73. 𝐖𝐬𝐳𝐲𝐬𝐭𝐤𝐨 𝐧𝐢𝐞 𝐭𝐚𝐤

247 12 0
                                    

Patrzyłam na dzieło Lexi z dumą, przerywaną śmiechem, a nawet szokiem, gdy jej rodzona siostra zniszczyła wybuchem cały spektakl. A Maddy i Kat...głównie Maddy przyłożył do tego rękę, wyżywając się na dziewczynie za to, jak ją zraniła. Nie pobiegłam za nimi na scenę, a potem na korytarz, jednak domyśliłam się, że na słowach się nie skończyło, że Maddy naprawdę przypierdoliła Cassie. Bardziej niż rozchwiane emocjonalnie nastolatki, interesowała mnie Lexi, która zniknęła za kurtyną ze łzami w oczach. Widownia plotkowała, rozmawiając o awanturze na scenie, a ja rozglądałam się dookoła zakłopotana. Wtedy rozległ się głos, celowo zniekształcony.
- Lexi! Lexi!- była to Rue, której spojrzenie wyłapałam.
Uśmiechnęłam się widząc, jak widocznie to podlapuje, a twórczyni przedstawienia daje sobie drugą szansę. W końcu historia na scenie została zakończona, ale jedna z ostatnich scen wyjątkowo dotknęła mojego serca.

Aktorki przebrane za mnie i Lexi siedziały w imitującym pokój sióstr pomieszczeniu.
- To dla mnie za dużo.- aktorka schowała twarz w dłoniach.
- Nasz ojciec też był narkomanem.- powiedziała Lexi, a w moich oczach pojawiły się łzy.- Nie mam pojęcia, jak to jest być rozdartym między rodziną, a chłopakiem, ale wiem, że czujesz ciągłą obawę o to, co będzie jutro, pojutrze. Czy ojciec rzuci narkotyki, czy znów uderzy mamę.
- Tak.- przytaknęłam, a dziewczyna podała ,,mi" szklankę z wodą.- Ranie... ranie wszystkich, na których mi zależy, bo czuję się tak bardzo zraniona przez najbliższych.
- Ale to nie będzie trwać zawsze. W końcu...coś się zmieni. Możesz mi wierzyć, Patricia, jeszcze będziesz szczęśliwa, pozbawiona tego brzemienia. Jak my wszystkie.- Lexi spuściła głowę. Jej słowa były oczywiście dodane, jednak wtedy bardzo potrzebne mi. Zaczęłam bić brawa jako pierwsza, ale zaledwie sekundy później cała sala wiwatowała na cześć Lexi, która nie kryła lex wzruszenia.

Wyszłam ze szkoły, próbując ponownie dodzwonić się do Fezca.
- Emily!- zawołała za mną Lexi, na której widok uśmiechnęłam się szczerze. Obok niej stała wyglądająca na trzeźwą Rue.- Idziemy na pizzę. Chcesz iść z nami?
- Chętnie bym poszła, ale muszę coś załatwić.- przyznałam, po czym spojrzałam im w oczy.- Nie mogę dodzwonić się do Feza. Zaczynam się martwić.
- Nie przyszedł na występ?
- Nie.- stwierdziłam i przygryzłam nerwowo wargę.- Nawet nie odczytał wiadomości.
- Może zaspał, albo rozładowała mu się komórka i zapomniał ci powiedzieć, że nie da rady.- wzruszyła ramionami Rue, ale ja szybko pokręciłam głową.
- Nie, Fez by nie zapomniał.
- Mamy...jechać z tobą?- zaproponowała mi przyjaciółka.
- Dzięki, ale się przejdę.
- W razie czego dzwoń.
- Jasne, a co do występu, to naprawdę było super.- przyznałam, co wywołało uśmiech u dziewczyny. Te skierowały się do knajpy, a ja do domu chłopaka.

Chciałam zapukać do drzwi, jednak te były uchylone, przez co przeszedł mnie dreszcz obawy. Weszłam do środka, zapalając światło. Przeszłam do korytarza, który był cały w pyle i brudzie, a na ścianach były ślady krwi oraz dziury po kulach.
- Fez?- spytałam z przerażeniem w głosie.- Fez!- krzyknęłam, biegnąc do łazienki, która była jednak pusta, a w pomieszczeniu obok niej zobaczyłam sporą kałużę krwi.
Moje serce zatrzymało się w tamtym momencie. Opadłam na kolana, trzęsącą dłonią wybierając numer chłopaka. Dzwonek jego telefonu był słyszalny w sypialni, jednak i tam nikogo nie było. Przerażona zadzwoniłam do Lexi.
- Hej, w porządku?- spytała po drugiej stronie, na co ja z trudem się odezwałam.
- Błagam cię, przyjedź do Feza.
- Dlaczego? Co się stało?
- Nie wiem...wszędzie jest krew i pył...
- O Boże.- szepnęła przerażona.- Będę najszybciej jak mogę.

