To był ostatni raz

1.2K 66 23
                                    

Niedzielny poranek był jednym z tych mniej łaskawych, ponura pogoda nie zachęcała mnie do podniesienia ciężaru swojego ciała z wygodnego łóżka, najchętniej spędziłabym w nim cały dzień bezczynnie wpatrując się w sufit.
Mozolnym ruchem kierowałam się w stronę kuchni, jednym czego potrzebowałam to dawka energii w postaci czarnej jak smoła kawy, jednak mój zamiar uprzedzony został głośnym dźwiękiem rozprzestrzeniającym się w przestrzeni mieszkania. Delikatnie przyłożyłam oko do wizjera, spodziewałam się tej wizyty.

- Nie obudziłem? - powiedział lekko zmieszany Carlos. - Wyglądasz jakbyś dopiero co wstała.

- Właśnie to zrobiłam. - wyszeptałam jednocześnie rozciągając swoje nadal ospałe ciało. - Wejdź.

Przyjaciel bez zastanowienia ulokował swoje ciało na kanapie, uważnie lustrował pomieszczenie w którym się znajdował, tak jakby chciał wyłapać zmiany które zaszły w nim na przestrzeni kilku miesięcy.

- Nie mam za wiele czasu, niedługo zaczynamy testy, więc będę się streszczać.

- Świetnie zacząłeś rozmowę Carlos. - wydukałam. - Nie musisz martwić się o poprawność polityczną, uodporniłam się już.

- Chłopak ma okropny bałagan w głowie. - nerwowo zaczął bawić się swoimi palcami okazując zakłopotanie. - Próbowałem z nim rozmawiać, jakkolwiek wytłumaczyć mu to co zobaczył kilka dni temu.

- Carlos, nie prosiłam Cię o to. - przerwałam. - On nie powinien wiedzieć, że wróciłam, popełniłam kilka błędów, które doprowadziły nas do miejsca, w którym aktualnie się znajdujemy. Kompletny burdel. Nie stanę przed nim, nie wytłumaczę mu niczego, jestem tchórzem.

- Dlaczego to sobie robisz Chiara? - tym razem to Carlos przerwał moją wypowiedź. - Myślisz, że przekreślając to wszystko ulżysz w cierpieniach Charlesowi? Jesteś w ogromnym błędzie, ta bezradność z którą go zostawiłaś niszczy tego chłopaka każdego dnia, to nie jest już ten sam człowiek.

- Wiesz, że nie miałam wyjścia Carlos. - wyszeptałam w geście bezradności. - Doskonale wiesz, że nie miałam wyjścia, zrobiłam to wszystko dla niego, chciałam go chronić i poniosłam tego najwyższą cenę.

- Wiec ile warte jest twoje szczęście? - podniósł ciężar swojego ciała z kanapy. - Powtarzasz jak mantrę ile dla niego zrobiłaś, teraz powiedz mi ile zrobiłaś dla siebie? Kiedy był obok ciebie w twoich oczach widziałem płomień, którego nikt inny nie wprowadził do twojego życia. Ile to jest warte? - podniósł wyraźnie głos.

Milczałam.

- Nie odpowiadasz. - zbliżył się do mnie. - Jesteś świadoma tego, że mam rację. W momencie kiedy zobaczyłaś go w restauracji uświadomiłaś sobie, że nie jesteś w stanie dalej się ukrywać. - przyłożył palec wskazujący do mojej przestraszonej klatki piersiowej. - Zacznij słuchać serca, bo głowa płata ci figle.

Bez słowa wyszedł z mieszkania, a ja nadal stałam jak wryta po środku salonu. Analizowałam jego słowa z uporem maniaka, na moje nieszczęście ten cholerny Hiszpan znał mnie doskonale, wiedział o każdej mojej słabości, wiedział jakiej artylerii użyć, aby coś do mnie trafiło.
Nieznana mieszanka uczuć rozlała się po moim ciele, niebezpieczne połączenie gniewu i bezradności siało spustoszenie w mojej głowie, a ja pozwoliłam ponieść się emocjom, które zawładnęły moim umysłem.
Bezwładnie upadłam na kanapę i wzięłam głęboki wdech, nie radziłam sobie z natłokiem myśli.



Upiłam łyk gorącej herbaty, kolejna kawa tego wieczoru byłaby wyrokiem w formie bezsenności, a nie zniosę kolejnej nieprzespanej nocy.
Stukotałam nerwowo szpilkami pod blatem eleganckiego biurka, opanowałam wszystkie zadania, których termin wyznaczyłam sobie na dzisiejszy dzień, podnoszę swoje ciało i staje na prostych nogach jednocześnie przeciągając się. Po raz kolejny opuszczę miejsce pracy późnym wieczorem, mając na względzie ponurą aurę panującą w moim mieszkaniu, kompletnie mi to nie przeszkadzało.

Too fast for love // Charles LeclercWhere stories live. Discover now