79. 𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐧𝐚𝐩𝐫𝐚𝐰𝐝𝐞

258 13 5
                                    

Otworzyłam oczy, które ewidentnie chciały, bym spała jeszcze dłużej. Spojrzałam na lecący w tle serial, który najwidoczniej zdążył dojść do kolejnego sezonu, gdy ja spałam. Zamknęłam więc laptopa, słysząc kolejne ciche pukanie do moich drzwi.
- Emi?- szepnął za drzwiami łagodnym głosem Luke.
Nic nie odpowiedziałam, tylko usiadłam po turecku, patrząc w tamtą stronę.
- Emi, przyniosłem ci coś do jedzenia. I...- urwał, gdy głos mu się załamał.- Nie wzięłaś leków.
Przygryzłam mocno wargę. Jego głos sprawiał, że czułam się winna. Naskoczyłam dzień wcześniej na dziewczyny, ale i w dużej części na niego, a przecież chciał dobrze. Ale nie żałowałam swoich słów, bo były jak najbardziej prawdziwe.
- Przepraszam cię. Jeśli chcesz to cię zawiozę do domu Fezco, nawet do więzienia cię zawiozę, jeśli chcesz. Załatwię widzenie, tylko proszę...proszę, otwórz drzwi i daj mi spróbować jeszcze raz.
Położyłam głowę na pościeli, zalewając się łzami. Płakałam najciszej jak tylko mogłam, żeby ten nie usłyszał. Po chwili odszedł spod drzwi, a ja ścisnęłam włosy na głowie, by choć trochę rozładować gniew na samą siebie.

*Luke
- I co?- spytała mnie Eleanor, gdy wróciłem do swojego pokoju.
Odłożyłem wymownie talerz i leki na szafkę nocną, po czym usiadłem obok dziewczyny, zasłaniając z rozpaczy oczy.
- Ej, nie zrobiłeś nic złego.- szepnęła, po czym zaczęła gładzić moje plecy.
- Zrobiłem. Zawsze ją chroniłem, a teraz...nie umiem. Powinienem z nią jechać do tej Faye.- przyznałem, znając oczywiście prawdę o wyjeździe dziewczyn.- Może wtedy by się przede mną otworzyła. A teraz jest sama, a ja nie wiem za cholerę co zrobić.
- Uspokój się.- przytuliła mnie delikatnie, na co wziąłem kilka głębszych oddechów.- Wiem, że chcesz jej ulżyć. Ale nie możesz. Ona sama wie, co dla niej najlepsze. I przepraszam, że ci nie powiedziałam gdzie z nią jadę...
- W przeciwieństwie do mnie chciałaś jej pomóc.
- Nie mów tak.- powiedziała pewnie.- Zrobiłeś dla niej to, co uważałeś za słuszne.
- I spierdoliłem. Jej przyjaciółki też, ale to ja jestem jej bratem i powinienem przy niej być.
- Nie mów: powinienem, tylko przy niej bądź. Od teraz.
- Nie wychodzi z pokoju, a do mnie nawet się nie odezwie przez drzwi.- stwierdziłem, na co Eleanor jeszcze mocniej mnie objęła.

*Emily

Emily: Cześć Faye, to ja, Emily.
Spotkajmy się za garażami za
godzinę.

Napisałam, po czym zeszłam osłabiona z łóżka i narzuciłam na siebie bluzę, która zasłaniała pasujące w miarę do niej krótkie spodenki. Wyszłam z pokoju, co widocznie usłyszeli chwilowi lokatorzy pokoju obok, bo nim zeszłam po schodach, usłyszałam głos brata.
- Gdzie idziesz?- spytał mnie, ale ja nie odpowiedziałam, a spuściłam głowę.- Jeśli chcesz podwózke, ale bez rozmów, to...
- Nie chcę.- rzuciłam w końcu, po czym opuściłam dom, kierując się na spotkanie z dziewczyną.

Faye już czekała, gdy doszłam za garaże obok domu Feza, a z jej miny wyczytałam, że jest zaskoczona wiadomością. Albo moim wyglądem.
- Część.- szepnęłam, stając przed nią.
- Jesteś chora?- spytała, a ja zrozumiałam, że jednak chodzi o drugą opcję. Pokręciłam więc głową.
- Nie, nie wzięłam leków.- wyjaśniłam.
- Jakich leków?
- Na wzmocnienie.- skłamałam oczywiście.- Chciałam pogadać o twoim chłopaku.
- Nie chcę. Nie żyje i kropka.
- Wierzę. Ale widziałaś, że nie Fez go zabił, prawda?
- Przecież mówiłam, że to Popielnik.
- Ale sąd tego nie wie, a bez świadka i jego zeznań skazą Feza na przynajmniej dwadzieścia pięć lat. Choć myślę, że jak doliczą broń, handel i sprzedaż nieletnim, to...
- Kurwa.- rzuciła, rozumiejąc.- Przejebane.
- Właśnie.
Zapanowała chwila ciszy, w czasie której ta myślała nad sprawą. Przynajmniej tak myślałam.
- I co?- spytała, a ja aż usiadłam załamana.
- Jak to co? Musisz mu pomóc. Jesteś mu to winna. Ryzykował własnym bezpieczeństwem dla ciebie, ukrywał cię, karmił i chronił.
- Wiem, wiem, ale sąd...nie, to za dużo. Ja się boję więzienia. Naprawdę, bardziej niż duchów spod łóżka.
- Faye, on nie wyjdzie nigdy z więzienia, jeśli mu nie pomożesz.- powiedziałam, na co na chwilę spoważniała.- Sama bym to zrobiła, ale nie dopuszczą mnie do zeznawania, a poza tym nie było mnie wtedy.
- Chwila, każesz mi mu pomóc, a sama tam nie pójdziesz?
- Pójdę, ale nie pozwolą mi zeznawać.
- Dlaczego?- spytała, a w mojej głowie pojawiła się jedna myśl.
Powinnam mu pomóc, a nie mogłam. Czy to poniekąd czuli moi bliscy przez te kilka dni? Byłam egoistką, jeśli było to prawdą.
- Poroniłam i jestem niewiarygodna, będąc na proszkach antydepresyjnych.- wyjaśniłam cicho, co widocznie zaskoczyło blondynkę.
- O...kurwa...mać.
- Proszę, pomóż mu choć trochę się wywinąć. Nie może pójść siedzieć za coś, czego nie zrobił. Jebać dilerkę i broń, za to dostanie góra dziesięć lat. Ale morderstwo z premedytacją...to dołoży oliwy do ognia. Błagam cię, Faye, zeznawaj.
Spojrzałam jej głęboko w oczy, a widząc, że wygrałam odetchnęłam z ulgą.

𝐼𝑛 𝑒𝑢𝑝ℎ𝑜𝑟𝑖𝑎Where stories live. Discover now