6K 67 35
                                    

Wąskie szpilki wbijały się w cmentarną ziemię, a klatka piersiowa z każdym oddechem przybierała na wadze, sekundy zmieniały się w wieczność, a ja stawałam się wrakiem. Straciłam moją bezpieczną przystań.

Chłodny wiatr rozwiewał moje rozpuszczone włosy i skutecznie wysuszał łzy, kolce białej róży którą trzymałam w lewej dłoni delikatnie przebijały mają skórę, a wąski strumyk krwi zatrzymywał się na metalowej powierzchni zegarka. Chciałam cierpieć.

Spoglądałam pustym wzrokiem na wybite w marmurze litery, które łączyły się w nazwisko moich rodziców. Dziesiątki gości zanosiło się wymuszanym szlochem. Drżącą dłonią delikatnie przetarłam mokry policzek, właśnie w tym momencie Charles chwycił moją drobną dłoń, nie powiedział nic, wiedział, że właśnie teraz słowa są zbędne, nie wyrażą bólu który czujemy.

- Chiara? – usłyszałam niski głos – Tak mi przykro.

Moim oczom ukazał się niski mężczyzna, któremu towarzyszyła delikatna nadwaga. Wujek Lorenzo, brat mojego ojczyma. W jego głosie wyczuwalna była troska, jednak jego zachowanie sprawiło, że niewytłumaczalna niepewność rozlała się po moim ciele, jego głos łamał się coraz bardziej z każdym następnym słowem, jednak nie przez smutek, a przez strach. Jego oczy chaotycznie błądziły po mojej smukłej twarzy, a drżące dłonie nerwowo chował do kieszeni garniturowych spodni.

- Wujku, wszystko w porządku? – położyłam swoją dłoń na jego ramieniu, na co mężczyzna delikatnie wzdrygnął. – Nie wyglądasz dobrze.

Na moje słowa wzrok wujka Lorenzo złagodniał, a jego drżąca postura nieznacznie się uspokoiła, jednak w oczach nadal tańczył strach, który stąpał po stopach niepewności. Martwiłam się.

- Chiara, dziecino. – westchnął straszy mężczyzna. - Nie powinniśmy rozmawiać... tutaj. Drzewa mają uszy, a na szali jest cały dorobek twoich rodziców. Udajmy się w ustronne miejsce, będę mieć świetną okazję, żeby poznać tego młodzieńca który Ci towarzyszy.

Wujek Lorenzo spojrzał rozbawionym wzrokiem w stronę Charlesa, który był delikatnie zmieszany zaistniałą sytuacją.

- Nie rozumiem o czym mówisz wujku. – obdarzyłam go niezrozumiałym spojrzeniem. – Jakie drzewa? Jakie uszy? Sytuacja z podziałem majątku jest klarowana, myślę że wszystkie wątpliwości zostały rozwiane przez prawnika.

- Dziecino, obiecałem twojemu ojcu, że do ostatniego oddechu będę się Tobą opiekował. Dlatego potratuj moje słowa poważnie. – jego głos spoważniał, a oczy pociemniały. – Jest wiele rzeczy, które musimy przedyskutować Chiara. Najszybciej jak to możliwe.

Charles przybliżył się do mojego drobnego ciała i objął je ramieniem, chciał zapewnić mi choć krztę bezpieczeństwa, którego tak rozpaczliwie potrzebowałam. Nadal milczał.

- Przedyskutujemy to jutro, dobrze? – zapytałam bezsilnym głosem. –Chwilę temu pochowałam rodziców, ostatnim moim zmartwieniem jest cała ta firma. Przepraszam, jestem zmęczona.

Zwinnym ruchem odwróciłam się plecami do wujka Lorenzo, wysokie szpilki niezmiennie wbijały się w zimną, cmentarną ziemię. Uniosłam delikatnie podbródek ku górze, złudnie szukając jakiekolwiek znaku.

- On wrócił. – powiedział podniesionym tonem wuj. – Twój ojciec. Wrócił.

Moje ciało odmówiło posłuszeństwa, jego słowa układały się w nieznośną dla ucha melodie, która rozbrzmiewała coraz głośniej. Twarz Charlesa momentalnie pobladła.

- Chiara, kochanie. – powiedział nerwowym głosem chłopak. – Jestem tu, pamiętaj.

Skierowałam swój wzrok w stronę podstarzałego mężczyzny, na mojej zmęczonej od płaczu twarzy wymalowana była wściekłość, nerwowym ruchem zmierzałam w kierunku wujka Lorenzo, nasze twarze dzieliły już tylko centymetry. 

- Nigdy więcej nie nazywaj tego człowieka moim ojcem. – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. – Dzisiaj pochowałam swojego prawdziwego tatę. Temat skończony.

- Rzeczywistości nie zmienisz. – powiedział wyraźnie smutniejszy. – Jego obecność wpływa negatywnie na wszystkich, zwłaszcza na ciebie. Poprosiłem go, żeby nie afiszował się dzisiaj z tym...

- Dzisiaj? – wyszeptałam. – On tu jest?

Wujek Lorenzo posłał mi jedynie spojrzenie przepełnione żalem, czułam jak grunt osuwa mi się pod wysokimi butami. Spojrzałam nerwowo na Charlesa, który wyraźnie zaniepokojony był zaistniałą sytuacją, nadal trzymał moją drżącą dłoń w żelaznym uścisku, nie puścił jej nawet na moment. Nagle za moimi plecami rozległ się ciężki oddech, momentalnie poczułam zapach dymu papierosowego pomieszanego z ciężkimi, męskimi perfumami.

- Nareszcie. – odwróciłam się niepewnie za siebie. – Córeczko.

W jego ustach brzmiało to jak przekleństwo, jak najgorsze bluźnierstwo. Ubrany w ciemny, idealnie skrojony garnitur twardo stał na cmentarnej ziemi, ciemne okulary przysłaniały jego tęczówki, które mogły zdradzać jakiekolwiek emocje, których nigdy nie okazywał.

Stałam właśnie przed osobą, która w akcie urodzenie widnieje jako mój ojciec, chociaż ani przez chwile nim nie była.

- Nie nazywaj mnie tak. – spojrzałam pewnie w jego stronę. – Nigdy więcej.

Arogancki uśmiech wdarł się na jego zniszczoną twarz, nonszalancko ściągnął ciemne okulary z nosa, a jego wzrok sparaliżował mój aparat mowy. Jego spojrzenie powędrowało na twarz monakijczyka, a następnie na nasze splecione dłonie.

- Charles Leclerc. – powiedział melodyjnie nasz rozmówca. – Czyli to właśnie ty skradłeś serce mojej malutkiej Chiarze? Urocze. Miło mi Cię poznać.

Wysunął dłoń w geście powitania w stronę chłopaka, jednak ten kompletnie zignorował jego gest.

- Niestety, ale bez wzajemności. – Charles obdarzył go pewnym siebie spojrzeniem.

Na jego słowa mężczyzna, który w dokumentach figuruje jako mój ojciec zaśmiał się. Zmniejszył odległość miedzy nimi o kilka kroków, wujek Lorenzo przyłożył nadal drżącą dłoń do swoich ust, aby ukryć strach który opanował jego ciało.

- Młodzieńcze. – wysyczał. – Chiara to moja jedyna córka, co za tym idzie jedyna rodzina. Nie oddam jej w ręce człowieka twojego pokroju. – zmniejszył odległość o kolejne centymetry. – Są dwa wyjścia, albo sam to zrozumiesz, albo ci w tym pomogę.

Too fast for love // Charles LeclercWhere stories live. Discover now