23. 𝐆𝐥𝐮𝐩𝐢 𝐒𝐨𝐤𝐫𝐚𝐭𝐞𝐬

696 43 24
                                    

Wiedza to pojęcie względne. Nawet Einstein czy Arystoteles nie wszystko wiedzieli. Tym bardziej my, zwykli ludzie, którzy z filozofią i nauką nie mają tak wiele wspólnego co tamci, mamy prawo wiele nie wiedzieć. A co wiemy? Wiem, jak mamy na imię, ile mamy lat, nawet umiemy dokładnie wyliczyć za ile wypadnie piątek albo gwiazdka. Co do uczuć...to bardziej skomplikowane. Niektórzy po prostu to wiedzą, a inni wmawiają sobie, że czują to i owo. Ale większość po prostu nie wie nic. Jak mówił Sokrates: ,,Wiem, że nic nie wiem."

- Musimy jeść razem?- spytałam, nakładając na talerz ziemniaki.- Mam sporo zadań na jutro...
- Emily, co niedzielę jemy razem. Kilka minut cię nie zbawi.- wyjaśniła moja mama, na co ja zamilkłam i podałam talerz dalej. Tylko z mamą miałam w domu jakikolwiek kontakt, choć i on nie był najlepszy. Głównie przez to, że mało mówiłam i często kłamałam, by nie musieć więcej mówić. Ale wtedy czułam, że powinnam jej o czymś powiedzieć, o coś spytać.
- Mamo?- odezwałam się niepewnie.- Czy pocałunek zawsze coś znaczy?
Moja mama odłożyła talerz z jedzeniem, by na mnie spojrzeć.
- Tylko nie dociekaj. Odpowiedz, jakby nie chodziło o mnie.
- A chodzi o ciebie?
- Mamo...- przeciągnęłam, więc ta się uśmiechnęła.
- Dobrze, spróbuję. Wydaje mi się, że jeśli dla obu osób to coś więcej, to wtedy to coś znaczy.
- Skąd wiadomo, że druga osoba traktuje to jako coś...coś więcej?
- Najlepiej o tym z nią porozmawiać.- stwierdziła, a ja westchnęłam. Gdyby to było takie proste. Cały weekend zlewałam Feza, bo nie wiedziałam co ostatnio się stało i czy to coś między nami zmienia. Nie chciałam tego, bo nie kochałam go, ale potrzebowałam i bardzo lubiłam spędzać z nim czas. Nie mogłam tego stracić przez jeden głupi całus.
- A dla ciebie to...było ważne?- spytała, na co ja złączyłam usta w zamyśleniu.
- Nie wiem.- rzuciłam krótko, patrząc na jedzenie.- Nie wiem.- powtórzyłam.
- Chyba było.
- Niby dlaczego?- zdziwiłam się, a ta uśmiechnęła się znów szczerze.
- Bo pytasz.- wyjaśniła, po czym złapała za dwa talerze i poszła do stołu. Stałam tam chwilę, myśląc nad jej słowami, aż wzięłam swój posiłek i dołączyłam do niej.