Minęło kilka minut, gdy do środka domu weszła Lexi wraz z towarzyszącą jej Rue. Obie zamarły na widok mieszkania, a ja siedziałam na ziemi, płacząc. Nie żyją, pomyślałam, Fez i Popielnik nie żyją.
- Ktoś musiał ich wydać.- zauważyła Rue.
- To nie ważne.- szepnęłam.- Zabili ich.
- Nie wiesz tego.- uspokoiła mnie Lexi.
- Widzisz tą krew? Fez z bratem zabili policję, czy raczej policją ich? Co jest bardziej prawdopodobne? Kurwa....- zapłakałam, kuląc się na brudnej od wszystkiego podłodze.
Wtedy kucnęła przy mnie Lexi z pewnym siebie wyrazem twarzy.
- Fezco nie jest tak głupi, żeby dać się zabić, rozumiesz? A krew świadczy o postrzale. Trzeba sprawdzić szpitale, ewentualnie areszty.
- Trzeba tam pojechać jak najszybciej.- poparła ją Rue.
- A jeśli ich nie znajdziemy?- spytałam, ale ta prędko pokręciła głową.
- Coś znajdziemy.- wyjaśniła, a ja złapałam się za brzuch z bólu.- Emily?
- A...- przeciągnęłam z jękiem. Krzyknęłam nagle, gdy moje ciało przeszedł dreszcz, a podbrzusze było jakby rozrywane.
- Co ci jest?- spytała Rue z przerażeniem.
- Błagam, karetka...- zapłakałam, więc te prędko zadzwoniły.
Czułam okropny ból, który nie ustępował w żadnej pozycji. Próbowałam stać, leżeć, kucać, czy siedzieć, ale wciąż zwijałam się, krzyczał i łkając.
Po chwili na moich spodniach pojawiła się krew, która wpasowała się w scenerię tego domu. Dużo krwi. Karetka przyjechała szybko, ale nie na tyle, by móc mi pomóc.
- Bierzesz jakieś leki?- spytał mnie medyk, a ja miałam w głowie tylko jedno.
- Dziecko.- zapłakałam, co zszokowało widocznie i dziewczyny, i lekarzy.- Nasze dziecko...
- Jesteś w ciąży?
- Błagam, ratujcie je, błagam.
- Poczekaj tu.- powiedział, po czym oddalił się z resztą lekarzy.
Spojrzałam na swoje spodnie całe we krwi. Nie byłam głupia, wiedziałam, co to może znaczyć. I niestety nie pomyliłam się.
- Kurwa.- rzuciła Rue, a Lexi spiorunowała ją wzrokiem. Wtedy wrócił do mnie mężczyzna, który powoli przede mną kucnął.
- Posłuchaj mnie, musimy zabrać cię do szpitala.
- Co z dzieckiem?
- Przykro mi, prawdopodobnie poroniłaś.
- Nie.- pokręciłam głową.- Nie, błagam.
- Zabierzemy cię do szpitala, dobrze? Musimy sprawdzić, czy tobie nic się nie stało.- wyjaśnił mi lekarz, po czym spojrzał na dziewczyny.- Zadzwońcie proszę do jej opiekunów.
- Nie mam do nich numeru.- zauważyła zdenerwowana Lexi.
- Weź telefon Emily.- rzuciła trzeźwa w tamtej sytuacji Rue, więc brunetka kucnęła przy mnie, by zabrać na chwilę mój telefon. A ja z kolei zostałam zabrana do szpitala, z którego nie byłam w stanie prędko wyjść. Ten dzień zniszczył wszystko.



Heeeej
Przepraszam, ale tak bałam się zrujnować ten rozdział, że odkładałam go w nieskończoność, ale skoro mam JUŻ 19 lat! (Od półtorej godziny) to czas pisać odważniej! Stąd ten rozdział i dalszy ciąg, który wbije was w fotele

𝐼𝑛 𝑒𝑢𝑝ℎ𝑜𝑟𝑖𝑎Where stories live. Discover now