Nigdy nie bój się porażek

1.9K 65 2
                                    

Zwlekłam się bezsilnie z łóżka, poranek nie był dla mnie łaskawy. Wchodząc do przestrzennego salonu nie dostrzegłam chłopaka, który spędził w nim dzisiejszą noc. Oparłam się o kanapę z bezsilności, schowałam twarz w dłonie. Znowu nie idzie po mojej myśli, znowu wszystko się komplikuje. Każdy z nas codziennie toczy walkę o następny oddech, o lepszą wersję siebie, o osoby którym oddalibyśmy wszystko co mamy.


Próbując wyrzucić z głowy wczorajszą sytuację, leniwym krokiem ruszyłam do kuchni, gdzie moim oczom ukazał się ogromny bukiet goździków, w którym schowany był starannie wypisany kawałek kartki.

Kiedy kogoś kochasz, myślenie o nim jest jak oddychanie, robisz to bez kontroli, cały czas. Charles"

Uśmiechnęłam się pod nosem. Nigdy nie powiedział, że mnie kocha, nie takiego wyznania się spodziewałam, a przynajmniej nie w takiej formie.

Nie tracąc czasu usiadłam przy drewnianym biurku, na którym swoją drogą panował okropny bałagan, skoro w moje urodziny moim jedynym towarzyszem pozostaje praca, muszę z tego skorzystać. Ostatnimi czasy bardzo zaniedbałam swoje obowiązki, nie spotkało się to oczywiście z oburzeniem zarządu, nie mogło. W sporej części firma należała do mnie. Otwierając laptopa zauważyłam jak wylatuje z niego kolejna, biała jak śnieg kartka papieru. Chwyciłam ją niepewnie w dłonie.

Podobno czasem warto zacząć wszystko od nowa. Przewrócić świat do góry nogami. Zaryzykować, zawalczyć, postawić wszystko na jedną kartę. Jesteś kartą, na którą postawiłem wszystko. Charles"

Walczyłam sama ze sobą, żeby nie uronić łzy. Pomimo wczorajszej sytuacji, chciałam żeby był obok mnie, żeby przytulił mnie w najdelikatniejszy sposób, tak jak zawsze. Jestem na tyle naiwna, że potrafię puścić w zapomnienie fakt, że mnie okłamał.

Momentalnie wstałam z krzesła, przypominając sobie o prezencie od Carlosa. Mogę już bez żadnych obaw go otworzyć, przecież są moje urodziny. Z radością dziecka rozdarłam papier prezentowy, który lądował w każdej części pokoju. Moim oczom ukazało się jasne pudełko, bez zastanowienia, energicznie je otworzyłam. Klucz? To jakaś cholerna gra w podchody? W pudełku znajdowało się coś jeszcze, kolejny starannie wypisany skrawek kartki.

Nigdy nie bój się porażek, bo właśnie one mogą być kluczem do Twojego sukcesu. Nie cofaj się przed ryzykiem ze strachu, że popełnisz błąd. Charles"

Zdezorientowanie przekraczało dozwolony poziom. Kompletnie się w tym pogubiłam. Zaczęłam z uporem maniaka przeszukiwać całe mieszkanie z nadzieją, że znajdę jeszcze choć jeden liścik. Aż do wieczora przeszukiwałam każdą szufladę, każdą półkę, każdy zakamarek mieszkania. Na marne.

Po całym mieszkaniu rozległ się donośny dźwięk pukania do drzwi. Delikatnie uchyliłam drzwi. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy w progu ujrzałam Georga.

- Masz dokładnie od teraz pół godziny, żeby się przygotować. – obdarzył mnie szerokim uśmiechem. – Proszę o niezadawanie zbędnych pytań.

- George? Nie wiem czy to najlepszy pomysł. – powiedziałam z wyraźnym zwątpieniem w głosie.

- Pozwól, że sprecyzuję. – na jego twarzy pojawiła się powaga. – Proszę o niezadawanie zbędnych pytań i nie wysuwanie niedorzecznych stwierdzeń.


Czerwony garnitur idealnie leżał na moim drobnym ciele. Delikatnie przyciemnione oko, czerwona szminka, poszłam w klasykę. Czemu zdecydowałam się pójść na kolację z chłopakiem, który jeszcze niedawno, z mojej winy zmagał się z połamanym nosem? Dobry pytanie, sama chętnie poznałabym na nie odpowiedź. Moje myśli nieustannie krążyły wokół monakijczyka. Co jeżeli wróci do mieszkania, a mnie w nim nie będzie? Chwila. Przecież na dobrą sprawę, to on zostawił mnie w moje urodziny. Czas pozbyć się wyrzutów sumienia.

- Wyglądasz niesamowicie. – powiedział z zapartym tchem Brytyjczyk. – Gotowa na urodzinową kolację?

- Chyba. – odpowiedziałam obojętnie, po czym sprytnie upchałam wszystkie potrzebne mi rzeczy do małej torebki. – Możemy wychodzić. – obdarzyłam chłopaka lekkim uśmiechem. 

Too fast for love // Charles LeclercWhere stories live. Discover now