Bezbronna

3.1K 94 0
                                    

Tak jak już wspomniałam rodzicom... chwila. Rodzicom? Chyba właśnie pierwszy raz nazwałam Liama moim rodzicem. Przełamuję się. Jest przecież częścią mojego życia od przeszło dziesięciu lat. Wracając. Mówiłam rodzicom, że po niedzielnym wyścigu idę na kolację z Carolsem.

Zajęliśmy miejsca przy zarezerwowanym stoliku. Widziałam po twarzy Carlosa, że coś jest nie tak. Coś go gryzło.

- Carols? Wszystko gra? Jesteś jakiś nieswój. – powiedziałam z troską w głosie.

- Byłem tak blisko drugiej pozycji... nie mogę popełniać takich błędów jak dzisiaj.

- Dałeś z siebie wszystko. Pamiętaj, że dużo zależy od tych waszych maszyn. Nie obarczaj się całą winą. Zrozumiano?

Reszta wieczoru minęła nam na wspominaniu starych czasów, miło jest spędzić czas z kimś kto naprawdę chce wysłuchać tego co mam do powiedzenia. Mało wartościowych relacji jest w moim życiu, ale jestem pewna, że ta jest jedną z tych najważniejszych dla mnie. Carlos nagle zanurzył wzrok w swoim telefonie, trwało to znaczną chwilę.

- Wszystko w porządku? – zapytałam.

- Masz ochotę się trochę zresetować? Rozmawiałem z Liamem, mówił jak bardzo dzisiejszy dzień był dla ciebie stresujący. Charles wysłał mi lokalizacje klubu, w którym dzisiaj się wszyscy bawią.

- Masz jeszcze siły na zabawę bo tak intensywnym dniu? – delikatnie chciałam odwieźć Carolsa od pomysłu pójścia na klubu, zwłaszcza po sytuacji jaką zainicjował na podium Charles i po słowach jakie skierował w moją stronę.

- Chiara. Myślę, że kolacja z tobą jest najlepszą formą świętowania mojego podium, ale obojgu z nas przyda się trochę zabawy. – powiedział roześmiany brunet. Myśli w mojej głowie wariowały, toczyły ze sobą walkę.

- Może masz rację. – nieszczery uśmiech wkradł mi się na usta, jednak Carlos nie zarejestrował tego gestu. – Dzisiaj jest twój dzień. Chcesz iść do klubu? W takim razie idziemy do klubu.

Po niecałej godzinie byliśmy pod wejściem do klubu. W tym miejscu kierowcy formuły mają chyba jakieś szczególne przywileje, ominęliśmy kilkunastometrową kolejkę w mgnieniu oka. Błądziłam wzrokiem po ogromnej sali wypełnionej ludźmi, szukając loży do której musieliśmy dojść. W pewnym momencie do Carolsa podszedł wysoki mężczyzna, który objął go jakby nie widzieli się co najmniej kilka wiosen. Nagle jego wzrok powędrował na mnie.

- Ty musisz być Chiara. Chiara Moretti. Jestem George Russel. – chłopak nie bawił się w pół środki, takie jak podanie ręki. Od razu objął moje drobne ciało, dało się poczuć woń mocnego alkoholu od niego.

- Cała przyjemność po mojej stronie, George. – mocno zaakcentowałam jego imię, chłopak spojrzał się na mnie uroczo przymglonymi od alkoholu oczami.

- Chodźcie za mną, zaprowadzę was do loży.

Weszłam z ogromną pewnością siebie na lożę, jednak kiedy go zobaczyłam ona gdzieś uleciała. Spojrzał na mnie piorunującym ale jednocześnie cholernie hipnotyzującym wzrokiem. Charles Leclerc. To właśnie ten człowiek spowodował, że w przeciągu sekundy zrobiłam się całkowicie bezbronna. 

___________________________________

Cześć, tu twojakumpela.

Dajcie znać czy chcecie dalszy rozwój historii. Miłego dnia.

Too fast for love // Charles LeclercWhere stories live. Discover now