- Wyobrażasz to sobie? Wziął i ją zepchnął. Przecież to psychol jakiś.- mówił mój ojciec, choć ja mało go słuchałam. To mama z nim rozmawiała, a ja jadłam niechętnie obiad.- Karen mówiła, że ją miała rozciętą głowę.
- Boże...- westchnęła moja mama.
- Emily, słyszałaś o tej młodej z waszej szkoły?
- Mhm.- rzuciłam, patrząc w jedzenie.
- Coś mówią?
- Mhm.
- Emily?- spytał, na co ja podniosłam na nich wzrok zdziwiona.- Słuchasz mnie w ogóle?
- Tak.- rzuciłam, choć oczywiście nie było to prawda.
- Więc?
- Więc...
- Mówią coś w szkole o tej dziewczynie, którą zepchnięto ze schodów ?- wyjaśniła mi matka.
- Jaką dziewczynę?- spytałam, a mój ojciec odłożył sztućce, patrząc na mnie wymownie.
- Jesteś tu, czy cię nie ma?- rzucił, co wywołało u mnie zakłopotanie.
- Przepraszam...jestem zmęczona.
- Po czym? Przecież nie pracujesz na budowie, a masz jeden obowiązek. Masz się uczyć.
- Właśnie od nauki jestem zmęczona.- wyjaśniłam spokojnie.- Położę się, dobrze?
- Jasne, odpocznij.- powiedziała do mnie mama, więc wstałam od stołu, odniosłam ledwo tknięty talerz i położyłam się na swoim łóżku. Schowałam twarz między poduszkami, gdy mój telefon zawibrował. Chwyciłam za niego i nie zerkając na ekran odebrałam.
- Halo?- spytałam z wydechem.
- Wow, naprawdę odebrałaś.- usłyszałam głos Feza, więc podniosłam głowę, by spojrzeć na telefon.
- Kurwa.- powiedziałam praktycznie bezgłośnie.- Hej. Wybacz, miałam...sporo do nauki.
- Aha, jasne.- rzucił, a ja przekręciłam się na bok, podkulając nogi.- Możemy pogadać, zamiast się unikać?
- Nie unikam cię.
- Nie pierdol, Emily.- wypalił wbrew słowom spokojnie. Miał rację. Wiedział o tym tak samo jak ja.- Gdzie chcesz się spotkać?
- Nie mogę...
- Przestań, dobra? Jutro. Przy wjeździe do parku.
- Fez, ja naprawdę nie mogę...
- Cześć.
- Fez?- spytałam, zerkając na telefon.- Fez?
Wyłączył się. Przeklnęłam w duchu. Wiele razy. Aż w końcu pogodziłam się z myślą, że...

Nie ma opcji, nie pójdę tam - pomyślałam. Już miałam wychodzić ze szkoły, narzucając na siebie wcześniej kurtkę jeansową, gdy nabrałam obaw przed spotkaniem z Fezco. Co ja mu powiem? Jak kurwa się wytłumaczę? Musiałabym powiedzieć to, jak niezręcznie się czuję po tym, co zrobił. Świetny pomysł, wyrzucałam samej sobie.
- Emily, podwieźć cię?- spytała mnie Maddy, przechodząc obok z Nate'm.
- Nie, dzięki.- odpowiedziałam słabo.- Muszę coś załatwić po drodze.
- Niby co?
- W sumie to nic. Nie wiem, czy tam pójdę, bo...- przyłożyłam głowę do zimnej szafki.- Sory, ale nie chcę o tym gadać.
- A my nie chcemy słuchać.- wypalił Nate, a ja spojrzałam ku niemu gniewnie.
- Co ty powiedziałeś?- spytałam zachowując pozorny spokój.
- Że nie chcemy słuchać.
- Pierdol się, Nate.- rzuciłam, po czym skierowałam się ku wyjściu ze szkoły. Zatrzymałam się za drzwiami, by wziąć głęboki oddech. Iść do domu, czy spotkać się z Fezco? Musiałam się z nim spotkać, choćbym nie wiem jak się bała. A bałam się okropnie. Moje nogi jednak zaprowadziły mnie w umówione wczoraj miejsce, gdzie ten już czekał w swoim samochodzie. Na mój widok wysiadł z niego i podszedł bliżej.
- Cześć.- powiedział pierwszy, na co ja sztucznie się uśmiechnęłam.
- Cześć, o czym...o czym chciałeś pogadać?
- Wiesz o czym.
- Nie wiem.
- Emily...- przeciągnął, a ja przygryzłam wargę.
- Okej, wiem o czym, ale nie musimy, bo to nic nie znaczyło. Byliśmy trochę wstawieni, uśmiani i jak zwykle żartowaliśmy.
- Powiem wprost.- rzucił ku mojemu zdziwieniu.- Spierdoliłem. Okej? Po całości. Wiem, że unikasz mnie, bo nie wiesz, jak to odebrać. Ja też nie wiem, jak odebrać to, że mnie unikasz. Jakbyś... odbierała to inaczej.
- Pogubiłam się po pierwszym ,,odebrać".- stwierdziłam, co jednak nie rozluźniło naszych nastrojów, więc potarłam czoło z powagą.- Przepraszam cię, masz rację. Nie wiem, jak to odebrać, bo...bo nie chcę nic między nami zmieniać. To wiele... komplikuje, ale możemy o tym zapomnieć, prawda? Nic się nie stało. Wielu przyjaciół się całuje. Nawet przyjaciółki, czy przyjaciele, żeby zrozumieć swoje uczucia, orientację, albo próbować...- urwałam, patrząc mu w oczy.- I nie szukam partnera. Ty też nie chcesz być w związku, prawda?- spytałam. Fez patrzył na mnie w ciszy, jakby w ogóle ignorując moje pytanie.
- Fez? To nic, prawda? Nic to nie znaczyło?
- Ty mi powiedz. Dlaczego mnie unikasz, skoro to nic nie znaczyło?
- Nie wiem.- wyjaśniłam krótko, ale nazbyt szczerze.- Może boję się, że...że to jednak było coś więcej?
- To znaczy?- spytał, a ja patrzyłam mu w oczy, milcząc.- Emily?
- Nie wiem.- odpowiedziałam zakłopotana we własnych myślach, słowach, uczuciach.
- Czego nie wiesz?
- Nie wiem...nie wiem, co to było, co to znaczy i dlaczego czuję, że zrobiliśmy coś złego.
- Są dwie opcje. Albo to była głupota i o niej zapominamy, albo...
- Jestem za.- rzuciłam, nim zdążył dokończyć. W oczach Feza zobaczyłam szok, a może zawiedzenie. Ale wiedziałam, że robię słusznie. Gówno wiedziałam.- Zapomnijmy.
- Mi pasuje.- stwierdził, na co ja przytaknęłam z lekkim uśmiechem.- Podwiozę cię do domu.
- Dzięki.- odpowiedziałam, gdy ten ruszył do auta. Stałam tam chwilę, aż poszłam w jego ślady.

Milczeliśmy. Tego się bałam najbardziej. Ciszy. Tej niezręcznej, która właśnie nas objęła. Patrzyłam na ulicę, co chwilę zerkając na kierowcę. W tle leciało radio i jakaś piosenka, na którą jednak nie zwróciłam większej uwagi. Nie mogłam się na niczym skupić. Moja ręka przegładładziła nerwowo nogę, po czym poprawiła luźno spięte kosmyki. Przykuło to uwagę Fezca, który spojrzał na mnie dyskretnie. Gdy odwrócił wzrok, to ja zerknęłam na niego w zamyśleniu. Nigdy nie miałam takiego mętliku w głowie.
- Co?- spytał cicho, czując na sobie moje spojrzenie. Nie odpowiedziałam. Nie musiałam, bo moje ciało odpowiedziało za mnie. Położyłam swoją dłoń na jego, zmieniającą biegi. Fez utkwił tam wzrok niepewnie, po czym wziął głęboki oddech i splutł nasze palce ze sobą, skupiając się pozornie na prowadzeniu samochodem. Uśmiechnęłam się pod nosem, wracając do okna, za którym świat po tej jednej sekundzie wydawał się być całkowicie inny.
Wypożyczę i dostosuję to tej sytuacji słowa Sokratesa: ,,Nie wiedziałam, że wiedziałam."



Holly Shit!!!!
Wiecie, co to oznacza?! Rozumiecie?!
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Kto również się cieszy, jak ja?

In Euphoria | Fezco O'Neil Where stories live. Discover now